Uderzenie po kieszeni "warszawskich słoików"
Jeśli wierzyć internetowi, zmotoryzowani mieszkańcy Warszawy powszechnie zapałali świętym oburzeniem. Powód? Radykalne podwyższenie kary za postój w strefie płatnego parkowania bez wniesienia stosownej opłaty. Z dotychczasowych 50 zł aż do 250 zł, czyli o 500 procent. Taki skok rzeczywiście musi robić wrażenie...
Komentarze w sieci nie są jednak jednoznaczne w tonie i można je podzielić na kilka grup. Autorzy wielu wpisów najwyraźniej czerpią satysfakcję z cudzego nieszczęścia i cieszą się z uderzenia po kieszeni "warszawskich słoików". Odzywają się dobrze poinformowani, twierdzący, że władze miasta gnębią kierowców, bo gwałtownie potrzebują pieniędzy na sfinansowanie remontu rurociągu do oczyszczalni Czajka, premie dla urzędników albo, uwaga... szkolenie bojówek LGBT. Z tą ostatnią opinią współgrają głosy wyznawców teorii spiskowych, przeświadczonych, że podniesienie opłaty za brak biletu parkingowego stanowi część szerszego planu, realizowanego na zlecenie osławionego rządu światowego spod znaku gwiazdy Dawida. Jego celem jest rzecz jasna zniszczenie narodu polskiego i oddanie nas w niewolę obcych, wrogich sił.
Piszą znawcy prawa ("Opłaty za parking są niezgodne z konstytucją. Kropka.") i prorocy, wieszczący katastrofalną przyszłość ("Podnoście ceny parkingów, zakazujcie wjazdu do centrów miast to pewnego pięknego dnia obudzicie się i te centra Waszych miast okażą się pustyniami bez handlu, gastronomii, kultury. Zostaną tylko emeryci, mieszkający tam od zawsze. Wszystkie firmy wyniosą się tam, gdzie klient będzie mógł dojechać autem."). Nie brakuje też anarchistów, którzy za nic mają wszelkie przepisy. "Ale brednie! Straszenie uczciwych ludzi (...) Bywam w Warszawie często, a rzadko płacę za parking - bo zwykle parkomat jest daleko i szkoda czasu. Ileś tam razu miałem za szybą jakiegoś śmiecia - nawet do końca nie wiem, czy to reklama domu uciech czy makulatura miejska. Przychodzi też coś czasem na adres rejestracji samochodu. I co? Nic? Ile raz zapłaciłem cokolwiek? ZERO! ZERO RAZY! Paść się darmoznajdy! Opłaty dla uczciwych naiwniaków, dla normalnych jest za darmo!" - pisze jeden z nich.
Czy nie obawia się, że wcześniej czy później będzie jednak musiał zapłacić karę? Nie, tym bardziej, że otrzymuje wsparcie od innych internautów: "System egzekucyjny w administracji jest w Polsce rażąco niewydolny - nie potrafi sobie poradzić z mandatami Policji, a co dopiero z takimi opłatami komunalnymi. Słowem: jeśli do tej pory nic nie zapłacił, to już pewnie w przyszłości też nie zapłaci."
Stołeczni radni uzasadniając swoją uchwałę przypominali, że kara za nieuiszczenie opłaty za parkowanie auta w strefie płatnego parkowania była niezmieniana od 17 lat. Ówczesne 50 zł to dzisiaj już zupełnie inne, nieporównanie mniejsze pieniądze i nie motywują do płacenia za postój. Przynajmniej nie każdego.
Kto by jednak zwracał uwagę na takie, skądinąd przecież rozsądne argumenty. W zgiełku ogólnego biadolenia ginie zupełnie istota ostatniej decyzji władz Warszawy. Otóż tak krytykowana podwyżka dotknie wyłącznie osoby, lekceważące obowiązek wnoszenia opłat za parkowanie. Jak to zauważył jeden z nielicznych trzeźwo myślących internautów: "Zastanawiam się o co ta awantura ? Przecież to jest wysokość kary za brak opłaty za parkowanie... nie dotyczy tych, którzy rzetelnie płacą, dotyczy tych, co nie płacą i okradają innych... Wystarczy nie kraść!"
Same opłaty pozostają relatywnie niskie: pierwsza godzina parkowania w Warszawie kosztuje 3 zł, druga - 3,60 zł, trzecia godzina - 4,20 zł, czwarta i kolejne po 3 zł. To dużo mniej niż w Krakowie (cztery, pięć lub sześć zł za godzinę, zależnie od obszaru miasta; im bliżej Rynku, tym drożej) czy Poznania (w Śródmiejskiej Strefie Płatnego Parkowania: pierwsza godzina, czwarta i następne - 7 zł, druga - 7,40, trzecia- 7,90 zł). A kogo bulwersuje lub przeraża nowa wysokość kary za parkowanie "na sępa" w stolicy niech się przeniesie na przykład do Wałbrzycha. Tam identyczne przewinienie będzie go kosztowało 50 zł lub nawet tylko 30 - jeżeli uiści opłatę w ciągu 7 dni.