Uber miał specjalny przycisk awaryjny. Używano go, by ukrywać oszustwa

Z dokumentów upublicznionych przez dziennik "The Guardian" wynika, że Uber posiadał awaryjny przycisk do blokowania dostępu do komputerów. Według BBC specjalna procedura miała być stosowana w przypadku kontroli śledczych w oddziałach firmy. Raz miał użyć jej sam dyrektor przedsiębiorstwa Travis Kalanick. Jest to ciąg dalszy afery związanej z Uberem, o której pisaliśmy kilka dni temu.

"The Guardian" opublikował tzw. akta Ubera.
"The Guardian" opublikował tzw. akta Ubera.Wojtek LaskiEast News

BBC - Uber blokował komputery w przypadku kontroli

Jak informuje BBC, w razie kontroli policji w oddziale Ubera, pracownicy mieli uruchamiać tzw. wyłącznik awaryjny.

Miał on zdalnie blokować serwery firmy, a tym samym uniemożliwiać ściąganie danych. Zdaniem brytyjskiej stacji, przynajmniej raz polecenie wdrożenia procedury wydał osobiście Travis Kalanick, który wówczas kierował przedsiębiorstwem. W mailu rzekomo wysłanym do jednego z oddziałów nakazał zablokowanie serwerów jak najszybciej w Amsterdamie. Podobne sytuacje miały mieć miejsce w siedzibach firmy między innymi w Kanadzie czy Belgii. Źródło BBC miało poinformować, że procedura ta miała być zastosowana trzykrotnie we Francji.

Sam Uber twierdzi, że przestał blokować serwery w 2017 roku, kiedy dyrektorem został Dara Khosrowshahi. Z kolei pełnomocnik Kallanicka zapewnił, że były dyrektor nigdy nie autoryzował działań, które mogły utrudnić działanie wymiaru sprawiedliwości w danym kraju. Dodał przy tym, że Uber stosował procedury, które miały na celu jedynie zabezpieczenie własności intelektualnej.

"The Guardian" ujawnił tzw. akta Ubera

"The Guardian" ujawnił 124 tys. dokumentów z lat 2013-2017, kiedy zarządzał nią Travis Kalanick. Tzw. akta Ubera pokazują, zdaniem brytyjskiego dziennika, wątpliwe etycznie praktyki dokonywane przez jej kierownictwo. Wśród opublikowanych dokumentów można znaleźć m.in. 83 tys. maili. Pokazują one komunikację, którą często bez ogródek prowadził Kalanick z wyższym kierownictwem Ubera.

Z tzw. akt Ubera wynika, że w czasach, kiedy firmą zarządzał Travis Kalanick, dopuszczała się ona wątpliwych etycznie działań.Sam SimmondsEast News

W jednej z nich Kalanick miał uznać, że wysłanie kierowców Ubera na protest we Francji to dobry pomysł. Kierownicy wyrażali obawy, że mogą oni doświadczyć przemocy ze strony wściekłych przeciwników z taksówkarskiej branży. Kalanick miał uznać, że: "Przemoc gwarantuje sukces".

Akta Ubera. Macron miał pomagać firmie

Firma miała także prowadzić lobbing wśród polityków czy ludzi biznesu, celem wzmocnienia swojej pozycji. Z ujawnionych wiadomości wynika, że Kalanick miał często kontaktować się z Emmanuelem Macronem. Ten miał potajemnie pomagać firmie we Francji, kiedy był ministrem gospodarki, pozwalając Uberowi na częsty i bezpośredni dostęp do niego i jego współpracowników.

"The Guardian" opisuje również, że Uber wywierał presję na rządy wielu krajów, by te zmieniały prawo i utorowały drogę dla opartego na aplikacjach modelu umów na zlecenie. Jak pokazują dokumenty, Uber planował wydać w 2016 roku 90 milionów dolarów na lobbing i public relations, aby stłumić ostre protesty przeciwko firmie i uzyskać oczekiwane zmiany w przepisach dotyczących taksówek oraz prawa pracy.

Brytyjski dziennik prowadził globalne śledztwo w sprawie wyciekłych plików dotyczących Ubera, dzieląc się danymi z redakcjami wchodzącymi w skład Międzynarodowego Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (ICIJ).

***

Moto flesz - odcinek 46. Kolejna podwyżka na autostradzie A4INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas