Strefy czystego transportu, czyli absurd i abstrakcja
Wiele szumu i emocji wywołał przygotowany przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska projekt przepisów, nakazujących tworzenie w miastach powyżej 100 000 mieszkańców stref czystego transportu. Ma on formę nowelizacji Ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych, co też wskazuje na główny cel proponowanych zmian - ułatwienie i przyspieszenie elektryfikowania transportu drogowego w Polsce.
Wspomniany projekt, o czym informowaliśmy, jako pełen wewnętrznych sprzeczności i mało ambitny zdążył zostać skrytykowany zarówno przez Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych, jak i działaczy antysmogowych.
Właściciele samochodów elektrycznych korzystają z określonych przywilejów. M.in. mogą jeździć buspasami, unikając w ten sposób korków oraz parkować za darmo w strefach płatnego postoju.
Niestety, te wydawałoby się atrakcyjne bonusy nie spowodowały radykalnego wzrostu sprzedaży "elektryków". Auta z zielonymi tablicami rejestracyjnymi wciąż są na naszych ulicach bardziej ciekawostką niż powszechnością.
Według danych PASP, na początku listopada tego roku po polskich drogach jeździło zaledwie około 8 600 "elektryków". To cząstka promila ogółu zarejestrowanych pojazdów. Czy perspektywa zakazu wjazdu do wydzielonych części miast (przypomnijmy, że już teraz niektóre dzielnice, historyczne, zabytkowe centra są praktycznie niedostępne dla ogółu zmotoryzowanych) cokolwiek tu zmieni? Być może, ale tylko "cokolwiek". Tym bardziej, że owe szlabany da się łatwo ominąć. Na przykład wyposażając swój wóz w instalację gazową.
Zgodnie bowiem z ministerialnym projektem, do stref czystego transportu (SCT) będą mogły wjeżdżać m.in. samochody zasilane LPG. Dla osób, które nie chcą sobie zawracać głowy takimi przeróbkami, też pozostawiono furtkę. Otóż rada gminy będzie mogła dopuścić poruszanie się po SCT także kierowców wszelkich innych pojazdów - za opłatą, nie wyższą niż 2,50 zł za godzinę.
Załóżmy, że mamy rok 2021. Nowelizacja, o której mówimy, stała się faktem i w wielu polskich miastach powstały strefy czystego transportu. Do 2025 roku będą mogły do nich bez przeszkód i bezpłatnie wjeżdżać samochody, które spełniają co najmniej normę (emisji spalin) Euro 4, obowiązującą od 2006 r. A więc nie starsze niż... piętnastoletnie.
Jan Kowalski przymierza się do zakupu auta. Jak większość rodaków - używanego. Myśli o bestsellerze rynku wtórnego, czyli Audi A4. Najlepiej rodzinnego kombi "w dieslu". Przegląda ogłoszenia i widzi, że za taki wóz, z 2005 r., nie powinien zapłacić więcej niż 20 000 zł. Kowalski wie, że z pewnych osobistych względów będzie musiał przez jakieś 200 dni w roku wjeżdżać na 4 godziny do miejscowej SCT. Przy stawce 2,50 zł/godz. będzie go to kosztowało 2000 zł rocznie.
Sporo, jednak z drugiej strony, gdyby chciał się przyczynić do "ułatwienia i przyspieszenia rozwoju elektromobilności w Polsce" i zamiast starego "audika w tedeiku" kupił nową elektryczną Skodę Citigo e-iV za około 70 000 zł (z 15-proc. dopłatą z rządowego programu, skądinąd cieszącego się znikomą popularnością), różnicę w cenie między oboma samochodami, biorąc pod uwagę tylko oszczędności dzięki darmowemu dostępowi do SCT, musiałby odrabiać przez... 25 lat. A w przypadku zakupu ośmioletniego elektrycznego Nissana Leafa za 32 000 zł - przez 6.
Absurd i abstrakcja, nawet uwzględniwszy wszystkie za i przeciw. Decyzja i wybór Kowalskiego wydaje się zatem oczywista, tym bardziej, że ma on alternatywę w postaci kupna dowolnego "zagazowanego" benzyniaka lub upragnionego Audi A4 z 2007 r., niewiele droższego od porównywalnego egzemplarza z 2005 r., który spełniając normę Euro 4 zapewni mu święty spokój na 5 lat, do 2025 r.
Jak wspomnieliśmy, ministerialny projekt nie podoba się także aktywistom z "zielonych" organizacji. Ich zdaniem, warunki stawiane pojazdom wjeżdżającym do stref czystego transportu są zbyt łagodne i nadmiernie rozciągnięte w czasie. Ponadto planowane przepisy przewidują za dużo wyjątków. Nie tylko dla samochodów płynnym gazem, ale także pojazdów należących do mieszkańców SCT oraz funkcjonujących tam przedsiębiorców. Liczne odstępstwa od wymogów emisyjnych oraz ograniczony obszar stref stawiają pod znakiem zapytania znaczenie ustanowienia SCT dla poprawy jakości powietrza w miastach ("Rozwiązanie takie pozwoli na istotne zmniejszenie poziomu szkodliwych emisji pochodzących z sektora transportu na terenach miejskich" - czytamy w uzasadnieniu projektu zmian przepisów). O ile w ogóle uznamy, że transport drogowy faktycznie jest istotnym źródłem zanieczyszczeń (latem, gdy przestają funkcjonować domowe piece węglowe, czyli zanika tzw. niska emisja, smogu nie ma; mimo, że ruch samochodowy jest wówczas nawet intensywniejszy niż zimą).
Nowelizacja "ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych oraz niektórych innych ustaw" trafiła do uzgodnień i konsultacji. Prawdę mówiąc nie wiadomo, czy w ogóle wejdzie w życie. Pamiętamy przecież losy pionierskiej strefy czystego transportu na krakowskim Kazimierzu. Zlikwidowanej m.in. wskutek protestów właścicieli działających tam sklepów, restauracji, punktów usługowych, którzy twierdzili, że ograniczenie wjazdu samochodów jest ciosem w ich biznesy. Obecnie tego rodzaju naciski ze strony firm, boleśnie dotkniętych przez skutki pandemii, będą zapewne jeszcze silniejsze.
***
Zagłosuj i wygraj. CODZIENNIE CZEKA OD 20 000 zł do 40 000 zł!
Zapraszamy do udziału w 5. edycji plebiscytu MotoAs. Wyjątkowej, bo związanej z 20-leciem Interii. Z tej okazji przedstawiamy 20 modeli samochodów, które budzą emocje, zachwycają swoim wyglądem oraz osiągami. Imponujący rozwój technologii nierzadko wprawia w zdumienie, a legendarne modele wzbudzają sentyment. Bądź z nami! Oddaj głos i zdecyduj, który model jest prawdziwym MotoAsem!