Samochodowa "kiełbasa wyborcza"?
Trwa dyskusja na temat sytuacji jaka panuje w polskiej motoryzacji w kontekście masowego zjawiska, jakim jest niczym nieograniczony import samochodów używanych.
Poniżej głos właściciela komisu samochodowego, który od lat zajmuje się handlem autami. Z jego opinią można zgadzać się lub nie, ale warto przeczytać.
W krajach o niskim stopniu motoryzacji – takim jak w naszym kraju - fakt lawinowego importu samochodów po otwarciu granic był do przewidzenia. Ale niektóre państwa wprowadziły pewne ograniczenia. Przykładowo Czesi, mogą sprowadzić każde auto, bez względu na wiek, jednak wymogiem niezbędnym do rejestracji jest spełnianie normy EURO III (bardziej restrykcyjnej, niż obowiązująca w Polsce do maja norma EURO II). Warto przypomnieć że Czechy weszły w struktury Unii w tym czasie co Polska, tak więc koronny argument wielu oponentów blokowania importu o łamaniu przepisów Unii mija się z rzeczywistością.
Jednak w Polsce na początku roku 2004 ograniczenia importu były bardzo ryzykowne. Fakt upadku rządu Leszka Millera i możliwość wcześniejszych wyborów sprawiła, że zamiast patrzeć realnie w przyszłość, posłowie wybrali przypodobanie się wyborcom i zaoferowanie im „wyborczej kiełbasy” w postaci tańszych samochodów. Żadna partia nie zaryzykowała obiektywnego spojrzenia w następne lata, w chwili gdy realne były wybory parlamentarne. Ta sytuacja wprowadziła naszą motoryzację w stan kryzysu.
Bzdurą jest bowiem twierdzenie, że sprowadzane starsze samochody nie mają wpływu na zakupy w salonach. Ilość sprowadzonych aut przyczyniła się do spadku cen na rynku wtórnym. Obecnie aby wymienić samochód starszy na młodszy, należy wydać więcej pieniędzy. Kupujący, których na to nie stać, mogą więc zakupić pojazd importowany starszy, ale wyższej klasy lub ... nadal jeździć posiadanym samochodem.
Po ponad półrocznym „samochodowym dobrobycie”, oprócz kryzysu doczekaliśmy się też kilku nowych sytuacji.
Na plus trzeba przyjąć, że zwiększyła się mobilność polskiego społeczeństwa. W ciągu pierwszych 10 miesięcy tego roku wprowadzono do obrotu prawie 800 tysięcy samochodów (nowych i importowanych), co zwiększa możliwości dojazdu do pracy i powinno zmniejszyć bezrobocie.
Jednakże, park samochodowy w Polsce znacznie się zestarzał. Podczas kiedy średni wiek samochodu na koniec 2003 przekraczał 11 lat, na koniec 2004 będzie to znacznie więcej (56,5% samochodów sprowadzonych z Unii ma powyżej 10 lat, a 36,7% przekracza 16 lat).
Starsze pojazdy to pogorszenie stanu bezpieczeństwa na drogach, zwiększone zanieczyszczenia środowiska, a także zawieszone w próżni koszty utylizacji tych aut. Wprawdzie poniosą je producenci, ale w efekcie końcowym zapłacą za to klienci. Producent bowiem podniesie ceny wyrobów finalnych.
Nie możemy też zapominać, że dla inwestorów zagranicznych jesteśmy krajem bardzo niestabilnym. Na początku listopada na specjalnej konferencji przedstawiciele firm japońskich (potencjalnych inwestorów), negatywnie ocenili brak dostatecznych działań ze strony rządu i podkreślono, iż może być to jeden z czynników zniechęcających do inwestycji w Polsce.
Najgorszym problemem jest jednak przyzwolenie na kradzież. Dotyczy to zarówno oszustw w zakresie zaniżania faktur przywozowych, jak i kradzieży części samochodowych. Kupujący samochody na giełdach godzą się na niższe faktury niż rzeczywista wartość, a kupując reflektory, halogeny, lusterka itp. do remontu „importowanego cacka” przymykają oko na fakt braku legalności. Ich argument jest zazwyczaj ten sam „państwo kradnie, a biedni ludzie się tylko bronią”.
Jednakże ideologia ta jest tylko o krok od stwierdzenia „jak jesteś biedny to zabierz bogatemu”. To zaś jest bliższe prawu dżungli niż Unii Europejskiej i tego nie uda się już wytłumaczyć. (bk)