Rosjanie zbierają pieniądze na opony dla milicji. To "pomoc humanitarna"
Rosjanie zbierają nie tylko na skarpetki, szczoteczki do zębów czy konserwy dla swoich żołnierzy. Kraj o mocarstwowych ambicjach nie jest nawet w stanie wyposażyć w opony samochodów milicji, pogotowia i służb bezpieczeństwa w "wyzwolonej Noworosji".
Na tyłach frontu potrzeba nawet "7000 opon w popularnych rozmiarach", bo na zmasakrowanych przez rosyjską artylerię drogach łatwo o złapanie gumy. Od kilku tygodni trwa ogólnokrajowa zbiórka na ten cel.
Problem opon prześladuje Rosjan od początku wojny w Ukrainie. W pierwszych tygodniach rosyjskiej inwazji świat obiegły zdjęcia jadących na Kijów ciężarówek Federacji Rosyjskiej poruszających się na oponach wyprodukowanych jeszcze w czasach ZSRR.
Wkrótce potem zachodnie firmy, jak chociażby Continental czy Bridgestone, zawiesiły swoją działalność w Rosji. W lipcu o całkowitym wycofaniu się z tego rynku poinformowały m.in. Michelin i Nokian.
W pierwszym przypadku było to następstwo całkowitego wycofania się z Rosji Grupy Renault i przecięcia wszelkich relacji łączących ją z Ładą. Wcześniej podobną decyzję podjęły również Continental i Pirelli.
Chociaż wyrwę powstałą w rosyjskim rynku ogumienia po wycofaniu się zachodnich koncernów sprawnie zasypują właśnie dostawcy z Chin, problem opon zdaje się prześladować rosyjskie służby. Sytuacja jest na tyle poważna, że w zbiórce pieniędzy na zakup opon dla służb działających na okupowanych terenach Ukrainy uczestniczy ogół rosyjskiego społeczeństwa.
Już pod koniec września najstarsza rosyjska gazeta motoryzacyjna "Za Rulem", ogłosiła zbiórkę pieniędzy na opony dla pojazdów służb "Ługańskiej i Donbaskiej Republiki Ludowej". Zgodnie z wytycznymi rosyjskiej propagandy - chodziło o zakup opon dla karetek, radiowozów milicji, innych pojazdów "dostarczających pomoc humanitarną mieszkańcom".
Zbiórka organizowana jest przez "Za Rulem" wspólnie z rosyjskim Frontem Ludowym - prokremlowską organizacja założoną w 2013 roku, która w powszechnej opinii stanowi "przybudówkę" Władimira Putina. Organizatorzy zbiórki przekonują, że "bez opon nie można zapewnić ładu i porządku" na "wyzwolonych terenach", ani też "zapewnić opieki medycznej tym, którzy tego potrzebują". Pieniądze zbierane są w mediach społecznościowych. Jedną z form wsparcia jest wykupienie prenumeraty "Za Rulem".
W komunikatach, jakie pojawiają się w rosyjskich serwisach społecznościowych przeczytać można, że w sumie służby w obu "wyzwolonych" przez Rosję "republikach ludowych" potrzebują "siedmiu tysięcy opon w popularnych rozmiarach". Można więc zakładać, że chodzi o wyposażenie ponad 1,5 tys. pojazdów. Opony zużywają się szybko, bo samochody poruszają się "w pobliżu działań wojennych", a jak wiadomo, na przerytych ostrzałem artyleryjskim drogach łatwo uszkodzić pojazd.
Chociaż zagraniczna opinia publiczna nie może wyjść z szoku po kolejnych dowodach na rosyjskie bestialstwo i zbrodnie wojenne, większość Rosjan pozostaje pod silnym wpływem propagandy. W kraju, na "potrzeby wysiłku zbrojnego" organizowane są więc liczne zbiórki i "wiece humanitarne". Cywile organizują paczki dla walczących żołnierzy, a wiele inicjatyw wspieranych jest przez lokalne samorządy. Przykładowo - władze Moskwy zrezygnowały właśnie z organizacji imprezy sylwestrowej, by zaoszczędzone w ten sposób środki przekazać wojsku.
Redakcja "Za Rulem" nie chwali się, ile pieniędzy udało się zebrać na zakup opon dla "Ludowych Republik Ługańskiej i Donieckiej" przez dwa miesiące trwania ogólnokrajowej zbiórki. Mamy jedynie nadzieję, że problemom rosyjskich służb w obu okupowanych obwodach w szybkim tempie położy kres ofensywa armii ukraińskiej.
***