Przygoński o swoich planach na przyszłość
"Ściganie mam chyba we krwi, gdybym nawet wygrał Rajd Dakar to na pewno nie zacząłbym myśleć o zakończeniu kariery. Mam zamiar jeździć tak długo, jak to będzie możliwe" – zadeklarował Kuba Przygoński, zdobywca w sezonie 2018 Pucharu Świata FIM w rajdach terenowych.
Przygoński jest drugim Polakiem po Krzysztofie Hołowczycu, który wywalczył to trofeum. Hołowczyc, rajdowy mistrz Europy, triumfował w 2013 roku.
W sezonie 2018 Przygoński wygrał cztery rajdy zaliczane do klasyfikacji PŚ, pięciokrotnie plasował się na drugiej pozycji, tylko raz był czwarty.
Dwa zwycięstwa zanotował w rajdach pustynnych, dwa w typu baja, co potwierdza, że warszawianin potrafi bardzo szybko jeździć na różnych rodzajach nawierzchni.
Za dwa miesiące triumfatora PŚ czeka start w Rajdzie Dakar. 33-letni kierowca wystąpi w tej uważanej za najtrudniejszą w rajdach terenowych imprezie po raz 10. w karierze. Sześć razy Przygoński jechał motocyklem, trzy - samochodem. Jako motocyklista Orlen Teamu zajął szóste miejsce w 2014 roku, w samochodzie na mecie edycji 2018 uplasował się na piątej pozycji.
Plan na kolejną edycję imprezy jest jeszcze bardziej bojowy.
"Apetyt rzeczywiście mam coraz większy, ostatnio byłem piąty, teraz marzę o podium. Czuję, że jestem w tym roku w wysokiej formie, bardzo dobrze układa się współpraca z pilotem Tomem Coulsulem, stąd takie nadzieje. Ale sport jest nieobliczalny, zawodnicy zbyt pewni siebie mogą przez jeden mały błąd spaść na dno, dlatego nie chcę zapeszać" - powiedział PAP Przygoński.
Komentując zwycięstwo w PŚ podkreślił, jak ważna w załodze rajdowej jest rola pilota.
"Bez Toma nie wygrałbym Puchar Świata, ale on także bez mnie nic by nie zdziałał. Tworzymy zespół, na trasie jesteśmy monolitem. Rozumiemy się już prawie bez słów, załoga jest w pełni zgrana" - dodał Przygoński.
Warunkiem sukcesu w rajdach, obok załogi, jest także sprzęt. Polsko-belgijski team w styczniu pojedzie najnowszej generacji Mini John Cooper Works Rally w barwach fabrycznego teamu X-Raid.
Obok nich w zespole będą czołowi kierowcy świata Carlos Sainz, Cyril Despres, Nani Roma i Stephane Peterhansel.
Trasa 41. edycji Dakaru została wytyczona tylko na peruwiańskich bezdrożach. Rajd został skrócony do 11 dni, odbędzie się w terminie 6-17 stycznia 2019. Start i meta zaplanowane są w stolicy kraju - Limie. Taka decyzja ma związek z wycofaniem się z organizacji Boliwii, co spowodowało, że wyeliminowana została Argentyna, która nie graniczy z Peru.
"Zbliżający się Dakar zapowiada się jako bardzo trudny, choć trasa prowadzi tylko w jednym kraju. Ale to będzie prawie non-stop monotonna pustynia, na której nawigacja nie jest łatwa. Mamy silny, doświadczony zespół i liczę na dobry wynik, tym bardziej, że na trasie nie będzie w tym roku ekipy Peugeota, którego przewaga technologiczna w poprzedniej edycji przyprawiała zawodników innych ekip o ból głowy. Z nimi wtedy wygrać nie było można, teraz stawka będzie o wiele bardziej wyrównana" - uważa Przygoński.
Dwa ostatnie miesiące roku kierowca zespołu X-Raid poświęci na przygotowania. Polsko-belgijska załoga do Ameryki Południowej wylatuje 2 stycznia. Przygoński jest zadowolony, że będzie mógł święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok spędzić z rodziną.
"To dla mnie szczególnie ważne, tym bardziej, że urodziła mi się druga córeczka i staram się w miarę możliwości pomagać żonie przy dziecku. Dzielimy się obowiązkami, ale gdy wyjadę, wszystko będzie na jej barkach" - dodał.
Na pytanie, jak widzi perspektywy rozwoju motorsportu w Polsce, Przygoński przyznał, że ma nadzieję, iż jego zwycięstwo w Pucharze Świata będzie miało pozytywny wpływ.
"Zainteresowanie fanów jest coraz większe, co widać podczas samych imprez, gdzie na trasach są tysiące kibiców. Gdyby nie Orlen Team, nic bym nie osiągnął. Koszty startów są bardzo wysokie, nie na kieszeń prywatnego kierowcy. Potrzebne jest także większe zainteresowanie mediów, bez tego trudno jest zdobyć fundusze od sponsorów. Wierzę, że perspektywy są dobre" - zakończył.