Przez wypadek sprzed 10 lat jeździ na wózku. Do dziś nie dostał odszkodowania

Pan Andrzej został 10 lat temu ranny w wypadku - w wyniku powstałych obrażeń stracił władzę nad nogami. Do zdarzenia doszło z winy innego kierowcy, którego bez większego problemu udało się postawić przed sądem. Pomimo tego do dzisiaj pan Andrzej nie otrzymał odszkodowania. Jak to możliwe?

10 lat temu pan Andrzej miał wypadek na skuterze

Ponad 10 lat temu życie pana Andrzeja z Mazowsza legło w gruzach. Poważny wypadek drogowy, do którego doszło w stolicy, dramatycznie zmienił jego życie. Wtedy pan Andrzej miał 23 lata. Skończył właśnie studia.

- Pamiętam, że wracałem wtedy skuterem z centrum, jechałem sobie spokojnie, wjeżdżałem na skrzyżowanie na zielonym świetle i w tym momencie zauważyłem po lewej stronie duży, jasny pojazd. Poczułem silne uderzenie, potem obudziłem się na asfalcie. Pamiętam, że czołgałem się po nim, a ludzie, którzy się zatrzymali, kazali mi wtedy leżeć. Pytałem co się dzieje, czemu nie czuję nóg - opowiada Andrzej Pasik.

Reklama

Lekarze przez kilka miesięcy walczyli o przywrócenie władzy w nogach pana Andrzeja. Niestety bezskutecznie. Młody mężczyzna wrócił więc do domu na wózku inwalidzkim.

- Było bardzo źle, dlatego, że dom nie był przystosowany. Poprosiłam sąsiada żeby zrobił takie szyny z desek, żebym mogła go wwieźć, ale nie miałam, aż tyle siły - wspomina Barbara Szwed, matka pana Andrzeja.

- Tak samo po wypadku została przerobiona weranda, żeby umożliwić mi wjazd wózkiem do domu. Nadal są rzeczy, które wymagają przystosowania, tak jak schody na piętro - zaznacza pan Andrzej.

Sprawca wypadku jest znany, ale odszkodowania nie ma

Sprawcą wypadku uznano Jacka S. - kierowcę auta, który skręcał w lewo i nie ustąpił pierwszeństwa panu Andrzejowi. Proces karny trwał ponad 3 lata, bo Jacek S. często nie stawiał się na rozprawy.

- Doprowadził do zderzenia obu pojazdów, w skutek tego zdarzenia pokrzywdzony doznał szeregu urazów. Za czyn ten sąd wymierzył oskarżonemu karę roku pozbawienia wolności. Sąd warunkowo zawiesił wykonanie tej kary na okres trzech lat próby - informuje Beata Adamczyk Łabuda z Sądu Okręgowego w Warszawie.

- Może chciał to odwlec, bo jak wiadomo, on był prezesem, więc może już później by nie był tym prezesem - zastanawia się matka poszkodowanego.

Jacek S. prezesem firmy na Mazowszu jest nadal. Niestety, mimo wielu prób kontaktu, nie chciał porozmawiać z reporterami "Interwencji".

Od wypadku minęło już 10 lat. Sprawa w sądzie cywilnym przeciwko firmie, która ubezpieczała auto sprawcy, toczy się już szósty rok. Pan Andrzej walczy o ponad milion złotych, bo nie może pracować i utrzymuje się ze skromnej renty.

Kilka lat to za mało by biegli sporządzili opinię

- Zazwyczaj, i tak też jest w tej sprawie, zachodzi konieczność dopuszczenia dowodu z opinii szeregu biegłych. Mamy w tej sprawie do czynienia z taką sytuacja, że jedna z biegłych składała cztery razy opinię uzupełniającą - mówi tłumaczy Sylwia Urbańska z Sądu Okręgowego w Warszawie.

Opinia biegłej sądowej w zakresie rehabilitacji powstaje już trzeci rok. Chcieliśmy się dowiedzieć dlaczego tak długo. Stwierdziła, że wydaje tyle opinii, iż nie pamięta sprawy, a na dłuższą rozmowę przez kamerą nie znalazła czasu.

Jak przyznaje Sylwia Urbańska z Sądu Okręgowego w Warszawie, podobne sprawy zawsze trwają podobnie długo. - Tyle i dłużej. Właśnie przez tę konieczność wysyłania akt do kolejnych biegłych. Czasami długo oczekujemy na opinie biegłych.

Pozwana firma ubezpieczeniowa wypłaciła już niewielkie sumy na bieżące potrzeby pana Andrzeja, ale końca procesu o odszkodowanie nie widać. To jeszcze pogarsza i tak już trudną sytuację mężczyzny i jego matki.

- Niestety z człowieka bardzo otwartego i uczestniczącego w życiu społecznym, stałem się osobą raczej zamkniętą i przebywającą w czterech ścianach. Wiadomo, że z czasem zdrowie będzie się pogarszać, nie będzie już lepiej, może być tylko gorzej - podsumowuje.

***

Interwencja
Dowiedz się więcej na temat: ubezpieczenie OC
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy