Przez drobny błąd polska gmina zapłaciła właścicielowi McLarena pół mln zł
Stan polskich dróg jest obecnie nieporównywalnie lepszy z tym, jak wyglądały one 10, a tym bardziej 20 lat temu. Nadal jednak nie brakuje nierównych fragmentów, a także dziur. Pechowy kierowca nadal może sobie więc uszkodzić koło, ale w tej historii największego pecha miała pewna polska gmina.
Ubezpieczenie OC jest obowiązkowe dla każdego właściciela samochodu, ale od odpowiedzialności cywilnej może się ubezpieczyć właściwie każdy. Własne polisy OC wykupują chociażby warsztaty mechaniczne oraz zarządcy dróg. Takie ubezpieczenia nieco się jednak różnią od komunikacyjnych.
Chodzi o to, że suma gwarancyjna wskazywana w ubezpieczeniu odpowiedzialności cywilnej narzucana jest przez ustawodawcę jedynie w przypadku ubezpieczeń obowiązkowych (np. OC pojazdu). W ubezpieczeniach dobrowolnych sami możemy określić granicę, jaką pokrywać będzie ubezpieczenie i od tego uzależniana jest wysokość stawki.
Jednak ustalając wysokość składki na niskim poziomie, ryzykujemy, że polisa ubezpieczeniowa nie pokryje w całości oczekiwań poszkodowanego (trzeba więc będzie dołożyć z własnej kieszeni) lub że po wypłacie odszkodowania ubezpieczony pozostanie bez dalszej ochrony, wskutek wyczerpania się sumy gwarancyjnej.
Taki właśnie problem spotkał władze jednej z polskich gmin, której włodarze wykupili w Warcie polisę OC. Po co gminom takie ubezpieczenie? Każda jednostka samorządu realizuje pewne ustawowe obowiązki. Wśród nich wymienić można np. remonty mające zapewnić bezpieczeństwo korzystania z infrastruktury - dróg i chodników. Jeśli kierowca uszkodzi pojazd na dziurze, może dochodzić odszkodowania od zarządcy danego odcinka, czyli np. gminy.
Zwykle na dziurze uszkodzona zostaje opona, rzadziej felga. Koszty ich wymiany nie są szczególnie duże, ale pech chciał, że pewnego dnia przez jedną polską gminę przejeżdżał kierowca McLaren 570 GT. Całe zdarzenie tak opisała przedstawicielka ubezpieczyciela:
Już sama opona i felga do supersamochodu potrafią być bardzo drogie, a w przypadku tego zdarzenia szkody miały znacznie szerszy zakres. Ponadto doszły jeszcze dodatkowe czynniki, jakie musiał uwzględnić ubezpieczyciel. McLaren trafił na lawecie do serwisu, a właściciel musiał otrzymać na czas naprawy samochód zastępczy podobnej klasy. W sumie kwota odszkodowania wyniosła aż 450 tys. zł. Składały się na nią:
- koszty naprawy auta w serwisie McLarena w Polsce,
- rekompensata z tytułu braku możliwości korzystania z własnego pojazdu i najmu pojazdu (McLaren 570 GT był wynajmowany na różne imprezy okolicznościowe),
- zapewnienie samochodu zastępczego (samo auto zastępcze wygenerowało koszt ponad 200 tys. zł).
W omawianym przypadku uszkodzonego McLarena nie doszło do żadnego spektakularnego wypadku. Nikt nie doznał żadnych obrażeń ciała, które najczęściej są źródłem wysokich roszczeń cywilnoprawnych. Mimo to suma gwarancyjna ubezpieczenia została wyczerpana i do likwidacji szkody gmina dopłacić musiała z własnego budżetu. Czyli z pieniędzy mieszkańców.