Prawnik o karach za brak biletu na parkingu. "Wyrzuć do kosza"

"Pobierz darmowy bilet". "Opłata za brak biletu - 100 zł". Takie tablice często spotkać można na parkingach pod Lidlem czy Biedronką. Pobrania biletu, nawet jeśli mieścimy się w darmowym czasie parkowania, żądają też od kierowców operatorzy parkingów przy galeriach handlowych lub innych podobnych lokalizacjach, często przy obiektach użyteczności publicznej. Czy karanie kierowców, którzy nie wywiązują się z takiego obowiązku jest zgodne z prawem? A co jeśli zgubiliśmy bilecik albo pomyliliśmy się podając numer rejestracyjny?

Kara za brak biletu? Prawnik radzi "wyrzuć do kosza"
Kara za brak biletu? Prawnik radzi "wyrzuć do kosza"Paweł RygasINTERIA.PL

Praktyka wielu kierowców pokazuje, że karę dostać można nie tylko za brak biletu, ale też np. za drobną pomyłkę, jak chociażby podanie nieprawidłowego numeru rejestracyjnego. Często zdarza się też tak, że kontrolerzy wetkną za wycieraczek informacje o naliczeniu kary, gdy kierowca stoi właśnie grzecznie w kolejce po bilecik. Co zrobić w takiej sytuacji? Zawiłości związane z tą tematyką wyjaśnia w swoim najnowszym filmie wrocławski radca prawny - Karol Hojda.

Wjeżdżasz na parking - pobierz bilet. To nic nie kosztuje

Najprostszym rozwiązaniem jest oczywiście stosowanie się do umieszczonych na takich parkingach regulaminów, które obligują kierowcę do pobrania biletu. Biorąc pod uwagę, że w zdecydowanej większości takich miejsc pierwsza godzina (a często nawet 90 minut) nie wymaga wnoszenia żadnych opłat, to zdecydowanie najrozsądniejsze podejście do tematu. Zdarza się jednak, że chociażby przez roztargnienie - zamiast zostawić w aucie - bilecik za parkowanie zabierzemy ze sobą do sklepu, lub np. - zamykając drzwi - podmuch powietrza zrzuci bilet z podszybia.  W takich przypadkach naliczenie karnej opłaty za parkowanie jest bardzo prawdopodobnie. Prawnicy przekonują jednak, że kierowcy nie muszą wcale na to godzić.

Wjeżdżasz na parking - pobierz bilet. To nic nie kosztuje

Wjeżdżając na cudzą posesję powinniśmy respektować wymogi jej właściciela lub zarządcy. Problem w tym, że firmy zarządzające takimi parkingami zdają się świadomie żerować na niewiedzy kierujących zastawiając na kierowców różne "pułapki". Zjawisko dotyczy w szczególności naliczania kar, które - często nieprzypadkowo - mylone są z przez kierowców z mandatami czy karami za nieprawidłowe parkowanie w Strefie Płatnego Parkowania. 

Prawnik o karach za brak bileciku. "To świstki"

"Świstki" wkładane za wycieraczkę czy korespondencja trafiająca do nas pocztą to nie mandaty.

Mandat to uproszczona kara za popełnienie czynu zabronionego. Aby wyegzekwować kwotę mandatu wystarczy, aby urząd skarbowy wszczął egzekucję administracyjną i zajął środki na rachunku bankowym
tłumaczy w rozmowie z Interią Hojda.

Pamiętajmy też, że mandaty wystawiać mogą np. policja czy straż miejska. Wtykane za wycieraczkę kary za parkowanie mają zupełnie inny charakter. To nic innego jak "wezwanie do zapłaty na rzecz danego przedsiębiorcy".

Kara za parking? Konieczie sprawdź kto wystawił wezwanie

Hojda zwraca np. uwagę, że nie wszyscy przedsiębiorcy grają wobec kierowców fair i często starają się upodobnić prywatne parkingi (np. stosując taki sam model parkomatu), do stref płatnego parkowania. W opinii prawnika, z tego powodu na zdecydowanej większości płatnych parkingów prywatnych - tak samo jak w strefach płatnego parkowania - nie znajdziemy też np. szlabanów, które jasno sugerowałyby kierującym, że postój jest płatny.  

Z punktu widzenia kierowcy różnica między parkingiem prywatnym a miejską (gminną) strefą płatnego parkowania może się wydawać marginalna, ale z punktu widzenia prawa - jest ona gigantyczna. Dlaczego? Bo w przypadku miejskich (gminnych) stref płatnego parkowania, opłata dodatkowa - czyli kara za brak opłaty za parkowanie - naliczana jest na właściciela pojazdu.

Oznacza to, że jeśli na wetkniętym za szybę wezwaniu widnieją dane Urzędu Miasta czy np. Zarządu Dróg Miejskich możemy być pewni, że kara - czyli "opłata dodatkowa" zostanie skutecznie wyegzekwowana. Dzieje się tak, bo - w przeciwieństwie do zarządców prywatnych parkingów - urzędnicy państwowi nie muszą ustalać personaliów kierowcy. Do nałożenia kary wystarczą im jedynie dane właściciela pojazdu. "W odróżnieniu od miejskich stref płatnego parkowania, opłaty za parkowanie nie można bezrefleksyjnie domagać się od właściciela pojazdu. W przypadku parkingów zarządzanych przez prywatne podmioty konieczne jest wykazanie przez zarządcę osoby, która zaparkowała określony pojazd w konkretnym miejscu i czasie - tłumaczy Hojda.

Brak biletu za parkowanie? Ukarać można tylko kierowcę

I tutaj właśnie pojawiają się schody. Teoretycznie, dane właściciela pojazdu może uzyskać każdy (z CEPiK), o ile złoży specjalny wniosek, wykaże "interes prawny" i - uwaga - uiści stosowną opłatę. Aktualnie to 30,4 zł. Tyle kosztuje zarządcę parkingu ustalenie samych danych korespondencyjnych do właściciela pojazdu. Ale dane właściciela nie są przecież danymi kierowcy, który w konkretnym miejscu i czasie zaparkował pojazd na płatnym parkingu. Trzeba też wiedzieć, że - zgodnie z polskimi przepisami - właściciel pojazdu nie ma obowiązku wskazania osoby, której powierzył samochód, chociaż takie twierdzenia często znajdziemy w kierowanej do kierowców korespondencji od zarządców parkingów.

Obowiązek wskazania kierowcy zachodzi jedynie w stosunku do uprawnionych organów - np. policji czy Inspekcji Transportu Drogowego. Zarządca prywatnego parkingu może o to jedynie prosić, a właściciel pojazdu - odmówić. Bez żadnych konsekwencji.

Ciekawa jest w tym ujęciu jest też kwestia monitoringu. W opinii prawnika, nawet jeśli zarządca parkingu dysponuje nagraniem z monitoringu, które  - teoretycznie - pozwoliłoby zidentyfikować kierowcę, sprawa jest trudniejsza niż może się wydawać. Dlaczego? Bo zarządca wie, jak wygląda ktoś kto parkował dany samochód w konkretnym miejscu i czasie (dysponuje jego wizerunkiem), ale nie wie, jak dany kierowca ma na imię, nazwisko i gdzie mieszka. A właśnie te dane potrzebne są do złożenia pozwu.

Wezwanie do zapłaty za brak biletu? Kierowca musi podjąć decyzję

Właśnie z powodu braku danych osobowych - paradoksalnie - próba polubownego rozwiązania sprawy, gdy np. kierowca dysponuje błędnie wypełnionym biletem (zły numer rejestracyjny) i chce odwołać się od kary, może jeszcze pogorszyć sprawę. Hojda zauważa, że często do złożenia reklamacji służą elektroniczne formularze, a wypełniając je - z reguły - kierowca podaje zarządcy komplet sowich danych osobowych.

Prawnik radzi więc, by w ewentualnej korespondencji z operatorami parkingów:

  • jasno wskazać, że nie uznajemy roszczenia, 
  • domagać się przesłania podpisanej umowy oraz faktury za rzekomo wykonaną usługę, 
  • złożyć sprzeciw przeciwko wpisowi do rejestru dłużników, 
  • złożyć sprzeciw w zakresie przetwarzania danych osobowych oraz domagać się ich usunięcia.  

Pozew z sądu za brak biletu parkingowego. Co dalej?

Uwaga - nie ma absolutnie żadnej gwarancji, że ignorując wezwanie do uiszczenia kary unikniemy sprawy sądowej. Hojda zwraca uwagę, że spotyka się w swojej pracy z pozwami przeciwko właścicielom pojazdów, które - najczęściej - pochodzą z Sądu Rejonowego Lublin Zachód, w tzw. "elektronicznym postępowaniu upominawczym".

W takich przypadku sprawy nie można bagatelizować, bo - wraz z pozwem - na adres zameldowania - otrzymamy też sądowy nakaz zapłaty. Jeśli w terminie nie złoży sprzeciwu, nakaz zapłaty się uprawomocni. Na szczęście, w takim przypadku można złożyć sprzeciw. Najważniejsze, by uczynić to w wyznaczonym terminie i - koniecznie - listem poleconym. Zdaniem Hojdy szansa na umorzenie sprawy jest więcej niż duża, bo "od dnia zaparkowania do dnia złożenia pozwu mijają średnio dwa lata". 

Co dalej z Izerą? Wiceprezes EMP w studiu Interii interiaINTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas