"Świstek papieru". Prawnik szczerze o karach i parkowaniu pod Biedronką i Lidlem
Dostałeś karę za "brak biletu", chociaż zapłaciłeś za parkowanie? Po zakupach w Biedronce czy Lidlu znalazłeś w skrzynce wezwanie do zapłaty kary w wysokości 100 lub 150 zł? Jeśli tak, nie jesteś wcale na przegranej pozycji. Wielu prawników wprost nazywa takie opłaty "darowiznami" dokonywanymi przez kierowców. Warto wiedzieć, że w przypadku prywatnych przedsiębiorstw to właściciel lub operator parkingu domagający się uregulowania opłaty znajduje się z reguły na gorszej pozycji. W jaki sposób kierowcy mogą uniknąć kary za zgubiony bilet parkingowy?
Kary za brak biletu czy wpisanie nieprawidłowego numeru rejestracyjnego w parkomacie to zmora kierowców korzystających z parkingów pod supermarketami. Wezwanie do zapłaty kary często wiąże się z drobnym błędem, jak np. zabraniem ze sobą biletu parkingowego (zamiast położenia go za szybą pojazdu), czy podaniem błędnego numeru rejestracyjnego. Okazuje się jednak, że - w przeciwieństwie do mandatów nakładanych przez straż miejską w Strefach Płatnego Parkowania - kierowcy którzy otrzymali wezwania do zapłaty od prywatnych operatorów - mają duże szanse na uniknięcie kar.
W zależności od operatora parkingu standardowa kara - a ściślej opłata dodatkowa - nakładana na kierowcę, który nie pobrał biletu uprawniającego go do darmowego parkowania przed sklepami takich sieci jak np. Biedronka czy Lidl wynosi 100 lub 150 zł. Na szczęście wielu operatorów parkingów rezygnuje z jej nałożenia, jeśli kierowca może udowodnić swoją wizytę w danym miejscu, chociażby okazując zabrany ze sobą do sklepu bilet parkingowy lub - czasami - paragon.
Co jednak zrobić mają osoby, które dostały "karę" pocztą, a nie archiwizują sklepowych paragonów ani - tym bardziej - biletów z parkomatów?
Jest zupełnie zrozumiałym, że operatorzy parkingów dbają o własne interesy i starają się o poszanowanie ich własności prywatnej. Nie zawsze zachowują się jednak przy tym zgodnie z prawem. Jak tłumaczy w rozmowie z Interią radca prawny Karol Hojda z wrocławskiej kancelarii specjalizującej się m.in. w tego typu sprawach - świstki wkładane za wycieraczkę czy korespondencja trafiająca do nas pocztą to nie mandaty.
Parkingowe "kary" wtykane za wycieraczkę (lub trafiające do nas pocztą) mają zupełnie inny charakter. To "wezwanie do zapłaty na rzecz danego przedsiębiorcy".
A przedsiębiorcy - najczęściej - starają się "mobilizować" kierowców do uregulowania zaległości strasząc np. wpisaniem do rejestru dłużników lub wystawiając "przedsądowe wezwania do zapłaty". Czy takie pisma można zignorować?
Zdania w tej kwestii są podzielone, ale kierowcy muszą wiedzieć, że nieprzemyślane próby korespondencji z zarządcą parkingu często działają na korzyść tych ostatnich. Często lepiej nie robić nic, niż starać się o reklamację. Dlaczego?
Samo złożenie reklamacji (np. przez formularz elektroniczny) wymaga z reguły podania kompletu danych osobowych kierującego. W niektórych pismach od zarządców pojawia się również wzmianka o rzekomym obowiązku wskazania osoby, która zaparkowała pojazd. To "żerowanie" na niewiedzy, bo zgodnie z polskimi przepisami - taki obowiązek nałożyć mogą jedynie uprawnione organy - np. policja czy Inspekcja Transportu Drogowego.
Dlaczego dane kierowcy są dla operatorów tak ważne? Z tej prostej przyczyny, że - zgodnie z polskimi przepisami - do odpowiedzialności pociągnąć można wyłącznie kierowcę, a nie właściciela pojazdu.
I tutaj właśnie pojawiają się schody. Prywatna firma może uzyskać dostęp do danych właściciela samochodu z CEPIK-u, ale nie jest w stanie ustalić personaliów osoby, która prowadziła pojazd. Uwaga - nie oznacza to wcale, że sprawa ostatecznie nie trafi na wokandę. Istnieje jednak bardzo duże prawdopodobieństwo, że nawet jeśli do tego dojdzie, sąd oddali powództwo, jeśli właściciel będzie stał na stanowisku, że nie był kierowcą i nie będzie w stanie przypomnieć sobie komu powierzył pojazd.
Hojda radzi więc, by w ewentualnej korespondencji z operatorami parkingów:
- jasno wskazać, że nie uznajemy roszczenia,
- domagać się przesłania podpisanej umowy oraz faktury za rzekomo wykonaną usługę,
- złożyć sprzeciw przeciwko wpisowi do rejestru dłużników,
- złożyć sprzeciw w zakresie przetwarzania danych osobowych oraz domagać się ich usunięcia.
Przedstawiciele niektórych firm parkingowych twierdzą, że brak zapłaty stanowi przestępstwo oszustwa z art. 286 § 1 KK. Zdania prawników są w tej kwestii podzielone. Niektórzy wskazują raczej na wykroczenie szalbierstwa z art. 121 § 2 KW. Bez względu na kwalifikację prawną zarządca parkingu pozostaje jednak z problem ustalenia tożsamości osoby, która prowadziła pojazd. Nawet jeśli ktoś zostanie wezwany na Policję w tej sprawie, możliwe są tylko dwa scenariusze:
- Właściciel pojazdu zostaje wezwany jako potencjalny obwiniony - takiej osobie przysługuje prawo do odmowy składania wyjaśnień i odmowy odpowiedzi na wszelkie pytania (art. 20 §3 KPOW w zw. z art. 175 KPK).
- Właściciel pojazdu zostaje wezwany jako świadek - takiej osobie przysługuje prawo do odmowy odpowiedzi na pytanie, jeżeli udzielenie odpowiedzi mogłoby narazić jego lub osobę dla niego najbliższą na odpowiedzialność za przestępstwo lub przestępstwo skarbowe (art. 41 § 1 KPOW w zw. z art. 183 KPK).
Mówiąc wprost - uzyskać środki z tytułu opłaty dodatkowej wymaga skierowania sprawy do sądu. Ten rozpatrywać będzie np., czy na parkingu znajdował się regulamin zawierający jasny i zrozumiały dla kierowcy cennik. A z tym bywa w Polsce różnie. Ty tylko w ostatnim czasie Inspekcja Handlowa informowała o nałożeniu kar na 36 przedsiębiorców, którzy nie wiązali się w odpowiedni sposób z tego obowiązku. Nie ma gwarancji, że sprawa zakończy się po myśli kierowcy, ale - jeśli właściciel twardo obstawać będzie przy tym, że nie on prowadził i nie będzie w stanie wskazać kierującego - finał sprawy łatwo przewidzieć.