Pozwał Ferrari, bo... nie sprzedało mu auta
Preston Henn, bogaty biznesmen, były kierowca wyścigowy i kolekcjoner samochodów, poczuł się urażony odmową ze strony Ferrari.
Samochody naprawdę ekskluzywne, takie jak limitowane edycje Ferrari, nie są autami, które można po prostu zamówić. Nie, w ich przypadku, kiedy włoski producent zakończy prace nad swoim bolidem i przygotowuje się do premiery, jego przedstawiciele wykonują telefony do najbardziej lojalnych i zaufanych klientów z informacją, że mogą oni dostąpić zaszczytu zakupu nowego Ferrari.
Efekt jest taki, że często już w momencie prezentacji samochodu, wszystkie egzemplarze, które mają powstać, zostały już zarezerwowane. To musi być frustrujące dla niektórych bogaczy tego świata, kiedy okazuje się, że nie zostali uznani bycia "godnymi" zaszczytu nabycia limitowanego Ferrari.
Tak było w przypadku Enzo, które mogli kupić tylko właściciele poprzednich, jubileuszowych modeli - F40 lub F50. Z kolei możliwość zamówienia LaFerrari wymagało między innymi posiadania dwóch innych modeli marki z Maranello, a także odpowiedniej laurki od lokalnego przedstawiciela producenta, który musiał zaświadczyć o naszym oddaniu Ferrari i poszanowaniu ucieleśnianych przez markę wartości.
Nie wiemy jakie kryteria decydowały podczas doboru klientów mogących kupić LaFerrari Apertę/Spidera (nazwa wersji z otwartym nadwoziem nie została jeszcze potwierdzona), ale ponieważ powstanie jedynie 70 egzemplarzy, konkurencja musiała być naprawdę zażarta.
Jedną z osób, która chciała ten model zamówić, jest Preston Henn biznesmen, były kierowca wyścigowy i wielki fan Ferrari. Autami tej marki jeździ od 61 lat (!) - pierwszym było 275 GTB z 1965 roku, którego do tej pory nie sprzedał. W sumie miał ich 16, w tym F40, F50, Enzo, FXX, LaFerrari, a także Maserati MC 12 (powstałe na bazie Enzo) oraz... bolid F1, którym jeździł Michael Schumacher.
Preston Henn był też przyjacielem Luigiego Chinettiego, który w latach 60. XX w wynegocjował z Enzo Ferrarim zgodę na otworzenie pierwszego salonu Ferrari w USA. Sam natomiast brał udział w licznych paradach i wydarzeniach, promując tym samym markę i jej samochody, a także jest właścicielem muzeum, w którym można podziwiać jego nabytki.
Trudno więc zarzucić mu brak uwielbienia dla marki. Aby upewnić się, że jego kolekcję uzupełni otwarta wersja LaFerrari, wysłał on list do Sergio Marchionne, w którym wyjaśnia jak wiele znaczą dla niego samochody Ferrari. Do listu dołączył czek na milion dolarów (!), aby ułatwić rozpatrzenie jego uniżonej supliki.
Tym większym zaskoczeniem musiała być dla niego... odmowa, motywowana wyprzedaniem już wszystkich egzemplarzy. Zabolała go ona tak bardzo, że postanowił wytoczyć Ferrari proces o zniesławienie. Jak można przeczytać w pozwie, uznanie Prestona Henna za nieodpowiedniego do posiadania LaFerrari Aperty/Spidera, godzi w jego wizerunek osobisty i zawodowy. Domaga się on tym samym 75 tys. dolarów zadośćuczynienia.