Polska: nędzarskie złomowisko Europy

Mamy kryzys gospodarczy. Jest źle. Także z polską motoryzacją.

article cover
Policja

Ale - paradoksalnie - dzięki zapóźnieniu cywilizacyjnemu i gospodarczemu Polski, w grupie najwyżej rozwiniętych państw świata jesteśmy na bardzo uprzywilejowanej pozycji: nie zdążyliśmy się załapać na członkostwo w ekskluzywnym klubie naczyń całkowicie połączonych. Nie mamy takich powiązań, które pociągnęłyby nas w otchłań, jak Niemców, Francuzów, czy Brytyjczyków. A więc - mamy przewagę i powinniśmy tę okazję wykorzystać.

Bo kryzys można u nas lekko, łatwo i przyjemnie przekuć na skok cywilizacyjny, awans środowiskowy i społeczny. Mówię tak na przykładzie motoryzacji. Bo wystarczy, że polskie władze zupełnie bezinwestycyjnie wyprostują kilka przepisów, wprowadzą kilka zachęt, a nie tylko nasza motoryzacja ruszy z kopyta, ale skoczy w przód także reszta gospodarki.

Zlikwidujmy wszelkie (poza VAT-em) podatki motoryzacyjne na rzecz jednego: rocznego ekologicznego. Liczonego prosto: norma czystości spalin plus wysokość emisji CO2 (czyli wielkość zużycia paliwa). Z pełnym zwolnieniem dla pojazdów spełniających np. normę Euro 6 (już takie są, choć to norma na rok 2014!). Dajmy specjalne ulgi (w opłatach za parkowanie na przykład) samochodom emitującym CO2 na poziomie "ultra-eco", czyli poniżej 120 g/km. Niech auta spełniające Euro 4 lub Euro 5 (obowiązuje od września 2009) będą obłożone podatkiem niskim, Euro 3 - wyraźnie wyższym, a Euro 2 - wysokim. I tak dalej, by auta stare nie były opłacalne dla nikogo. Bez wyłączeń innych niż dla zabytków! Nieważne, Pogotowie, Policja, Straż Pożarna, transport miejski. Taki podatek jest zachętą do wymieniania aut starych na nowe, nowoczesne, bezpieczne.

Ale by nie tylko norma spalinowa miała znaczenie, wprowadźmy przepisy, dzięki którym technik przeprowadzający badanie dopuszczające do ruchu, będzie dumny ze swej odpowiedzialnej pracy. Niech wie, ile od niego zależy. By nie pociągało go dorobienie na lewo 50 czy 100 zł, jeśli może to oznaczać zgodę na zabójstwo za pomocą wraku, który za tę łapówkę dopuści do ruchu. Przypomnijmy Policji, że każdy funkcjonariusz ma prawo - i obowiązek! - reagować natychmiast wyłączaniem z ruchu pojazdu, który oślepia źle ustawionymi lampami (albo wyposażonymi zbrodniczo w ksenonowe żarówki w zwykłych światłach), który nie ma któregoś światła, który dymi, jedzie bokiem itp.

I niech mi nikt nie mówi, że Polaków na to nie stać! To Polski nie stać na to, by populistyczne ględzenie o rzekomej nędzy dopuszczało robienie z naszego kraju nędzarskiego złomowiska Europy! To, że jesteśmy relatywnie biedniejsi od "Starej Unii", nie może oznaczać, że musimy na drogach mierzyć się z ryzykiem, iż pojazd przed nami składa się z zespawanych na szynie tramwajowej resztek dwóch samochodów i wiaty przystanku, i akurat jak się będziemy mijać, on się rozpadnie i jego fragment zderzy się z nami czołowo.

Ale to jeszcze nie wszystko. Bo trzeba jednocześnie zachęcić ludzi, by kupowali samochody. Bo jak zaczniemy kupować auta, to damy pracę setkom tysięcy innych. A jak oni będą mieli pracę, to będą zarabiać - i też zaczną kupować. To naprawdę nietrudne do zrozumienia. A jak zachęcić do kupowania samochodów? Nie utrudniać!

Najwyższy czas, by polskie prawo odeszło od gomułkowskich formuł traktowania samochodów jako podejrzanych przejawów podejrzanego bogactwa. Samochód - poza oczywiście autami naprawdę drogimi - jest dziś po prostu narzędziem codziennego użytku. Pozwólmy więc, by był tak samo traktowany. Jeśli przedsiębiorca ma prawo odpisać sobie podatek VAT od wszystkich zakupów - włącznie z np. wartym wiele milionów budynkiem biurowym czy produkcyjnym - to dlaczego nie może tak samo odpisywać VAT-u od samochodu nabytego na potrzeby firmy i w niej użytkowanego tylko dlatego, że jakiś kolejny nawiedzony urzędas uznał jeden pojazd za ciężarowy, a innego nie? Tym bardziej że proste przepisy to przepisy, których nie opłaca się ani łamać, ani obchodzić. No i brak pokus urzędniczych?

Takie podejście do kryzysu bez żadnych wydatków ze strony państwa dałoby impuls do powrotu polskiej gospodarki na drogę wzrostu, ale zarazem ogromnego skoku cywilizacyjnego, o co najmniej o dwie generacje. I byłoby na inwestycje, na programy społeczne, na reformy - bo gdy gospodarka się rozwija, a obywatele zarabiają, zarabia też państwo. Tym więcej, im prostsze i przejrzystsze są przepisy - szczególnie podatkowe.

A gdy w efekcie nagle na koniec kryzysu okaże się, że wyszliśmy z niego jako państwo równorzędne ze światową czołówką, wtedy może się okazać, że "Na szczęście był światowy kryzys!"

Maciej Pertyński

PS. W chwili, kiedy piszę ten felieton, Wojciech Drzewiecki, szef Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego "Samar", przekazuje polskim posłom, senatorom i ministrom raport o takim samym wydźwięku - ale w formie szczegółowo zaprezentowanych rozwiązań, "gotowca" do wdrożenia. Trzymajmy wszyscy kciuki - może wszyscy na tym kryzysie zyskamy.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas