Policjantka skazana za spowodowanie wypadku

​Na dwa lata więzienia w zawieszeniu skazał w poniedziałek sąd rejonowy w Dąbrowie Górniczej b. policjantkę Annę K., oskarżoną o spowodowanie wypadku drogowego i nieudzielenie pomocy potrąconej kobiecie.

Był to już drugi proces w tej sprawie, poprzedni wyrok uchylił Sąd Okręgowy w Katowicach. Poza karą więzienia w zawieszeniu na cztery lata, sąd zobowiązał K. do wypłaty 30 tys. zł nawiązki. Na pięć lat zakazał jej też prowadzenia pojazdów mechanicznych. Wyrok jest nieprawomocny.

Do wypadku doszło w listopadzie 2009 r. Beata Stępień, nauczycielka wychowania fizycznego, została potrącona, gdy przechodziła przez przejście dla pieszych. Doznała obrażeń głowy, licznych złamań i zwichnięć. W poniedziałek mówiła, że nadal boryka się z problemami zdrowotnymi i pomimo długotrwałej rehabilitacji nie wróciła do sprawności sprzed wypadku.

Według ustaleń prokuratury samochód ponad wszelką wątpliwość prowadziła Anna K., wówczas policjantka, wracająca wieczorem z uroczystości miejscowej komendzie. Kobieta w sierpniu 2013 r. została zwolniona z policji, po rocznym zawieszeniu w czynnościach. Twierdziła, że to nie ona prowadziła samochód, lecz jej koleżanka z komendy Iwona M., a ona sama była pasażerką. Tę wersję potwierdziła sama M., która jednak zaprzeczała, by kogokolwiek potrąciła.

Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł w kwietniu 2014 r. Podobnie jak teraz, dąbrowski sąd nie miał wątpliwości, że to Anna K. potrąciła na pasach kobietę i uciekła, nie udzielając jej pomocy. Wymierzył jej podobną karę jak w poniedziałek. Sąd rejonowy uznał, że oskarżoną obciąża wiele poszlak tworzących logiczną całość. Są to m.in. zeznania świadka, który kilka ulic dalej widział, jak samochód Anny K. uderzył w znaki drogowe, gubiąc tablicę rejestracyjną, oraz opinia biegłego z zakresu ruchu drogowego, który bez wątpliwości uznał, że to samo audi potrąciło pieszego.

Prokuraturze nie udało się ustalić, czy prowadząca samochód była trzeźwa. Annę K. zatrzymano dopiero kilkanaście godzin po wypadku. Zeznania Iwony M. sąd w Dąbrowie Górniczej uznał za niewiarygodne. Z analizy połączeń telefonicznych wynika, że Anna K. i Iwona M. nawiązywały kontakt telefoniczny już po wypadku i były w zupełnie innych miejscach - wskazał sąd I instancji.

Prokuratura zapowiadała wcześniej, że po uprawomocnieniu się wyroku postawi Iwonie M. zarzut składania fałszywych zeznań. Także ona nie pracuje już w policji, zwolniła się jeszcze przed procesem.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas