Policja wydaje resztę!

Z waszym dużym odzewem spotkała się nasza publikacja "Boję się policjantów". W dyskusji wzięli udział również sami policjanci, wskazujący na fakt, że nie można wszystkich wrzucać do jednego worka, a w każdym środowisku znajdą się "czarne owce".

Kliknij
KliknijINTERIA.PL

Kontynuując temat publikujemy dziś list naszego czytelnika. Jego spotkanie z policją nie mroziło krwi w żyłach. Natomiast nie podejmujemy się moralnej oceny całej sytuacji, pozostawiając to wam.

"W związku z ostatnim artykułem dotyczącym obaw kierujących przed policją chciałbym dołożyć swój głos w dyskusji.

Kilka miesięcy temu podróżowałem po jednym z większych polskich miast. Wyjechałem ze stacji benzynowej i zatrzymałem się na czerwonym świetle, gdzie korzystając z chwili czasu, wyjąłem telefon komórkowy, by skorzystać z kalkulatora. Chwilę później na sąsiednim pasie zatrzymał się policyjny radiowóz, ja jednak zdążyłem (jak mi się wydawało) skończyć obliczenia, a ponieważ światło się zmieniło, skręciłem zgodnie z planem w lewo, podczas gdy radiowóz pojechał prosto.

Za kilkaset metrów, na kolejnym skrzyżowaniu popełniłem błąd. Sygnalizator wskazywał zielone światło, a gdy się do niego zbliżyłem pojawiło się pomarańczowe. Ponieważ mocno padało postanowiłem nie hamować, ale przejechać na "późnym pomarańczowym". Nie minęła chwila, gdy daleko za sobą ujrzałem migającego koguta. Nie czekając aż mnie dogonią, od razu zjechałem na pobocze, gdzie zdążyłem jeszcze zapiąć pasy :). I czekam.

- Dzień dobry, proszę prawo jazdy i dowód rejestracyjny.

- Dzień dobry, proszę.

- Panie Piotrze, wie pan, czemu pana zatrzymaliśmy?

- Wiem, za przejazd przez ostatnie skrzyżowanie.

- A czemu się pan tam nie zatrzymał?

- Bo uznałem, że musiałbym ostro hamować, a i tak na mokrym mógłbym nie zdążyć...

- O! Przekroczenie prędkości, niedostosowanie jej do warunków jazdy, przejazd na czerwonym świetle i jeszcze używanie telefonu komórkowego. Ale się pan, panie Piotrze pognębił. W sumie to będzie jakieś 800 zł... To ja w takim razie idę do radiowozu, a pan niech się zastanowi, jak się bronić...

- Ale ja już wiem jak się bronić (w tym momencie szybkie spojrzenie w portfel - a niech to, nie mam 50 zł, całe 100...). - Czy 50 zł wystarczy?

- A to ja nie wiem, jak Pan uważa - w miłym dotychczas tonie policjanta, dało się wyczuć lekkie zawahanie. W końcu nie tak załatwia się te sprawy.

- Bo wie pan, głupia sprawa... Ale mam całe 100 zł. Czy mogę liczyć na resztę?

- Hm... No ja nie mam wydać, a nie wiem czy będzie miał kolega... - tym razem w głosie funkcjonariusza można było wyczuć raczej ulgę i skrywaną wesołość. - Poza tym ja nie mogę wziąć tak do ręki...

- No jasne, ale przecież pan musi sprawdzić moje dane - odrzekłem biorąc dowód rejestracyjny i zwracając go z "wkładem".

Policjant poszedł do radiowozu, by wrócić po niespełna 30 sekundach, tym razem już z wyraźnym trudem hamując uśmiech.

- Proszę bardzo, wszystko w porządku, szerokiej drogi.

- Dziękuję bardzo, do widzenia - w moim głosie również dały się odczuć ślad wesołości...

"Bo jak tu się nie cieszyć, skoro zarobiłem właśnie 750 zł" - pomyślałem chowając dowód rejestracyjny, w którym znalazłem banknot 50-złotowy... "

Jak myślicie, czy to wyjątkowa sytuacja? A może swobodna postawa naszego czytelnika spowodowała, że policjanci się ugięli? Chociaż z kolei aluzja o obronie była bardzo wyraźna. Czy wy również mieliście podobne spotkania?

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas