Polak zabił tirem 4 osoby. Czy takich sytuacji można uniknąć?

W sierpniu polski kierowca tira na angielskiej autostradzie wjechał w sznur samochodów, zabijając matkę, trójkę dzieci oraz raniąc kolejne dwanaście osób. W tym tygodniu ruszył proces w tej sprawie, a w sieci rozpętała się dyskusja.

Trudno nie być oburzonym poznając szczegóły tej tragicznej historii. Okazuje się bowiem, że Tomasz K. wcale nie wjechał swoim tirem w inne samochody, ponieważ zasłabł czy też zasnął. On zwyczajnie chciał zmienić piosenkę na telefonie, przez co patrzył na jego ekran przez 7 sekund. Jeśli jechał z prędkością 50 km/h, to pokonał 100 m bez patrzenia co dzieje się przed nim.

Nikomu, kto jeździ samochodem, nie trzeba tłumaczyć, że sytuacja na drodze może zmienić się w ułamku sekundy i każde odwrócenie wzroku od drogi stwarza ryzyko, że przeoczymy jakieś potencjalne zagrożenie.

Reklama

Pod naszym artykułem o tym tragicznym zdarzeniu pojawiło się całe mnóstwo komentarzy, piętnujących korzystanie ze smartfona w czasie jazdy. Wielu wskazywało prawdopodobny brak wykształcenia Tomasza K. oraz jego niski iloraz inteligencji, jako czynniki, które skłoniły go do tak nieodpowiedzialnego zachowania. Inni z kolei zwracają uwagę na to, że z telefonów korzysta całe mnóstwo kierowców, bez względu na wykształcenie i status społeczny.

Prawda jest taka, że ludzkiego błędu nie da się nigdy wykluczyć. Jeśli nie smartfon, to kierowcę rozproszyć może radio, ustawianie klimatyzacji, billboard przy drodze, albo zwyczajne zmęczenie.

Wbrew jednak obiegowej opinii, kierowcy pojazdów ciężarowych odpowiedzialni są za coraz mniejszą liczbę wypadków. W ubiegłym roku w Polsce spowodowali oni niespełna 5 procent kolizji na drogach. Rzecz tylko w tym, że jeśli kierowca osobówki doprowadzi do wypadku, zwykle ucierpi on sam, ewentualnie osoba jadąca innym autem. Kiedy natomiast rozpędzony tir wpada w samochody osobowe, skutki tego są zawsze bardzo tragiczne.

Na szczęście coraz więcej robi się, aby tego typu sytuacji uniknąć. Nie każdy o tym wie, ale aktywne systemy wspomagający kierowcę są coraz bardziej popularne nie tylko w samochodach osobowych, ale także ciężarowych. Przykładowo już w 2014 roku 70 procent pojazdów Mercedesa wyjechało na drogi z inteligentnym tempomatem, który utrzymuje stałą prędkość, dostosowuje pracę układu napędowego do pokonywanej drogi (na podstawie danych z nawigacji), a przede wszystkim potrafi wykryć zagrożenie i uruchomić hamulce.

Podobne rozwiązania oferują wszyscy producenci samochodów ciężarowych i wszyscy oni obserwują duży wzrost zainteresowania systemami wpływającymi na bezpieczeństwo. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że wszyscy przewoźnicy zdecydują się w niedługim czasie na inwestycję w pojazdy wyposażone w elektronicznych pomocników.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy