Polacy coraz chętniej kupują auta premium
Wiele koncernów motoryzacyjnych nie może zaliczyć ubiegłego roku do udanych. Wyjątkiem są marki luksusowe. Rekord wzrostu należy do Lexusa, który w 2021 roku sprzedał w Polsce o 38,3 proc. więcej aut niż rok wcześniej.
Pierwsze miesiące zeszłego roku były dla koncernów motoryzacyjnych bardzo dobre. Można powiedzieć, że odkuwały się one po kiepskim 2020 roku. Wiele marek miało na stoku samochody niesprzedane podczas pierwszej i drugiej fali pandemii, popyt rósł, a wzrosty sprzedaży liczono w dziesiątkach procent.
Problemy zaczęły się w drugiej połowie roku, gdy wielu markom skończyły się "zapasy", a w globalny rynek motoryzacyjny uderzył deficyt półprzewodników. Część fabryk stanęła, przez co podaż samochodów w ujęciu światowym znacznie się zmniejszyła. W efekcie w Europie w 2021 roku zarejestrowano o około 20 proc. mniej samochodów niż rok wcześniej.
W Polsce wynik był lepszy, ale też daleki od ideału. W 2021 roku nad Wisłą zarejestrowano 446,7 tys. aut osobowych - to co prawda o 18 tys. więcej niż w roku 2020, ale nadal o 110 tys. mniej niż w roku 2019. Co więcej, niektóre marki oberwały naprawdę mocno. Sprzedaż Skody spadła w 2021 roku aż o 20 proc., a bliźniaczego Volkswagena o 7,5 proc. Renault straciło 19,9 proc. klientów zaś Fiat niemal 30 proc.
Są jednak również marki, które wyszły z kryzysu obronną ręką. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że stał się on dla nich trampoliną do sukcesu. W gronie tym bez wątpienia jest Lexus.
Największe powody do zadowolenia ma segment premium. Tylko jedna marka w tym gronie zaliczyła spadek, choć niewielki bo o 1,3 proc. - mowa o Mercedesie. Z kolei Volvo w zasadzie utrzymało wyniki z roku 2020 - wzrost wyniósł tylko 0,8 proc. Największe powody do zadowolenia ma jednak Lexus, który w ubiegłym roku nad Wisłą sprzedał ponad 6,1 tys. samochodów - aż o 1,7 tys. więcej niż rok wcześniej. To oznacza wzrost o 38,3 proc.
Wpływ na tak dobry wynik japońskiej marki premium miały dwa czynniki. Przede wszystkim dostępność aut. O ile na wiele modeli niemieckiej konkurencji trzeba czekać przynajmniej pół roku (a czasami nawet rok), to Lexus nawet w drugiej połowie roku dysponował autami dostępnymi "od ręki", a zamówienia indywidualne realizował w 3-4 miesiące.
Po drugie, Japończykom sprzyja rosnące zainteresowanie Polaków alternatywnymi napędami. Jeszcze nie są gotowi na napędy stricte elektryczne (ze względu na słabą infrastrukturę do ładowania), ale chętnie wybierają hybrydy. 70 proc. sprzedanych w ubiegłym roku Lexusów miało pod maską napęd elektryczno-spalinowy. A na przykład nowy NX, który dopiero pojawił się na rynku, jest oferowany już wyłącznie jako hybryda - klasyczna (350h) lub plug-in (450h+). W pierwszych trzech miesiącach od prezentacji, auto zamówiło ponad 1000 klientów. I to jeszcze zanim mieli okazję się nim przejechać.
Układ sił na motoryzacyjnym rynku ewidentnie się zmienia. Spowodowała to nie tylko pandemia, gospodarcze lock-downy, czy deficyt półprzewodników. Nałożyły się na to także zmiany w limitach emisji dwutlenku węgla dla samochodów osobowych, powszechna elektryfikacja, a także zmiana podejścia samych klientów.
W ostatnich dwóch latach siłą rzeczy zaczęliśmy większą uwagę przykładać do naszego zdrowia. Przejawia się to także tym, że kupujemy "zdrowsze" samochody. Udział diesli w rynku nowych aut spadł poniżej 20 proc. - do poziomu z początku lat 90. Zastąpiły je przede wszystkim wspomniane hybrydy, które po mieście jeżdżą przez 60-80 proc. czasu używając głównie silnika elektrycznego, a jednocześnie nie trzeba ich ładować i nie mają ograniczeń typowych dla elektryków, czyli np. małego zasięgu. Ot, cała tajemnica sukcesu Lexusa.
Oprac. Mirosław Domagała
***