"Ogromny sukces całego polskiego przemysłu motoryzacyjnego"

Piłkarski Mundial, początek wakacji, a może codzienna gorączka polityczna sprawiły, że bez większego echa minęła 45 rocznica wydarzenia, przedstawianego swego czasu jako "ogromny sukces całego polskiego przemysłu motoryzacyjnego i bezbłędnej organizacji". Dowód słuszności modnego wówczas hasła: "Polak potrafi". 30 czerwca 1973 r. na wyłożonej betonowymi płytami poniemieckiej autostradzie pod Wrocławiem fiat 125p został nowym rekordzistą świata w jeździe non stop na dystansie 50 000 kilometrów. Po drodze ustanowił rekordy na 25 000 km i 25 000 mil.

W 1952 r. francuska simca aronde przejechała 25 000 km ze średnią prędkością 117,6 km/godz. Na dobrą sprawę nie ma pewności, kto pierwszy rzucił pomysł, by spróbować poprawić ten wynik, jadąc polskim fiatem z Żerania. Czy zrodził się on w głowach dziennikarzy tygodnika "Motor", czy też, jak podają inne źródła, z taką inicjatywą wystąpił Sobiesław Zasada, słynny rajdowiec, fabryczny kierowca BMW, Porsche i Mercedesa. Zaintrygowany i zainspirowany naklejką "Record du Monde", umieszczaną na uczestniczących kiedyś w sportowej rywalizacji simkach.

Reklama

Jak wieść głosi, dyrekcja warszawskiej FSO nie wyrażała zainteresowania kosztownym przedsięwzięciem, być może nie ufając jakości swojego sztandarowego produktu. Dlatego wykorzystanego do bicia rekordu fiata kupił, płacąc z własnej kieszeni, Zasada. On sam w oficjalnych wypowiedziach temu zaprzeczał, twierdząc, że samochód udostępniła w końcu fabryka z Żerania. Jak było, tak było. Nie ulega jednak wątpliwości, że to dzięki uporowi popularnego "Sobka", jego kontaktom z władzą i telewizją, 15 czerwca 1973 r., na jedynej jako tako nadającej się do tego w PRL drodze, czyli odcinku starej, zbudowanej jeszcze w czasach III Rzeszy autostrady między Wrocławiem a Legnicą, biały Fiat 125p rozpoczął próbę pobicia rekordu sprzed 21 lat.

No właśnie: biały, czy, jak twierdzą niektórzy uczestnicy tamtych wydarzeń jasnokremowy? Sprzeczne są również informacje co do zakresu modyfikacji, jakim poddano ów samochód, oficjalnie absolutnie seryjny, wzięty wprost z taśmy montażowej FSO, "z kilkoma zaledwie ulepszeniami, wprowadzonymi zgodnie z regulaminem". W rzeczywistości auto zostało rozebrane na czynniki pierwsze, a każda część dokładnie obejrzana i sprawdzona. W miejsce standardowej, czterobiegowej, zamontowano skrzynię o pięciu przełożeniach, ponadto zainstalowano powiększony zbiornik paliwa i wkręcono nowe świece.

Ekipa I sekretarza PZPR Edwarda Gierka, która doszła do władzy niespełna trzy lata wcześniej, usiłowała zmienić mentalność Polaków. Chciała, by wrodzony nam indywidualizm, zamiłowanie do improwizacji i jednorazowych zrywów, ustąpiły miejsca kolektywnej współpracy, systematyczności i dobrej organizacji. Archiwalny reportaż telewizyjny zaczyna się od sceny narady kierowców, przystępujących do bicia leciwego rekordu. Jest ich siedmiu: Sobiesław Zasada, jego wieloletni rajdowy partner Jerzy Dobrzański, Ryszard Nowicki, Robert Mucha, Marek Varisella, Andrzej Aromiński oraz najmłodszy w tym gronie, Andrzej Jaroszewicz, nazywany "Czerwonym Księciem" syn ówczesnego premiera, Piotra Jaroszewicza. Zasada, który osobiście dobrał ten zespół, przekonuje kolegów, że warunkiem powodzenia jest rezygnacja z wewnętrznej rywalizacji, dążenia do uzyskiwania jak najlepszych czasów poszczególnych zmian. "Nie ścigamy się, jedziemy taktycznie". Ten wątek - rozwaga zamiast ułańskiej fantazji - przewija się później jeszcze wielokrotnie.

Siedmiu kierowców (pod koniec dołączył do nich ósmy, Franciszek Postawka), siedmiu wspaniałych... Taki zresztą tytuł, "Ballada o fiacie i 7 wspaniałych", nosi wspomniany film autorstwa Mariusza Waltera, ilustrowany muzyką z kultowego westernu. Jego główni bohaterowie są pokazywani tak, jak dzisiaj prezentuje się pilotów naddźwiękowych myśliwców, maszerujących po płycie lotniska. Są też przemawiające do wyobraźni fakty. Dowiadujemy się na przykład, że na jeden samochód pracuje w kraju 205 fabryk. Każdy fiat 125p składa się z 5234 części. Gdyby "ułożyć je obok siebie, zapełniłyby półki największego sklepu 1001 Drobiazgów".

"Przed startem powiedzieli sobie wszystko. Łączy ich teraz ta betonowa autostrada i wiara w sukces". Głos lektora i obraz umiejętnie budują napięcie. Już drugiego dnia fiat zaczyna dymić. Dochodzi do awarii, której przyczyny i naturę komentarz dyskretnie pomija. Dziś wiemy, że wskutek złego doboru świec wypadła dziura w jednym z tłoków. Naprawa trwała prawie półtorej godziny. Mechanicy musieli działać po omacku, kierując się doświadczeniem i wyczuciem. Nie było przecież komputerów diagnostycznych, kamer penetrujących wnętrza silników i tym podobnych cudów techniki.

23 czerwca rekord został pobity. Fiat 125p pokonał 25 000 km ze średnią prędkością 138 km/godz. Był to wynik o ponad 20 km/godz. lepszy niż ten, osiągnięty przez simkę aronde. "Simca uległa polskiemu fiatowi choć kilkakrotnie opierała się próbom Datsuna i Forda".

Natychmiast zapada decyzja, by jechać dalej: bić rekord na dystansie 25 000 mil, należący do Forda Cortiny. Kolejnym celem jest 50 000 km.    

Mija dzień za dniem. Lektor podkreśla heroizm kierowców: "Zmęczenie wzrasta niczym opór powietrza przy coraz szybszej jeździe". Już dawno zrezygnowali oni z hotelu we Wrocławiu. Śpią na miejscu, w namiotach. "Coraz częściej wracają myślami do osobistych spraw: córka Nowickiego zdaje maturę, Zasadzie zaczyna się planowany od 10 lat urlop".

"Zatrzymać polskiego fiata na autostradzie może tylko pech lub niepotrzebna brawura". W pewnej chwili w samochodzie zapala się czerwona kontrolka - auto gubi olej! "Wrzuć luz i natychmiast się zatrzymaj!" - nakazuje Sobiesław Zasada. Na szczęście okazuje się, że to drobiazg, winny jest niedokręcony czujnik. W bagażniku spoczywają dozwolone regulaminem 72 kilogramy różnego rodzaju części zamiennych. Wśród nich jest bańka z olejem.

Wydarzenia transmitowane przez kilka wozów TVP, z użyciem helikoptera, śledzi cały kraj. Na relacje Jana Ciszewskiego z podwrocławskiej autostrady czeka się równie niecierpliwie, jak na meldunki z trasy kolarskiego Wyścigu Pokoju. Wreszcie 30 czerwca przychodzi upragniona informacja: również rekord na 50 000 km został pobity. Fiat przejechał liczącą 65 km pętlę 767 razy, w czasie 361 godzin 36 minut i 39 sekund. Ze średnią prędkością 138,08 km/godz.

"Do opon ze Stomilu Dębica nie potrafił się dobrać szorstki beton. Otrzymają nazwę Rekord".

Znaleźć stary, zapomniany rekord, zorganizować próbę jego pobicia z niemal stuprocentową pewnością powodzenia i odpowiednio nagłośnić wydarzenie w mediach. Ze współczesnego, marketingowego punktu widzenia był to istny majstersztyk. "Polak potrafi". Czy raczej: potrafił? 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy