Ograniczyli prędkość na autostradzie do 70 km/h. Teraz nie mogą zmrużyć oka

Kierowcy samochodów ciężarowych w Belgii toczą niewypowiedzianą wojnę z władzami, które w trosce o komfort mieszkańców, na fragmencie jednej z autostrad ograniczyły prędkość ciężarówek do zaledwie 70 km/h. Orężem w nietypowej walce są pneumatyczne sygnały dźwiękowe.

Chodzi o belgijską autostradę E17, a ściślej - pewien wiadukt znajdujący się na obszarze miasta Gent.

Jak informuje branżowy serwis 40ton.net, 20 grudnia, by ulżyć mieszkańcom skarżącym się na hałas generowany przez pojazdy, wprowadzono tam ograniczenie prędkości do 70 km/h. Nietypowy jak na autostradę limit obowiązuje na ciągnącym się przez 1,5-kilometra wiadukcie znanym jako "Viaduct van Gentbrugge".

Mieszkańcy nie chcieli hałasu ciężarówek. Zadarli z kierowcami

Natężenie ruchu na tym odcinku E17, która prowadzi z Antwerpii do granicy z Francją, wynosi nawet 90 tys. pojazdów na dobę. Sam wiadukt ma po trzy pasy ruchu w każdą stronę. Na wniosek okolicznych mieszkańców, którzy uskarżali się na hałas dobiegający od drogi, 20 grudnia zarządca odcinka zdecydował się na miejscowe ograniczenie prędkości dla pojazdów ciężarowych. Od tego czasu, zamiast 90 km/h, kierowcy tzw. "tirów", na całej długości wiaduktu poruszać się mogą z prędkością maksymalnie 70 km/h.

Reklama

Przeszkadzał im szum opon i dźwięk silników. Teraz sypiają wśród dźwięku klaksonów

Kierowcy ciężarówek, którzy muszą teraz wyłączać tempomaty i zwolnić aż o 20 km/h by nie narazić się na mandat z fotoradaru (w przypadku przekroczenia o 11-20 km/h grzywna wynosi 50 euro za pierwsze 10 km/h plus 10 euro za każdy dodatkowy kilometr), znaleźli prosty sposób, na wyrażenie swojej dezaprobaty dla decyzji władz. Terroryzują mieszkańców klaksonami. Efekt jest taki, że zamiast monotonnego dźwięku pędzących pojazdów, ludzie słuchają teraz akompaniamentu pneumatycznych syren, które potrafią "odzywać się" nawet kilka razy na minutę bez względu na porę.

Lokalni mieszkańcy domagają się surowego traktowania "kierowców-żartownisiów", ale policja zdaje się mieć związane ręce. Interweniowanie wobec każdego kierowcy, który bez potrzeby korzysta w tym miejscu z sygnału dźwiękowego jest zupełnie niewykonalne - pamiętajmy, że mówimy o sześciu pasach ruchu w dwóch kierunkach, po których w czasie największego natężenia ruchu przejeżdża ponad 4 tys. aut na godzinę.

To ponad 60 pojazdów na minutę, więc próba wyłapywania wszystkich "żartownisiów" w najlepszym wypadku zakończyłaby się kompletnym zakorkowaniem trasy.

Walka na przetrzymanie. Kierowcy nie ustąpią?

Nietypowy protest trwa już od blisko dwóch tygodni i nic nie wskazuje na to, by zjawisko słabło na sile. Oczywiście wysokie mandaty mogą odstraszyć od trąbienia dużą część niezadowolonych kierowców, ale - jak wynika z wpisów na forach internetowych - zmotoryzowani nie mają zamiaru spuścić z tonu, dopóki władze nie przywrócą wcześniejszych ograniczeń prędkości. Wiele wskazuje więc na to, że okolicznych mieszkańców czeka jeszcze sporo dni i nocy spędzonych przy akompaniamencie pneumatycznych syren samochodów ciężarowych.

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: TIR-y | ciężarówki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama