Nowe przepisy w sprawie elektrycznych hulajnóg to bubel?

Trwają właśnie konsultacje społeczne w sprawie nowych przepisów dotyczących urządzeń transportu osobistego. Okazuje się, że przygotowany projekt może wprowadzić sporo zamieszania, a nawet, w pewnych sytuacjach, uniemożliwić korzystanie z tych środków transportu.

Wprowadzenie zmian w przepisach, dzięki którym uregulowana zostanie kwestia elektrycznych hulajnóg, deskorolek, segway'ów i innych zasilanych prądem pojazdów, było zapowiadane już od dawna. Stosowny projekt co prawda przygotowano, ale został on dopiero oddany do konsultacji społecznych, a więc do jego uchwalenia pozostała jeszcze długa droga.

Okazuje się jednak, że pozostawanie tego projektu we wczesnej fazie procesu legislacyjnego może być dobrą wiadomością. Wiele wskazuje bowiem na to, że przepisy w zaproponowanym kształcie mogą stanowić więcej szkody niż pożytku. Próbę wpłynięcia na ostateczne brzmienie nowelizacji podjął warszawski Zarząd Dróg Miejskich.

Reklama

Jak możemy przeczytać na jego stronie, już w październiku 2018 roku apelował w sprawie nowych regulacji do Ministerstwa Infrastruktury. 19 lipca bieżącego roku odbyło się z kolei spotkanie zastępcy prezydenta Warszawy, służb mundurowych oraz przedstawicieli firm wynajmujących hulajnogi w stolicy. Pomimo zaproszenia nie pojawił się nikt z ministerstwa, ani też nie została przesłana żadna odpowiedź na propozycję spotkania w sprawie omawianej ustawy.

Zarzuty, jakie pojawiły się pod adresem przepisów regulujących ruch urządzeń transportu osobistego, dotyczą między innymi pominięcia wielu istotnych kwestii. Jest to na przykład brak regulacji dotyczących parkowania (co dałoby służbom możliwość interweniowania i usuwania porzuconych hulajnóg), albo brak określenia szczegółowych warunków technicznych dotyczących wyposażenia hulajnóg (odpowiednie oświetlenie, kierunkowskazy, hamulce itd.). Szczególnie wymóg dotyczący kierunkowskazów jest istotny, ponieważ jazda hulajnogą trzymając kierownicę tylko jedną ręką (aby drugą sygnalizować zamiar skrętu) jest raczej mało bezpieczna.

Oprócz tego typu braków pojawiły się ponadto zapisy wręcz szkodliwe. Przykładowo jeden z punktów proponowanej nowelizacji zakłada możliwość jazdy ulicą, jeśli brak jest drogi dla rowerów, a dopuszczalna prędkość maksymalna na ulicy nie przekracza 30 km/h. Kolejny jednak punkt doprecyzowuje, że kiedy prędkość ta przekracza 30 km/h, to dozwolone jest korzystanie z chodnika, ale tylko wtedy, gdy ma przynajmniej 2 m szerokości. Wygląda więc na to, że w przypadku węższego chodnika i wyższej prędkości, możemy najwyżej... prowadzić hulajnogę, ponieważ nie możemy nią jechać ani chodnikiem, ani ulicą.

Urzędnicy z Zarządu Dróg Miejskich wskazują też na jeszcze jeden zapis, mówiący o tym, że zabrania się "używania na drodze publicznej urządzenia wyposażonego w napęd elektryczny innego niż urządzenie transportu osobistego". Według warszawskiego ZDM, wyklucza to z użycia... samochody oraz autobusy elektryczne. Pojawia się jednak wątpliwość, ponieważ mowa tu o "urządzeniach", natomiast samochód, autobus czy skuter elektryczny nazywane są "pojazdami". Nie znaczy to jednak, że problemu nie ma.

Nowelizacja jasno określa parametry urządzenia podpadającego pod kategorię "transportu osobistego". Może mieć ono maksymalnie 125 cm długości, 90 cm szerokości i ważyć najwięcej 20 kg. Prędkość maksymalna musi być ograniczona do 25 km/h. Tu pojawia się problem, ponieważ nietrudno o znalezienie hulajnogi, która waży więcej. Co prawda mowa tu o urządzeniach z mocnymi silnikami i rozwijającymi duże prędkości, ale przecież nie trzeba ich kupować po to, aby szybko nimi jeździć (szczególnie że fabrycznie wyposażone są w ograniczniki prędkości). Każdy kto jechał klasyczną, lekką hulajnogą z silnikiem o mocy 250 W wie, że zwalania ona nawet kiedy droga nieznacznie zaczyna prowadzić w gorę, a na nieco większe wzniesienia zwyczajnie nie jest w stanie wjechać. Kupno modelu mającego znacznie większą moc rozwiązuje ten problem. Podobnie jak kwestię zasięgu - bardziej pojemna bateria pozwala nie tylko na pokonywanie większych odległości, ale sprawia, że nie musimy szukać gniazdka po każdej przejażdżce i czekać kilku godzin na naładowanie.

Kolejna rzecz to komfort i bezpieczeństwo - lekkie hulajnogi mają małe kółka, przez co nawet niewielkie nierówności powodują duży dyskomfort, a wjechanie w jakąkolwiek dziurę może się źle skończyć. Droższe i cięższe hulajnogi mają znacznie większe koła, można też liczyć na modele wyposażone w zawieszenie oraz dwa hamulce tarczowe. Problem w tym, że takie urządzenia ważą sporo - 30 kg lub więcej. Każdy zatem kto kupił taką hulajnogę (z myślą o bezpieczeństwie i wygodzie, a nie w celu ściągnięcia ogranicznika i jeżdżenia 60-70 km/h) wkrótce będzie musiał się z nią rozstać.

Zapisy dotyczące wielkości urządzeń transportu publicznego oraz jego masy własnej eliminują także inne tego typu pojazdy, jak na przykład segway'e, a także... elektryczne wózki i skutery inwalidzkie. Na rynku znajdziemy sporą ofertę urządzeń dla osób niepełnosprawnych lub mających trudności z chodzeniem, a wśród tych drugich popularność zyskują właśnie trójkołowe skutery. Wszystko wskazuje na to, że w myśl ustawy poruszanie się nimi również będzie nielegalne, ponieważ są zwyczajnie zbyt duże i ciężkie. Jeśli więc przepisy wejdą w życie w obecnie proponowanym kształcie, pozostanie tylko mieć nadzieję, że policja nie będzie prowadziła akcji sprawdzania użytkowników segway'ów oraz skuterów inwalidzkich i ważenia tych pojazdów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy