Nowa metoda działania oszustów "na śmiertelne potrącenie". Można stracić majątek

Oszuści nie mają żadnych świętości - to wiadomo już od dawna. Sposoby w jakie naciągają starsze osoby, dziadków posiadających wnuki, czy rodziców dzieci są coraz bardziej kreatywne, ale też bardziej makabryczne. W tym przypadku oszuści, podając się za osobę bliską ich celowi proszą o pomoc finansową po śmiertelnym potrąceniu pieszego.

Oszuści mają nową metodę na "śmiertelne potrącenie na pasach"
Oszuści mają nową metodę na "śmiertelne potrącenie na pasach"123RF/PICSEL

Były już metody "na wnuczka", metody na stłuczkę, czy "na chorą córkę", ale oszuści wpadli na zupełnie nowy pomysł naciągania ofiar na gigantyczne kwoty pieniędzy pod pretekstem pomocy w awaryjnej sytuacji. To metoda na "śmiertelne potrącenie".

Potrąciłem śmiertelnie pieszego na pasach i potrzebuję pieniędzy na poręczenie

Wszystko zaczyna się w typowy dla oszustów sposób. Dzwoni telefon - niekoniecznie z nieznanego numeru. Bardziej wyrafinowani oszuści po włamaniu się na telefon i zainstalowaniu wirusa potrafią wykonywać telefony z konkretnego numeru lub anonimowego, podającego się za konkretny numer. Bogu ducha winna ofiara odbiera, przekonana że rzeczywiście dzwoni ktoś bliski.

W słuchawce słyszy informację od "bliskiej osoby", która histerycznym lub pełnym smutku głosem opowiada, że potrąciła śmiertelnie pieszego na pasach i potrzebuje pieniędzy na poręczenie majątkowe, bo w innym wypadku zostanie aresztowana i trafi do więzienia na długie lata. Później telefon przejmuje "policjant", który potwierdza tę historię.

Kwota za poręczenie to lampka ostrzegawcza

Kwoty poręczenia potrafią przyprawić o zawrót głowy - nawet ponad 100 000 zł i tu bardziej zorientowana osoba może nabrać uzasadnionych podejrzeń, że to "próba wózka" i ktoś ewidentnie chce naciągnąć nas na kasę grając na naszych emocjach niczym na gitarze.

Niestety osoby starsze, które odbiorą telefon od swojej "córki" lub "wnuczki" w przejęciu mogą nie myśleć tak racjonalnie i dać się nabrać na tę makabryczną historię. Dalszy przebieg oszustwa jest oczywiście znany - prośba o przelew ekspresowy na świeżo założone na słupa konto, a wtedy zarówno pieniądze, jak i sprawca oszustwa rozpływają się w powietrzu.

Granie na emocjach w ten sposób często przysłania zdrowy rozsądek - osoba łapana w pułapkę może nie pomyśleć by zweryfikować informację, zadzwonić jeszcze raz do "sprawcy wypadku", powiedzieć się czegoś więcej. Liczy się przecież czas, a roztrzęsiony głos w słuchawce jest bardzo przekonujący. Pochopne decyzje mogą skończyć się wyczyszczeniem konta.

Skąd oszuści wiedzą o córce czy wnuczku?

Nawet jeśli nie korzystają ze złośliwego oprogramowania, oszuści są bardzo dobrze przygotowani do takich akcji. Nie jest to spontaniczna próba, a dobrze przygotowane oszustwo poprzedzone wywiadem i tzw. researchem (sprawdzaniem informacji o potencjalnej ofierze), który obejmuje nie tylko sprawdzenie social mediów, wytypowanie znajomych i bliskich, ale nawet obserwację potencjalnej ofiary.

Numery telefonu, imiona i inne dane osobowe mogą być wzięte z portali aukcyjnych. Na ich podstawie oszuści przygotowują zręczny plan. Jeśli dzwonią z obcego numeru również mają na to wymówkę - na przykład taką, że telefon został uszkodzony w trakcie zdarzenia, a numer swoich rodziców lub dziadków zrozpaczona osoba zna napa mieć, dlatego zadzwonienie z czyjegoś telefonu (najlepiej policjanta) było łatwe.

Co zrobić aby nie dać się oszukać

Przede wszystkim w takim przypadku nigdy nie dochodzi do sytuacji, że należy na miejscu zapłacić poręczenie majątkowe, a szczególnie na tak wysoką kwotę, zatem już na początku możemy zorientować się, że to próba wyłudzenia pieniędzy.

Nawet jeśli częściowo uwierzymy w tę makabryczną historię, warto zachować zimną krew i wypytać dokładnie o przebieg i miejsce zdarzenia, nazwisko policjantów. Wtedy wystarczy poprosić o chwilę na ogarnięcie spraw, by zyskać czas na zweryfikowanie historii. Możemy wtedy zadzwonić do osoby, za którą podają się oszuści, napisać do niej poprzez komunikator, a nawet zweryfikować daną informację na policji, tłumacząc obawy o próbie oszustwa.

Właśnie taką sprawę na swoim Twitterze opisał jeden z użytkowników:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas