Nowa akcyza. "To bardzo dobra zmiana. Można rzec: nareszcie!"
"Czy oni myślą, że ja kupuję używane auta, bo lubię lub że mi się podobają? Kupuję, bo tylko na stare mnie stać" - pisze internauta występujący pod pseudonimem "nie mam pytań". "Teraz stać na nowe auto tylko bogatych. Niech dadzą tyle zarobić, co w Niemczech, to kupię sobie nowe auto i kolejne za 5 lat, a tak zostanie mi i reszcie rower" - dodaje "młody". "Najpierw niech podniosą zarobki a potem stawiają wymagania... inaczej to jest okradanie Polaków" - wypowiada się w podobnym duchu "tw".
Zapowiedź radykalnej zmiany zasad obliczania podatku akcyzowego od nowych i używanych samochodów wywołała lawinę komentarzy. Na ogół nieprzychylnych wspomnianym planom. Zupełnie inaczej pomysł Ministerstwa Finansów ocenia Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego:
- Z naszego punktu widzenia to bardzo dobra zmiana. Można rzec: nareszcie! O konieczności przebudowy systemu podatku akcyzowego mówi się od 15 lat. Przymierzały się do tego różne rządy. Istnieje duża szansa, że teraz, za czwartym podejściem, w końcu się to uda - mówi w rozmowie z nami.
Przypomnijmy, że obecnie obowiązują dwie stawki akcyzy: 3,1 proc. dla aut z silnikami o pojemności do 2 litrów i aż 18,6 proc. dla pojazdów z większymi jednostkami napędowymi. Podstawą do naliczania tego podatku jest cena samochodu. Uwidoczniona na fakturze lub, przypadku aut używanych, w umowie sprzedaży - kupna.
Zdaniem prezesa Farysia zachęca to do różnych kombinacji. Powszechnie zaniżana jest wartość sprowadzanych z Zachodu pojazdów. Nabywcy drogich samochodów luksusowych marek, z dużymi silnikami, unikali płacenia horrendalnie wysokiej akcyzy rejestrując swoje superfury w krajach, gdzie taka danina nie obowiązuje, na przykład w Czechach. Jako pojazdy służbowe w specjalnie w tym celu zakładanych tam firmach. Dzięki takiemu zabiegowi mogli zaoszczędzić grube dziesiątki tysięcy złotych. Wykorzystywano także różnice w definicji "samochodu ciężarowego". Nowy system ma ukrócić tego typu praktyki.
- Wprowadza on trzy sztywne parametry: dopuszczalną masę całkowitą pojazdu, do 3,5 tony, pojemność jego silnika i wiek, czyli spełnianie określonych norm Euro. Zupełnie natomiast odstępuje od uwzględniania wartości samochodu - mówi Jakub Faryś. - I to bardzo się nam podoba. Skończą się dzisiejsze machinacje. Aby zaniżyć wysokość akcyzy, trzeba by sfałszować dokumenty homologacyjne.
Na proponowanych przez fiskusa zmianach najbardziej skorzystają nabywcy samochodów nowych, drogich, z dużymi silnikami. W sieci krąży przykład, pokazujący, że ktoś, kto zafunduje sobie za 2,1 mln zł Lamborghini Aventadora z silnikiem 6,5 litra zaoszczędzi na akcyzie 250 tys. zł. Ten, kto kupi Fiata Pandę Fresh 1.2 - zaledwie 200 zł.
- Sięganie po takie argumenty to czysta hipokryzja. Po pierwsze, superdrogie auta stanowią w Polsce absolutny margines sprzedaży. Po drugie, jak wspomniałem, obecnie są one rejestrowane zazwyczaj za granicą - komentuje prezes PZPM.
Nie zgadza się również z zarzutem, że nowe zasady obliczania akcyzy uderzą w biedniejszych Polaków, których stać jedynie na sprowadzane z Europy Zachodniej stare, mocno wyeksploatowane, tanie samochody.
- Za auta z małymi silnikami będzie się płacić nieco mniej niż obecnie. Za te średnie mniej więcej tyle samo. Po kieszeni dostaną jedynie nabywcy aut najstarszych, z silnikami o dużej pojemności, których i tak, z różnych, również pozafiskalnych względów, importuje się niewiele. Porównując obciążenia podatkowe przed i po zapowiadanych zmianach mówię oczywiście o sytuacji, gdy akcyzę ustala się rzetelnie, od rzeczywistej a nie zaniżonej wartości pojazdu. Uczciwi na zmianach na pewno nie stracą.
- Szacuje się, że uszczelnienie systemu przyniesie budżetowi państwa dodatkowo około 500 mln zł rocznie. Do Polski będzie sprowadzać się więcej samochodów młodszych, z silnikami o mniejszej pojemności, a więc bardziej ekologicznych, w lepszym stanie technicznym. Spodziewamy się, że sprzedaż aut nowych wzrośnie o jakieś 30-40 tysięcy sztuk. I bez obaw: blacharze i lakiernicy mogą spać spokojnie, z głodu nie umrą.
Prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego twierdzi, że nie ma powodu do rozdzierania szat. Radzi, by na proponowane zmiany w sposobie naliczania podatku akcyzowego od samochodów spojrzeć bez emocji. Faktycznie, nowy system wydaje się sensowniejszy niż obecny. Wszystko zależeć będzie jednak od konkretnych rozwiązań, bowiem diabeł, jak wiadomo, zawsze siedzi w szczegółach. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby państwo całkowicie zrezygnowało z akcyzy od fabrycznie nowych samochodów osobowych. Co i tak zresztą nie spowodowałoby radykalnego spadku cen takich aut, a zatem i wzrostu ich sprzedaży. Na ceny bowiem w większym niż akcyza stopniu wpływa kurs euro oraz podatek VAT i możliwość jego odliczania przez nabywców instytucjonalnych i firmy. To oni przecież decydują dziś o koniunkturze na nowe samochody w Polsce.