Norma Euro 7 nie zabije aut spalinowych. Unia robi krok wstecz
Wiele wskazuje na to, że zapowiadana nowa norma emisji spalin – Euro 7 – będzie tylko symbolicznie bardziej restrykcyjna od obowiązujących obecnie przepisów.
Projekt przepisów ma zawierać pozostanie norm emisji spalin dla samochodów osobowych i dostawczych na podobnym poziomie, co obecnie obowiązujące normy Euro 6D - informuje portal Politico.eu.
Unia Europejska ma ugiąć się pod naciskami ze strony przemysłu motoryzacyjnego, który wskazuje na ogromne koszty związane z wprowadzeniem Euro 7.
To duże zwycięstwo przemysłu motoryzacyjnego. Gdyby normy emisji ponownie drastycznie zaostrzono, konieczne było opracowanie nowej generacji jednostek spalinowych, co pochłonęłoby dużo sił i środków. Nie ma to większego sensu wobec faktu, że po 2035 roku i tak nie będzie można w Europie rejestrować samochodów spalinowych.
W tej sytuacji branża motoryzacyjna argumentowała, że nakładanie nowych norm pociągnie za sobą wydatki, które można przeznaczyć na prace nad silnikami elektrycznymi. Wprost mówił o tym szef koncernu Stellantis, Carlos Tavares. "Z perspektywy branży nie potrzebujemy Euro 7, ponieważ wyczerpywałaby zasoby, które powinniśmy wydać na elektryfikację" - stwierdził niedawno.
Innego zdania są ekolodzy. Jak mówi Anna Krajińska z organizacji Transport & Environment, Komisja Europejska "ugięła się" pod naciskami branży motoryzacyjnej.
Pierwsze propozycje na temat norm emisji CO2 i NOx, jakie miałaby dopuszczać norma Euro 7, pojawiły się już w 2020 roku.
Producenci samochodów zgodnie wówczas stwierdzili, że normy te są nie do osiągnięcia dla silników spalinowych. Ich spełnienie oznaczałoby, że ceny aut poszybowałyby w górę. Później przepisy zostały złagodzone, a ich ostateczna wersja miała pojawić się w grudniu 2021 roku. Kolejnymi terminami były kwiecień i lipiec 2022 roku. Nie udało się dotrzymać żadnego z tych terminów.
Zgodnie z najnowszymi informacjami projekt normy Euro 7 ma zostać opublikowany 9 listopada.
***