Nielegalne nocne wyścigi
Nielegalne wyścigi na drogach publicznych to w Polsce niemały problem.
Jednak nie tylko w naszym kraju są osoby, które lubią szybko jeździć. Tyle tylko, że na Zachodzie ciąg do poznawania zachowania samochodu w sytuacjach ekstremalnych, kinetyki jazdy na granicy przyczepności, czy opanowywania poślizgu może być zaspokajany w warunkach bezpiecznych, co nie znaczy, że... legalnych.
W minioną sobotę wieczorem grupa około 100 osób, w 43 samochodach dokonała nielegalnego wejścia na teren toru Hockenheim w Niemczech. Celem nie było niszczenie czegokolwiek, czy kradzież ale... szybko jazda. Impreza trwała w najlepsze, dopóki na miejscu nie pojawiła się policja, która zakończyła nielegalne doskonalenie jazdy.
Na szczęście niemieccy funkcjonariusze wykazali się rozsądkiem i nie będą próbowali oskarżać kierowców o niebezpieczną jazdę po torze wyścigowym. Fani szybkości odpowiedzą jednak za nielegalne wejście na teren toru.
Niemiecka prasa donosi, że do takich nielegalnych wejść na teren Hockenheimringu dochodzi regularnie.
W porównaniu do Polaków Niemcy i tak mają dobrze. Raz, że mają gdzie nielegalnie wchodzić. Dwa - że zawsze mogą zapłacić i już zupełnie legalnie wjechać na teren Nurburgringu.
A w Polsce? W naszym kraju istnieje jeden tor z prawdziwego zdarzenia, w Poznaniu - można go wynająć. Drugi istniejący tor w Miedzianej Górze koło Kielc wymaga zamknięcia odcinka drogi krajowej, co odbywało się (ostatnio zawody nie są tam organizowane) tylko na czas imprez rangi mistrzostw Polski.
Czy w tej sytuacji można się dziwić, że młodzi fani samochodów uskuteczniają nocne wyścigi na drogach publicznych?