Można sprzedawać, można kupować, ale czy są legalne?
Można sprzedawać, można kupować, można posiadać, nawet wozić ze sobą, ale nie wolno używać. To paradoks prawny, z którym stykają się również zmotoryzowani. Mowa o antyradarach. Byliśmy przekonani, że w dobie CB-radia, internetowych serwisów społecznościowych, nawigacji z funkcjami ostrzegawczymi i licznych, wyspecjalizowanych aplikacji smartfonowych, urządzenia te stały się przeżytkiem i trafiły do lamusa. Okazuje się jednak, że jest inaczej...
Są kraje, w których posługiwanie się przyrządami wykrywającymi fale radiowe emitowane przez sprzęt do pomiaru prędkości pojazdów jest najzupełniej dozwolone, ponieważ tamtejsze władze wychodzą z założenia, że wszystko, co skłania kierowcę do zdjęcia nogi z gazu, a więc także sygnał ostrzegawczy z antyradaru, sprzyja poprawie bezpieczeństwa ruchu drogowego (można znaleźć doniesienia o badaniach, których wyniki wskazują, że użytkownicy takich urządzeń wyraźnie rzadziej uczestniczą w wypadkach samochodowych). Z drugiej strony są też takie, w których za korzystanie z ostrzegaczy grożą słone grzywny lub wręcz więzienie. Polskie prawodawstwo lokuje nas gdzieś pośrodku pomiędzy wspomnianymi skrajnościami. Prawo o ruchu drogowym w Rozdziale 1 ("Warunki techniczne pojazdów") Art. 66.4 wyraźnie stanowi: "Zabrania się (...) wyposażania pojazdu w urządzenie informujące o działaniu sprzętu kontrolno-pomiarowego używanego przez organy kontroli ruchu drogowego lub działanie to zakłócające albo przewożenia w pojeździe takiego urządzenia w stanie wskazującym na gotowość jego użycia."
Nie wolno? Oj tam, oj tam... W Internecie nie brakuje porad, dotyczących wyboru najlepszego antyradaru. Czytamy na przykład: "Detektory radarów mogą wykrywać stare pistolety radarowe lub także inne, bardziej zaawansowane technologicznie sprzęty. Musimy mieć to na uwadze, kiedy szukamy idealnego dla siebie urządzenia. Najlepiej zapoznać się z opisem produktu i sprawdzić, jakie radary jest w stanie wykryć dany model. (...) Jeśli wybierzemy niewłaściwy sprzęt, nie otrzymamy informacji o znajdującym się blisko radarze i nie zdążymy zredukować prędkości jazdy. Możemy więc zostać zatrzymani przez policję i dostać wysoki mandat (...) Nawet jeśli antyradar będzie wykrywał wszystkie rodzaje fotoradarów, nie będzie zbyt praktyczny, jeśli nie ostrzeże nas w odpowiednim czasie. Aby zapewnić sobie bezstresową podróż autem, najlepiej znaleźć model, który jest w stanie odebrać sygnał nadawany przez radar z odległości nie mniejszej niż 300 m. Wtedy będziemy mieć pewność, że w porę zareagujemy i nie narazimy się na kłopoty. Nie stracimy również czasu na rozmowę z funkcjonariuszem i oczekiwanie na mandat, więc szybciej dojedziemy do celu."
Obok porad są również oferty. Wiele ofert. Ceny - bardzo zróżnicowane. Od 200 zł z małym okładem, po 15 400 zł za "najbardziej zaawansowany technicznie wykrywacz na świecie." Za niespełna 3000 zł można nabyć urządzenie, blokujące nowoczesne mierniki laserowe. "Działa w oparciu o najwyższej jakości technologię o standardach militarnych (...) Używa komunikatów głosowych (Real Voice), dźwiękowych i wizualnych. Każdemu laserowi odpowiada osobny komunikat z jego nazwą, dzięki czemu będziesz wiedzieć jaki dokładnie model lasera został wykryty i zablokowany." Jest wyjątkowe, "ponieważ oprócz osobnych, dedykowanych poszczególnym laserom algorytmów posiada jeszcze dodatkowy, adaptacyjny algorytm zabezpieczający przed laserami wcześniej nieznanymi."
Aha, zamontowane w osłonie zderzaka głowice mogą służyć także jako czujniki parkowania. Taki miły dodatek do podstawowej funkcji urządzenia.
Jest tylko jeden drobiazg: jak ostrzegają prawnicy, za używanie tzw. jammerów można zapłacić karę w wysokości nawet 5000 zł, czyli wielokrotnie przekraczającej wartość najwyższego mandatu za przekroczenie dopuszczalnej prędkości. Z drugiej strony, jeżeli ktoś wydaje kilka czy kilkanaście tysięcy złotych na elektroniczny gadżet, to chyba nie po to, by położyć go na półkę w szafie czy wozić w schowku w aucie w stanie "nie wskazującym na gotowość do użycia".