Mokra robota...
Na ekranach kin można zobaczyć już dwudziestą opowieść o Jamesie Bondzie. To prawdziwe święto nie tylko dla fanów agenta 007, ale dla wszystkich miłośników kina, pięknych kobiet oraz, tego co nas najbardziej interesuje, wspaniałych samochodów. Premiera filmu "Śmierć nadejdzie jutro", w reżyserii Lee Tamahoriego, odbyła się dokładnie w 40. rocznicę powstania pierwszej opowieści o Jamesie Bondzie. W najnowszej produkcji występują: Pierce Brosnan (James Bond), Halle Berry (Jinx), Toby Stephens (Gustav Graves), Rosamund Pike (Miranda Frost), Rick Yune (Zao), Judi Dench (M), John Cleese (Q). O widowiskowych efektach specjalnych wraz z lodowym pościgiem samochodowym i oszałamiającej scenografii, opowiadają współtwórcy filmu "Śmierć nadejdzie jutro": Chris Corbould (koordynator efektów specjalnych) i Peter Lamont (scenograf).
Lód wygląda bardzo autentycznie. W jakich warunkach pracowaliście?
Peter Lamont (scenograf): - To, że nasz lód wygląda autentycznie, uważam za nie lada osiągnięcie, jeśli weźmie się pod uwagę, że za Kołem Polarnym temperatura spada do minus 40 stopni na zewnątrz i minus 5 w pomieszczeniach zamkniętych. Musieliśmy wzmocnić strukturę i dodać komnatę, którą można było opuszczać do umieszczonego pod dekoracją basenu. W filmie oglądamy bowiem sceny, w których Lodowy Pałac, służący za tło pościgu samochodowego Bonda i Zao, zalewają hektolitry wody. Do akcji wkroczył więc koordynator efektów specjalnych Chris Corbould, który zainstalował wszędzie rury hydrauliczne.
Sekwencja pościgu po zamarzniętym jeziorze należy do najbardziej widowiskowych w historii filmów o Jamesie Bondzie. W jaki sposób osiągnęliście taki efekt?
Chris Corbould (koordynator efektów specjalnych): - To było nie lada wyzwanie! Okazało się bowiem, że nie produkuje się Aston Martina ani Jaguara w wersji z napędem na cztery koła, musieliśmy więc zrobić je sami. W otrzymanych od producentów modelach wprowadziliśmy szereg przeróbek. Wyposażyliśmy je m.in. we własne silniki, zawieszenia i opony, które trzymały się lodu nie ograniczając przy tym zwrotności.
Po raz pierwszy w historii serii, samochód Bonda ma lżejsze uzbrojenie niż maszyna jego przeciwnika, nasz bohater używa jednak broni w dużo bardziej przemyślany sposób. Mieliśmy po cztery repliki każdego z wozów. Nie musieliśmy więc czekać na wymianę, gdyby któryś z kaskaderów niechcący coś uszkodził. Zdawaliśmy sobie sprawę, że lód jest bardzo cienki, wyposażyliśmy więc każdy z samochodów w specjalne worki powietrzne, które w razie załamania się lodu utrzymałyby maszynę na wodzie. Na szczęście okazały się niepotrzebne... Scena pościgu samochodów w Lodowym Pałacu, który topnieje i w każdej chwili grozi zwaleniem, wymagała wpompowania na plan hektolitrów wody. Mieliśmy 27 pomp, które skierowaliśmy na sufit. Każda z pomp wyrzucała z siebie setki tysięcy litrów wody na minutę, co oznacza, że dekoracja dosłownie w niej tonęła. Była to bardzo mokra robota.
A jak powstała sekwencja pościgu poduszkowcami?
Chris Corbould: - Ta sekwencja niosła za sobą niezwykłe wyzwania. Niewielu z nas potrafi je pilotować, bo nie są zbyt zwrotne. Nie można nimi skręcić jak zwykłym samochodem, aby wykonać najprostszy manewr, potrzeba pewnej przestrzeni. Aby nie stracić nad nimi kontroli, umieściliśmy je na platformach na kołach i wyposażyliśmy w większe silniki. Co ciekawe, pościg odbywa się na zaminowanym polu w strefie zdemilitaryzowanej. Złoczyńca ucieka poduszkowcem, który porusza się nie dotykając ziemi. Lee Tamahori chciał, byśmy użyli w tej scenie specjalnych min, które wyskakują na trzy metry w powietrze i dopiero potem wybuchają, rozsiewając dookoła śmiercionośne pociski.
Obszerny wywiad z współtwórcami filmu "Śmierć nadejdzie jutro" znajdziecie w serwisie Rozrywka INTERIA.PL.