Mercedes W140. Czy to jest najlepsze auto w historii?
W średniowieczu, po skończonej pracy, architektom często wyłupywano oczy. Chodziło o to, by w swoim życiu nie stworzyli już nic piękniejszego lub bardziej okazałego.
W przypadku zaprezentowanego w 1991 roku Mercedesa klasy S typoszeregu W140 tak drastyczne środki bezpieczeństwa nie były konieczne. Nie chodziło jednak o to, że inżynierowie nie przyłożyli się do pracy. Żaden inny producent samochodów na świecie - finansowo - nie udźwignąłby zakrojonego na podobną salę projektu!
To nie żart. Przystępując do prac konstrukcyjnych nad nową generacją klasy S firma ze Stuttgartu postawiła sobie jasny cel - stworzenia najlepszego samochodu na świcie. Koszty zeszły na dalszy plan. Same prace projektowe pochłonęły w końcówce lat osiemdziesiątych przeszło miliard dolarów!
Trzeba to sobie powiedzieć jasno - inżynierowie Mercedesa nie musieli zaprzątać sobie głowy konkurencją. W początku lat dziewięćdziesiątych - po prostu - nie istniała. Oferta Bentleya czy Rolls-Royce’a była wówczas mocno archaiczna, a BMW serii 7, mimo ambitnych działań firmy z Bawarii, chodziło w zupełnie innej lidze... Krótko mówią nowa klasa S, nie po raz pierwszy, pokazać miała, kto tak naprawdę rządzi w segmencie premium.
Samochód zadebiutował równe 25 lat temu na salonie motoryzacyjnym w Genewie. Mowy model olśnił zwiedzających swoją potęgą. Już w podstawowej wersji auto mierzyło 5,11 m długości i niemal 2 m szerokości. Rozstaw osi wynosił aż 3065 mm! Jeszcze bardziej monumentalnie prezentowała się przedłużona odmiana SEL. Obie osie dzieliło od siebie aż 3165 mm, nadwozie miało długość przeszło 5,2 m!
Styliści pod dowództwem Olivier’a Boulay’a nie mieli zbyt wiele pracy. Chodziło o to, by - nawet po latach eksploatacji - auto wciąż olśniewało wyglądem. Postawiono więc na proste kształty klasycznej limuzyny wpisujące się w standardy wyznaczone wcześniej przez głównego stylistę marki - Bruno Sacco. Auto nie musiało przykuwać uwagi ordynarnymi felgami czy fikuśną linią - wrażenie robić miła sama jego wielkość.
By zrozumieć wyjątkowość tego pojazdu wypada przybliżyć część z zastosowanych w nim rozwiązań konstrukcyjnych. W modelu - po raz pierwszy w historii motoryzacji - zamontowano magistralę CAN, co pozwoliło znacznie ograniczyć okablowanie. Standardem było też np. adaptacyjne wspomaganie kierownicy dostosowujące swoją siłę do prędkości jazdy, czy aktywne zawieszenie. Na liście wyposażenia seryjnego - już w 1991 roku - znalazły się też poduszki powietrzne, ABS i system stabilizacji toru jazdy.
Wrażenie robiła również lista dostępnych opcji. Pneumatyczne siłowniki automatycznie domykały drzwi i klapę bagażnika. By zapewnić pasażerom maksimum komfortu zastosowano klejone szyby o grubości... 10 mm! W środku - oprócz dwustrefowej klimatyzacji - na pasażerów czekały ogromne, wykończone welurem lub skórą fotele (tylna kanapa również mogła być sterowana elektrycznie), elektrycze rolety i montowane w dachu, podświetlane, lusterka do makijażu dla pasażerów drugiego rzędu. Uroku dodawały również takie smaczki, jak np. słynne "antenki", czyli wczesna wersja stosowanych dziś powszechnie czujników cofania. Te wysuwały się z narożników tylnej części nadwozia po wrzuceniu wstecznego biegu, dzięki czemu kierowca mógł określić, w którym miejscu kończy się pojazd (w 1994 roku zastąpił je system parktronic). W140 był też pierwszym na świecie samochodem, który - za pośrednictwem wbudowanego modemu - zapewniał pasażerom łączność z internetem!
Do napędu auta stosowano wyłącznie sześcio, ośmio i dwunastocylindrowe silniki. Najsłabsza odmiana benzynowa - S280 - z rzędowym silnikiem o mocy 193 KM - przyspieszała do 100 km/h w 10,9 s. Dwunastocylindrowy 600 SEC, przy masie niemal 2,5 tony, rozpędzał się do setki w zaledwie 6,6 s! Największą popularnością wśród nabywców cieszyła się jednak rzędowa szóstka o pojemności 3,2 l (231 KM i 315 Nm), która w połączeniu z automatyczną skrzynią biegów (o 4 lub 5 przełożeniach) przyspieszała do 100 km/h w 8,9 s i osiągała prędkość maksymalną 225 km/h.
Na tle współczesnych limuzyn Mercedes W140 wydawać się może groteskowo olbrzymi i mocno archaiczny, ale porównywanie go z wieloma nowszymi autami (chociażby ze swoim następcą - W220) jest dla tego modelu obelgą. Żadne z późniejszych aut nie zostało zaprojektowane z taką dbałością o detale i "zapasem konstrukcyjnym". Wszystko - począwszy od tapicerek, przez układ napędowy, a na najmniejszych śrubkach kończąc - zaprojektowano w taki sposób, by bezawaryjnie służyło właścicielowi przez lata.
Nie przez przypadek, do budowy debiutującego pod koniec 2002 roku Maybacha, mającego na nowo zdefiniować segment limuzyn, użyto platformy W140, mimo że na rynku - od przeszło czterech lat - była już wówczas nowa klasa S (W220).
Paweł Rygas