McLaren na początek

​Bolidy zespołu McLaren okazały się najlepsze w inaugurującej sezon 2012 sesji treningowej przed GP Australii. Najszybsze okrążenie wykonał Jenson Button, pokonując partnera z tego samego garażu - Lewisa Hamiltona.

Najszybszy na dzisiejszym treningu...
Najszybszy na dzisiejszym treningu...AFP

Nowy sezon kierowcy walczący o tytuł mistrza świata Formuły 1 zaczęli w deszczu, na mokrym obiekcie Albert Park w Melbourne. Jako pierwszy na torze zameldował się debiutujący w F1 - Jean Eric-Vergne startujący w zespole Toro Rosso. Za nim pojawiał się grupa kierowców słabszych teamów. Jak można było przewidzieć, po przejechaniu jednego okrążenia zawodnicy schronili się do garażów i długo nie pojawiali na torze. W miarę upływu czasu, warunki na torze znaczyły się poprawiać, w czym duża zasługa australijskiego słońca, które niemrawo przebijało się przez ołowiane chmury. Słoneczne promienie wygoniły kierowców do zajęć. Pierwszy na suchych gumach wyjechał Kamui Kobayashi ze stajni Sauber. Japończyk siłą rzeczy przejechał najszybsze okrążenie toru w czasie - 1:36.906 sek. Nie trwało to długo, bo na torze pojawił się Mark Webber (Red Bull Racing). Trzeci zawodnik ubiegłego sezonu poprawiła czas kierowcy Saubera. Kobayashi, tak szybko jak zleciał z lidera, tak szybko powrócił na szczyt. Już w kolejnym okrążeniu Japończyk ustanowił rekord tej części treningu.

W połowie pierwszej sesji, na torze zaczęli pojawiać się zawodnicy, którzy będą nadawać ton tegorocznym mistrzostwom. Na sam początek Michael Schumacher z teamu Mercedes.AMG. Jego "srebrna strzała" - W03 przemknęła jedną rundę w czasie, który pozwolił liderować w tabeli. Na kilka minut przed zakończeniem inauguracji sezonu 2012, swoją siłę zademonstrował McLaren. Kierowcy z Brackley podzieli między sobą najszybsze okrążenia i spokojnie mogli udać się na obiad. Kiepsko w tej części przygotowań przed niedzielnym ściganiem wypadł team Lotus. Kimi Raikkonen pojawił się na torze w samej końcówce i nie miał szans na przeprowadzenie wszystkich założeń. Czas przejazdu Fina również nie zachwycił.

Robert Galiński

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas