Mazury nie chcą tysięcy tirów, konflikt przybiera na sile
Drogowcy milczą, a mieszkańcy coraz głośniej biją na alarm - droga ekspresowa S16 w proponowanych wariantach zniszczy najpiękniejsze fragmenty Mazur. Konflikt trwa.
Codziennie przybywa plakatów i banerów, po jeziorach pływają jachty z logiem akcji Ratujmy Mazury, a w najbardziej popularnych miejscach Krainy Wielkich Jezior Mazur, podczas koncertów i innych wydarzeń rozdawane są tysiące ulotek informacyjnych o kontrowersyjnej inwestycji.
Przedstawiciele Ratujmy Mazury zapowiadają, że to dopiero początek, tymczasem władze regionu milczą, a GDDKiA unika dialogu. Film zamieszczony na profilu FB Inicjatywy Społecznej Ratujmy Mazury, pokazujący piękno miejsc, przez które ma przejść planowana czteropasmowa droga ekspresowa S16 i które mogą wkrótce zniknąć dotarł już do miliona odbiorców, a jego popularność nie maleje.
Pod elektroniczną petycją utworzoną wspólnie z Greenpeace apelującą o przygotowanie alternatywnego projektu w uzgodnieniu z lokalną społecznością i samorządami, który wyeliminuje ciężarowy ruch tranzytowy z serca Mazur, podpisało się ponad 11 tys. osób. Zbierane są również podpisy w terenie, dynamicznie rośnie społeczność na profilu FB - Robimy to, co robimy, bo nikt nie chce z nami rozmawiać, a rozmowa o zrównoważonej koncepcji transportu na Mazurach jest potrzebna jak nigdy - mówią przedstawiciele Ratujmy Mazury.
Do 44 razy sztuka
Z koncepcją budowy czteropasmowej drogi ekspresowej przez Krainę Wielkich Jezior Mazurskich drogowcy mierzą się od lat. W 2008 roku powstało aż czterdzieści jeden wariantów poprowadzenia siedemdziesięciokilometrowej drogi od Mrągowo do Ełku. Wówczas ich autorzy otwarcie przyznali, że każde z rozwiązań oznacza istotne zniszczenia dla środowiska i unikalnego krajobraz Mazur. - Nie chodzi o to, żeby opracowywać czterdziesty drugi, równie zły wariant, a to za dziesiątki milionów robi właśnie Generalna Dyrekcja. Trzeba stworzyć spójną koncepcję transportu w Krainie Wielkich Jezior. Transportu dla mieszkańców i turystów, a nie ruchu tranzytowego, który planuje się tu sprowadzić - tłumaczą działacze akcji Ratujmy Mazury.
Film obudził ludzi
Tematem zainteresowały się media, dołączyły organizacje ekologiczne i społeczne z całego kraju. Przełomowy okazał się jednak film - Nakręciliśmy go w miejscach, gdzie drogowcy planują czteropasmówkę. To całej Polsce otworzyło oczy. W trzy dni odebraliśmy ponad pół tysiąca maili od osób deklarujących pomoc. Ludzie zrozumieli, co się szykuje. Zobaczyli miejsca, które znają, które są wizytówką Polski, a które zostaną po prostu bezpowrotnie zniszczone mówi Jarek z Rynu, przedsiębiorca, który brał udział w produkcji materiału.
Czekając na dialog
Ratujmy Mazury planują kolejne działania, wystąpienia na koncertach i piknikach, które latem na Mazurach odbywają się w każdym tygodniu. - Cały czas mamy nadzieję na dialog. Czekamy i siłą rzeczy coś musimy robić. W opinii drogowców, z którymi rozmawialiśmy nieoficjalnie, S16 będzie jedną z najbardziej przewymiarowanych i ze względu na podmokły teren i gigantyczne mosty pewne najdroższą tego typu drogą w Polsce - dodaje Karolina, właścicielka kawiarni z Mikołajek. S16 nie była nigdy krajowym priorytetem i nadal nim niej jest. Czeka budowa CPK i sieci kolei, są dużo ważniejsze połączenia drogowe, a GDDKiA wciąż musi dokładać kolejne setki milionów złotych do projektów, z których zeszli wykonawcy. Mazurskie bagna i jeziora nie należą do prostych inżyniersko terenów i o błąd w kosztorysach nie jest trudno.
Drogowcy nie chcą rozmawiać, politycy milczą
Drogowcy z Olsztyna są nieugięci, najwyraźniej nie wyciągnęli lekcji z Rospudy, a ona jest prosta - im wcześniej zacznie się rozmowę, tym lepsze rozwiązania można wypracować. Pomimo tego na pisma strony społecznej drogowcy odpowiadają ogólnikową formułką, że przyjęli uwagi do wiadomości. - GDDKiA deprecjonuje skalę problemu, bagatelizuje opór społeczny. A chodzi o ogromną budowę w sercu Mazur, która zanim zniszczy część terenów to sparaliżuje region na lata - mówi Dominika, artystka z pracowni ceramicznej w Mikołajkach. Jeszcze mniej do powiedzenia mają politycy.
Niektórzy mówią, że droga musi powstać i dorzucają okrągłe zdania, że oczywiście głos społeczności musi zostać wzięty pod uwagę. - To mydlenie oczu. Politycy się boją, bo widzą tylko dwa złe rozwiązania: budowę drogi albo jej brak - dodaje Dominka. Ratujmy Mazury liczy, że wreszcie znajdzie się odważny, który rozpocznie rozmowę o trzecim rozwiązaniu, na przykład gruntownym remoncie i przebudowie DK16, a także o południowej obwodnicy Mazur. Tej dla odmiany domagają się wręcz samorządy i powiaty z tych terenów, wskazując, że tak naprawdę ten fragment jest faktycznie wykluczony. Protestujący Z Ratujmy Mazury powtarzają, że trzeba rozmawiać o przyszłości transportu na Warmii i Mazurach, zwłaszcza w kontekście Via Baltiki i Via Carpatii.
Przerzucanie odpowiedzialności
Model działania GDDKiA jest protestującym znany. Polega na przerzucaniu odpowiedzialności za wybór trasy na Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska, która będzie wydawała w tej sprawie decyzję środowiskową. Bez niej nie ma budowy. Tyle, że na tym etapie konsultacje to fikcja, drogowcy wskazują bowiem we wniosku o wydanie decyzji preferowany wariant. Społeczność i samorządy doskonale zdają sobie z tego sprawę i oczekują poważnego traktowania.
- Jesteśmy zdeterminowani, tu chodzi nie tylko o nasze życie, ale również o to, co pozostawimy swoim dzieciom, o to jaki mamy stosunek do Polski i Mazur - uważa Jarek z Rynu. W przypadku obszaru takiego, jak Kraina Wielkich Jezior Mazurskich konflikt z pewnością nabierze ogólnopolskiego i międzynarodowego wymiaru. Tym bardziej, że coraz więcej firm, takich jak GAZ-SYSTEM czy Polskie Sieci Elektroenergetyczne, które również realizują trudne społeczne inwestycje, choć nie tak uciążliwe jak czteropasmowa droga, zdają sobie sprawę, że podstawą ich powodzenia są rzetelnie prowadzone konsultacje społeczne.