Kubica odejdzie z F1?

Obecny sezon Formuły 1 obfituje w niespodzianki.

Kubica u swoich mechaników
Kubica u swoich mechanikówAFP

Zamieszanie związanie z (nie do końca chyba przemyślanymi) zmianami regulaminowymi zaowocowało tym, że światek "wielkich" tego sportu wywrócił się do góry nogami.

McLaren, Ferrari, Renault i BMW wciąż nie mogą otrząsnąć się z szoku, jaki sprawił im niedoceniany wcześniej Ross Brawn. Ten ostatni udowodnił, że w F1 oprócz potężnych wpływów i gigantycznych pieniędzy, wciąż jest jeszcze odrobina miejsca dla sprytu, który śmiało nazwać by można geniuszem. Dzięki pomysłowemu podwójnemu dyfuzorowi bolidy jego konstrukcji zmiotły konkurencję. Nic dziwnego, że szefostwo teamu Ferrari, w którym Brawn przez długi okres (zanim przeszedł do Hondy; ten zespół przejął po wycofaniu Japończyków) pełnił funkcję dyrektora technicznego, pluje sobie w brodę.

Podobnie określić można zachowanie BMW, które - jak pamiętamy - w połowie zeszłego sezonu, zamiast skorzystać z szansy walki o mistrzowski tytuł, skupiło się na konstruowaniu obecnego bolidu, co Robert Kubica przypłacił podium w klasyfikacji generalnej kierowców. W jeszcze gorszej sytuacji jest McLaren. Lewis Hamilton, który stał się w zeszłym sezonie najjaśniej święcącą gwiazdą Formuły 1 i wywalczył tytuł mistrzowski, dziś ma problemy, by utrzymać się w końcu stawki - w tym sezonie dublowano go już wielokrotnie.

Oliwy do ognia dolewa również FIA, która na kolejny sezon planuje dla zespołów następne obostrzenia. Organizacja chce, by w przyszłym sezonie budżety teamów ograniczone zostały do 40 milionów funtów. Z postulatem takim kategorycznie nie zgadza się FOTA (Związek Zespołów Formuły 1) - aż osiem zespołów (w tym BMW Sauber) od zmiany tej decyzji, uzależnia swoje dalsze uczestnictwo w tej serii (jak na razie akces do przyszłorocznej rywalizacji zgłosiły tylko Williams i Force India). Sprawa od kilku dni znajduje się na ostrzu noża - ani rządzący F1 twardą ręką Max Mosley, ani szefowie poszczególnych teamów nie zamierzają ustąpić.

Zespoły proponują stopniowe - trwające trzy sezony - "zejście" do poziomu budżetu proponowanego przez FIA. Obecnie, największe teamy wydają rocznie nawet 500 mln funtów, nie dziwi więc, ze nagłe ograniczenie ich budżetu do poziomu 40 mln jest dla nich nie do przyjęcia. Bliższa niż kiedykolwiek jest więc dziś perspektywa utworzenia nowej, konkurencyjnej dla Formuły 1 serii wyścigów, w której najbogatsze teamy mogłyby prezentować osiągnięcia swoich konstruktorów.

Chęć wzięcia udziału w takim przedsięwzięciu potwierdził m.in. dwukrotny mistrz świata - Fernando Alonso, który stwierdził, że perspektywa ścigania się w wyścigach, w których nie ma ograniczeń finansowych jest z punktu kierowcy bardzo interesująca - gwarantuje bowiem dostęp do najszybszych bolidów na świecie. Alonso dodał również, że wolałby ścigać się w każdej nowej kategorii, niż w Formule 1, gdyż ta, która niebezpiecznie zbliża się poziomem do GP2 czy F3 przestaje interesować kierowców, kibiców, sponsorów i telewizje.

Do tego wszystkiego dochodzą również problemy związane z przysparzającym wiele kłopotów i pochłaniającym masę pieniędzy systemem KERS. FOTA zapowiedziała, że - o ile w ogóle zrzeszone w niej zespoły wystartują w przyszłorocznej serii GP F1 - na pewno nie będą stosować systemu odzyskiwania energii kinetycznej. Powód? Prace związane z opracowaniem sprawnie działających mechanizmów pochłonęły ogromne kwoty, a chwilowy przyrost mocy okazał się zupełnie niesatysfakcjonujący. Do tego doszły jeszcze problemy z odpowiednim rozłożeniem masy bolidu, co w znaczny sposób przekłada się na właściwości jezdne.

Zupełnie chybiony jest też lansowany przez zielonych aspekt ekologiczny. Baterie wystarczają na jeden wyścig, kosztów utylizacji nikt nie ujawnia.

Co więc stanie się z najbardziej prestiżowym sportem motorowym na świecie? Przy obecnej sytuacji chyba nikt nie jest w stanie tego przewidzieć. Póki co można jedynie czekać. 12 czerwca Max Mosley ogłosić ma listę 13 teamów, które wystartują w przyszłorocznym cyklu. Jest wielce prawdopodobne, że zabraknie na niej 8 zrzeszonych w FOTA teamów. Jeśli tak, może to oznaczać koniec kariery Roberta Kubicy w Formule 1... jak również początek końca samej F1.

PR

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas