Koszmar na "1". Pijany, ale niewinny!

Błędne okazały się wstępne ustalenia policji dotyczące tragicznego wypadku, do którego doszło w poniedziałek na DK-1 w Wanatach.

article cover
INTERIA.PL

Mówiły one, że kierujący oplem corsą jadąc w kierunku Częstochowy, w trakcie manewru zawracania na skrzyżowaniu, nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu jadącej w kierunku Katowic toyocie i doprowadził do zderzenia.

Siła uderzenia wyrzuciła toyotę na pas o przeciwnym kierunku ruchu, gdzie pojazd ten zderzył się z samochodem ciężarowym scanią, jadącą w kierunku Częstochowy. W te dwa pojazdy uderzył kierujący fiatem.

Badanie wykazało, że kierujący corsą 60-latek miał w organizmie 1.2 promila alkoholu.

Te ustalenia były jednak błędne. Świadkowie w swoich zeznaniach winą za wypadek obarczyli kierowcę toyoty. To kierowca tego samochodu - zgodnie z informacjami innych kierowców - jechał szybko (120-140 km/h) i niespodziewanie zjechał w lewo uderzając w prawidłowo stojącą między pasami ruchu i skręcającą w lewo corsę. Toyota urwała tylną, prawą ćwiartkę opla, a sama wyrzucona na schodzącej w ziemię barierze oddzielającej pasy ruchu wyleciała w powietrze i uderzyła w ciężarówkę.

Na miejscu zginęły dwie pasażerki opla oraz kierowca toyoty. Trzecia pasażerka corsy zmarła w drodze do szpitala. Kierujący oplem oraz scanią odnieśli obrażenia.

Nowe ustalenia, mówiące o tym, że opel prawidłowo wykonywał manewr skrętu, są ważne dla 60-letniego kierowcy corsy. Dzięki temu nie będzie on oskarżony o spowodowanie śmiertelnego wypadku pod wpływem alkoholu. Natomiast za prowadzenie w stanie "wskazującym" grozi mu utrata prawa jazdy i do dwóch lat więzienia.

Prokuratura zleciła już sekcję zwłok kierowcy toyoty, która ma ustalić czy był on pod wpływem alkoholu, narkotyków lub leków. Szybkość jazdy raczej wyklucza zaśnięcie jako przyczynę niekontrolowanego zjazdu w lewo.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas