Koniec z bezkarnością na niemieckich autostradach?
W obliczu polityki klimatycznej Unii Europejskiej co kilka miesięcy powraca temat wprowadzenia ograniczenia prędkości na niemieckich autostradach. Zdaniem niektórych ekspertów wprowadzenie limitu 130 km/h pozwoliłoby nie tylko zmniejszyć emisję spalin, ale też zaoszczędzić blisko miliard euro rocznie.
W swojej krucjacie przeciwko braku ograniczenia prędkości na dużej części niemieckiej sieci autostrad nie ustaje ETSC, czyli Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu. To organizacja non profit z siedzibą w Brukseli, która aktywnie lobbuje za rozwiązaniami zwiększającymi bezpieczeństwo ruchu drogowego. Organ nie ma żadnej mocy sprawczej, ale jego opinie cieszą się dużym posłuchem wśród eurodeputowanych i mają wpływ na ostateczny kształt przyjmowanych rezolucji i dyrektyw.
Pomysły ETSC rzadko wywołują zadowolenie wśród kierowców. Warto przypomnieć, że ETSC aktywnie lobbuje chociażby za wprowadzeniem ograniczenia prędkości do 30 km/h w obszarze zabudowanym, wspiera też wiele inicjatyw dotyczących wydłużenia listy wyposażenia obowiązkowego pojazdów.
Te - jak chociażby pomysł wyposażenia w obowiązkowy układ ABS wszystkich motocykli i skuterów (również tych, którymi poruszać się można w oparciu o kategorię B) - zdecydowanie poprawiają poziom ochrony kierowców, ale - z drugiej strony - skutkują też nieustannym wzrostem cen pojazdów.
By przekonać niemieckich kierowców do zasadności wprowadzenia ograniczenia prędkości na autostradach, ETSC cytuje najnowsze badania, których wyniki publikuje naukowy dziennik "Ecological Economics". Autorzy obszernej analizy twierdzą, że wprowadzenie limitu 130 km/h na sieci niemieckich autostrad pozwoliłoby zaoszczędzić rocznie nawet 950 milionów euro.
W tym przypadku nie chodzi jedynie o koszty wynikające z większego zużycia paliwa czy szybszego zużywania się podzespołów i materiałów eksploatacyjnych, w tym związane z zatruwaniem środowiska pyłem ze zużytych opon czy okładzin hamulcowych.
Naukowcy wzięli też pod uwagę wydatki wynikające z czasu traconego przez kierowców w korkach czy te związane z usuwaniem skutków wypadków i kosztami rehabilitacji ofiar. W wyliczeniach uwzględniono nawet konieczność rozbudowy i dostosowywania istniejącej sieci do jazdy z wysokimi prędkościami, w tym koszty montażu przy autostradach ekranów akustycznych.
Co ciekawe, według autorów raportu ograniczenie prędkości do 130 km/h pozwoliłoby uspokoić ruch i - w konsekwencji - ograniczyć korki. Z raportu wynika, że aż 20 proc. tego typu zdarzeń spowodowanych jest właśnie zbyt szybką jazdą.
Zdaniem autorów raportu na ewentualne korzyści społeczne wprowadzenia ograniczenia prędkości na niemieckich autostradach składają się m.in.:
- mniejsza emisja CO2 (293 mln euro),
- "efekty łańcucha dostaw" (285 mln euro),
- wydatki na infrastrukturę drogową (248 mln euro),
- zanieczyszczenia powietrza (62 mln euro),
- koszty związane z uniknięciem wypadków (28,3 mln euro).
W sumie oszczędności miały by dać 983,3 mln euro w skali roku, w porównaniu z oszacowanymi na 32,3 mln euro kosztami społecznymi nowych przepisów. Sama Rada podkreśla zwłaszcza wpływ ograniczenia prędkości na bezpieczeństwo. W najnowszym raporcie ETSC na temat bezpieczeństwa na autostradach czytamy np., że ryzyko śmierci w wypadku na niemieckiej autostradzie jest około dwa razy wyższe niż na brytyjskiej czy duńskiej.
Autorzy powołują się tu np. na dane Niemieckiej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, z których wynika, że np. w 2016 roku aż 66 proc. śmiertelnych wypadków drogowych na autostradach miało miejsce na odcinkach, które nie są objęte ograniczeniami prędkości.
W kontekście lobbowanych przez ETSC ograniczeń prędkości na niemieckich autostradach warto przypomnieć styczniową wypowiedź niemieckiego ministra transportu - Volkera Wissinga. W wywiadzie dla "Bild am Sonntag", który pytał ministra o propozycje Zielonych w zakresie wprowadzenia ograniczeń na sieci autobahn, Wissing stwierdził m.in., że sprawa prędkości na autostradach to "osobista odpowiedzialność obywateli i państwo powinno powstrzymać się od ingerowania w tę kwestię".
Dodał również, że problem może rozwiązać się sam, za sprawą rosnącej popularności aut elektrycznych
***