Koniec ekranów dotykowych w autach? Jest wyrok sądu!

Ekrany dotykowe to prawdziwa zmora współczesnych kierowców. Część producentów doprowadziła stosowanie tego typu rozwiązań do absurdu. Niemiecki sąd powiedział dość!

Pozbawienie prawa jazdy na miesiąc i grzywna w wysokości 200 euro. To kara wymierzona przez sąd w Karlsruhe za spowodowanie kolizji, której bezpośrednią przyczyną było korzystanie z ekranu dotykowego w czasie jazdy. W sprawie nie byłoby może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że chodzi o ekran dotykowy będący integralną częścią pojazdu homologowanego do poruszania się po niemieckich drogach. Co więcej -  sam kierowca zmuszony był do skorzystania z urządzenia by... wyregulować pracę wycieraczek! To nie żart.

Chodzi o kolizję, do jakiej doszło 15 marca ubiegłego roku. Kierowca Tesli Model 3, jadąc w deszczu, chciał ustawić interwał przerywanej pracy wycieraczek. W Tesli wycieraczki można wprawdzie włączyć manetką przy kierownicy, ale działają one wówczas wyłącznie w trybie automatycznym. Regulacja pracy przerywanej odbywa się tylko z poziomu centralnego panelu dotykowego. Kierowca ma do wyboru pięć trybów pracy. Próba ustawienia wycieraczek pochłonęła kierującego do tego stopnia, że zjechał z drogi i zahaczył o przydrożne drzewa. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach. Straty materialne to kilka uszkodzonych drzew, rozbita Tesla i "zaorane" pobocze. 22 sierpnia ubiegłego roku sąd pierwszej instancji ukarał kierującego zatrzymaniem prawa jazdy (na miesiąc) i grzywną w wysokości 200 euro. Sprawa trafiła niedawno do Wyższego Sądu Okręgowego w Karlsruhe, który podtrzymał wcześniejszy wyrok.

Reklama

W obu przypadkach sędziowie argumentowali, że w zainstalowany w pojeździe ekran dotykowy jest "urządzeniem elektronicznym", z których korzystanie ściśle określają przepisy lokalnego prawa o ruchu drogowym. Czytamy w nich m.in., że w czasie jazdy obsługa tego rodzaju wyposażenia dozwolona jest głównie za pomocą komend głosowych. Niemiecki ustawodawca dopuszcza wprawdzie użycie dłoni, ale tylko wówczas, gdy chodzi o "krótkotrwałe oderwanie wzroku od jezdni" dostosowane do "natężenia ruchu i warunków atmosferycznych". W opinii sądów obu instancji kierowca mógł "zapobiec uszkodzeniu mienia i narażaniu na niebezpieczeństwo innych użytkowników drogi, jeśli zachowałby niezbędną ostrożność" - konsekwencje jego działań były łatwe do przewidzenia. Wysiłki obrony skupiały się na podważeniu kwalifikowania ekranu Tesli jako "urządzenia elektronicznego" (zgodnie z definicją niemieckiego kodeksu drogowego StVO - przyp. red.). Obrona upierała się na zakwalifikowaniu go jako "panel sterowania związany z bezpieczeństwem". Sędziowie nie przychylili się jednak do takiej argumentacji.

Rezygnując z regulacji pracy wycieraczek z poziomu manetki Tesla rzeczywiście doprowadziła nową modę do absurdu, ale trzeba pamiętać, że amerykański producent nie jest w tej kwestii odosobniony. Przypominamy, że np. w nowym Golfie właściwie całkowicie zrezygnowano z wszelkiego rodzaju przycisków fizycznych, na rzecz paneli dotykowych właśnie. Już dziś - z poziomu ekranu środowego - dotykowym "suwakiem" reguluje się chociażby poziom głośności. Trzeba jednak przyznać, że - przynajmniej w przypadku niemieckich producentów - większość funkcji niezbędnych do komfortowej i bezpiecznej podróży wybrać można głosowo lub z kierownicy. Mimo tego, np. w nowych Skodach i Volkswagenach, skorzystania z ekranu centralnego wymaga np. ustawienie prędkości wentylatora kabinowego. Podobnie jest chociażby w niektórych autach zza oceanu. Przykładowo - niektórych modelach Jeepa "przeklikania się" przez menu wymaga np. włączenie... podgrzewania foteli. Miejmy nadzieję, że twarde stanowisko niemieckich sądów stanowi jasny sygnał dla producentów pojazdów, by zawrócić z obranej drogi.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy