​KGP, czyli Komis z Gratami po Pijakach

Ministerstwo Sprawiedliwości chce radykalnie zaostrzyć kary za jazdę na podwójnym gazie. Kierowcom, którzy wydmuchają 1,5 promila, będą konfiskowane samochody. Przyznaję, że jak przeczytałem o tym po raz pierwszy, to zacząłem bić brawo do komputera. A następnie nalałem sobie kieliszek wina, żeby wypić za zdrowie człowieka, który wpadł na ten genialny pomysł. Trzeba mieć cohones wielkości bakłażanów, żeby zdecydować się zadrzeć z całym Podlasiem.

 Po trzecim kieliszku wina przyszedł jednak moment - paradoksalnie - otrzeźwienia. I koniec końców doszedłem do wniosku, że ten pomysł jest do bani. Z kilku powodów.

Po pierwsze. W pierwszym półroczu 2021 złapano prawie 50 tys. pijanych kierowców. Ilu z nich miało ponad 1,5 promila? Takich danych nie ma, ale załóżmy, że była to co 20 osoba. To dałoby 5 tys. odebranych samochodów rocznie.   

Policyjne komisariaty i komendy zaczną przypominać komisy samochodowe. 80 proc. telefonów na 112 będzie zaczynała się mniej więcej tak: "Dzień dobry ja w sprawie tej granatowej Astry z LPG z 2000 roku. Kiedy miała wymieniany rozrząd?". Funkcjonariusze w przerwach między ogarnianiem kuwety kota prezesa, a blokowaniem schodów na pl. Piłsudskiego, będą wkuwali teksty: "Jeżdżona tylko w niedzielę do kościoła. Niestety zaraz po suto zakrapianym obiedzie", "Auto od nowości w rękach starszego Pana z rocznika 1928. Jak sam nam powiedział, dożył takiego wieku w zdrowiu, bo od pół wieku codziennie wypija pół butelki koniaku".

Reklama

Po drugie. Nie oszukujmy się, statystycznie rzecz biorąc na rauszu nie jeżdżą Beaty w nowych BMW, tylko Janusze w granatowych Astrach z LPG. Z tego powodu średnia wieku samochodów w policyjnych komisach będzie wynosiła ca. 20 lat. W dniu odebrania właścicielowi takie auto warte będzie jakieś 5 tys. złotych. Jednak zanim trafi do sprzedaży, trzeba będzie dopełnić trochę formalności - raport, wyrok sądu, niezbędna papierologia, protokół zdawczo-odbiorczy, jeszcze po drodze przetarg na lawety do transportowania aut, rzeczoznawca, wyrobienie nowego dowodu rejestracyjnego, bo właściciel go zgubił etc. I już po dwóch latach granatowa Astra z LPG będzie mogła zostać sprzedana. A raczej oddana na złom, bo w tym czasie jej karoserię pokryją mech i rdza, a w siedzisku fotela kierowcy wyrośnie paproć. W związku z tym auto trzeba będzie wyrejestrować i przewieźć lawetą z policyjnego parkingu do stacji demontażu pojazdów. I jeszcze zapłacić 5600 zł kary za brak wykupionej polisy OC.

Po trzecie. Policjanci z entuzjazmem wywołującym wypieki na twarzy przyjmą informację, że po każdej konfiskacie auta będą musieli wypełnić 50-stronicowy raport. Z nowych obowiązków ucieszą się również sądy, które - jak wiemy - nudzą się do tego stopnia, że trzeci raz oglądają od początku Annę Marię Wesołowską, Magdę M. oraz nowy sezon The Suits. 

Po czwarte. Cwańsi Janusze, których stać będzie na droższe auto, wezmą je w leasing, a za gotówkę kupią i zarejestrują na siebie granatową Astrę z LPG.

Po piąte. Żadna, nawet najbardziej drakońska kara nie spowoduje, że pijani przestaną wsiadać za kółko. Tak samo, jak kara śmierci czy dożywocie nie odstraszają zabójców. Już dzisiaj sankcje za jeżdżenie na podwójnym gazie są dotkliwe - dwa lata więzienia, minimum 5000 zł kar (grzywna plus wpłata na Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej) i nawet dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Wszystko razem!

Mówiąc krótko, konfiskata dołoży roboty urzędnikom, policjantom i sądom, a nie pomoże w żaden sposób w rozwiązaniu problemu. Za to jest bardzo prawdopodobne, że policjanci będą prowadzili mniej kontroli trzeźwości - żeby zminimalizować ryzyko, że będą musieli wzywać lawetę, wypełniać kolejne raporty, składać zeznania w sądzie etc. Żeby było jasne, nie bagatelizuję problemu. Przeciwnie, wydaje mi się, że mam znacznie lepsze, działające rozwiązanie. Jest nim wstyd.

Każdemu przyłapanemu pijanemu kierowcy policja powinna robić zdjęcie i rozwieszać je w promieniu dwóch kilometrów od jego miejsca zamieszkania i pracy. Na słupach, sklepowych witrynach, płocie kościoła i billboardach. Oczywiście z informacją ile wydmuchał, czym jechał i gdzie został złapany. Powinni zobaczyć to jego znajomi, sąsiedzi, rodzina, współpracownicy, obsługa sklepu, listonosz, pani na poczcie i proboszcz parafii. Ewentualnie jeszcze można kazać mu stać przez dobę na golasa na środku osiedla z transparentem "Wypiłem pół litra wódki i jechałem przez nasze osiedle samochodem".

Dokładnie tak to widzę. Jednocześnie jednak postuluję podniesienie dopuszczalnego limitu alkoholu we krwi do 0,5 promila. Czas zacząć rozróżniać tych, którzy wypili butelkę wódki i mieli ograniczony kontakt z rzeczywistością od tych, którzy wypili lampkę wina do obiadu i nabrali pokojowych zamiarów.

ŁUKASZ BĄK

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy