Karambol na S8. Służby ratunkowe zawiodły?
Rawska prokuratura wyjaśnia działania służb ratunkowych biorących udział w akcji przy karambolu na drodze S8, w wyniku którego zginęły trzy osoby, a 25 zostało poszkodowanych. Kontrolę działania tych służb zlecił minister zdrowia Bartosz Arłukowicz.
Śledczy zainteresowali się sprawą po opublikowaniu w mediach treści rozmów dyspozytora pogotowia ratunkowego z zespołami karetek - poinformował w środę PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.
"Słyszałem to nagranie (rozmów dyspozytora - PAP), dlatego podjąłem decyzję o szczegółowej kontroli każdego z etapów, zarówno powiadamiania organizacji systemu, jak i pracy ludzi przy tym wypadku" - powiedział Arłukowicz dziennikarzom. Dodał, że jest to kontrola zarówno resortowa, jak i konsultanta krajowego. "Po zapoznaniu się z wynikami kontroli podejmiemy stosowne decyzje, jeśli takie będą potrzebne" - dodał. Minister mówił, że system ratownictwa medycznego jest bardzo rozbudowany, pracuje w nim wielu ludzi. "Wiele lat jeździłem karetką i wiem, że czasem w ekstremalnych warunkach pracuje się bardzo trudno" - powiedział.
Rzecznik prasowy firmy Falck, której karetki brały udział w akcji, Aleksander Hepner w rozmowie z PAP przyznał, że na miejscu zdarzenia "sytuacja była daleka od opanowanej". Dodał, że karetka Falcka była najpierw wezwana, później odwołana. Jak mówił, najpierw Centrum Powiadomienia Ratunkowego (CPR) w Łodzi poprosiło ich o pomoc, a kiedy wysłali karetkę, stwierdziło, że nie jest ona już potrzebna. "Dlatego przekierowaliśmy ją do ciężarnej kobiety" - powiedział Hepner.
Jednak - jak wynika z jego relacji - po kilkunastu minutach CPR poprosił Falck, aby na miejsce przysłać inny zespół, bo zgłaszają się kolejne poszkodowane osoby. Według niego na miejscu zdarzenia były osoby postronne, mieszały się z pacjentami, żadnych wizualnych oznak triażu (segregacji pacjentów) nie było. "Dopiero kiedy dotarliśmy na miejsce, nasz ratownik zaczął przeprowadzać triaż" - powiedział.
Śmierć na S8. Bo zatrzymała się na lewym pasie...
Stanęła na lewym poboczu i doprowadziła do tragedii. Trzy osoby poniosły śmierć, w tym jedno dziecko, a 25 zostało rannych w karambolu, do jakiego doszło w nocy z soboty na niedzielę na drodze S8 koło Kowies w powiecie w powiecie skierniewickim. Do wypadku doszło na wysokości miejscowości Kowiesy w powiecie skierniewickim na pasie ruchu w kierunku Wrocławia. Na drodze panowała gęsta mgła. W karambolu brało udział jedenaście samochodów, w tym dwa tiry. Ze wstępnych ustaleń wynikało, że kobieta kierująca samochodem osobowym "przestraszyła się mgły" i stanęła na lewym poboczu. Na stojące auto zaczęły najeżdżać inne. Zginęły trzy osoby: 35-letni mężczyzna, 37-letnia kobieta oraz małe dziecko. Drugie, które znajdowało się w aucie, przetransportowano do szpitala. Ofiary podróżowały autem marki Subaru forester na czeskich numerach rejestracyjnych. Czytaj więcej TUTAJ.
Hepner nie chce oceniać działania służb ratunkowych do momentu przyjazdu karetki Falcka. Przyznał, że warunki były bardzo trudne, wypadek był rozciągnięty na kilkaset metrów, była "potworna mgła".Z krytycznymi ocenami Falcka nie zgodził się dyrektor Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi Bogusław Tyka. Jego zdaniem akcja została przeprowadzona sprawnie. Przyznał jednak, że panowały ekstremalne warunki - widać było na pół metra, nie było żadnego oświetlenia. Zwrócił uwagę, że dyspozytor zachował się bardzo racjonalnie, wysyłając zespoły ratownicze z dwóch stron - od strony Skierniewic i Lipiec Reymontowskich oraz od strony Rawy Mazowieckiej i Mszczonowa. Jego zdaniem nie ma do ofiar, których przyczyną byłaby źle przeprowadzona akcja. Według niego segregacja pacjentów była prowadzona przez lekarza, który przyjechał w drugiej karetce. "Wyjechał z miejsca zdarzenia pozostawiając pod opieką straży pożarnej i zespołów podstawowych pacjentów, którzy wymagali tylko i wyłącznie transportu medycznego, a nie potrzebowali pomocy medycznej" - powiedział Tyka.
Sprawę prawidłowości działania służb medycznych wyjaśnia prokuratura w Rawie Mazowieckiej. Jak poinformował PAP Kopania, zabezpieczone zostaną zapisy rozmów zespołów pogotowia, śledczy planują przesłuchanie pracowników służb medycznych. Prokuratura będzie również chciała skorzystać z wyników kontroli przeprowadzonej przez ministerstwo zdrowia.Śledczy chcą sprawdzić, czy akcja była przeprowadzona prawidłowo, czy ewentualne "niedociągnięcia" w akcji miały wpływ na udzielenie skutecznej pomocy, czy mogły doprowadzić do poważniejszych skutków dotyczących zdrowia poszkodowanych i czy naraziły te osoby na powstanie takich skutków. Do karambolu doszło z soboty na niedzielę na drodze S8 w miejscowości Kowiesy na pasie w kierunku Wrocławia. Brało w nim udział 11 samochodów, w tym dwa tiry. Zginęły trzy osoby, w tym małe dziecko - obywatele Czech. Pomocy medycznej udzielono 25 rannym osobom. Dziewięcioro z nich trafiło do szpitali.
Zarzut spowodowania wypadku, w wyniku którego ranna została pasażerka jednego z samochodów, usłyszał 28-letni kierowca TIR-a - obywatel Białorusi. Jego auto jako ostatnie uderzyło w samochody biorące udział w karambolu. Mężczyzna był trzeźwy, podobnie jak pozostali kierowcy, ale z odczytu tachografu wynikało, że jechał z prędkością ok. 95 km na godzinę. Tymczasem gęsta mgła ograniczała widoczność zaledwie do kilku metrów.
O "chaosie" podczas działań służb ratunkowych biorących udział w akcji przy karambolu jako pierwszy napisał "Dziennik Łódzki".