Kalkulator podatku od aut spalinowych to bzdura. Nikt nie zna stawek
Dwa nowe podatki od samochodów osobowych to temat, który serwisy motoryzacyjne odmieniają ostatnio przez wszystkie przypadki. Ile w nim prawdy, a jaką część powielanych w ostatnich tygodniach informacji śmiało wsadzić można między bajki? Temat "dwóch nowych podatków od samochodów osobowych" przebił się do mediów w początku października.
Jako pierwszy temat podjął - zrzeszający miłośników aut elektrycznych - serwis elektrowoz.pl. Ten przypomniał, że obowiązek wprowadzenia nowych opłat wynika bezpośrednio z KPO. Publikacja, w której nie było wprawdzie nic odkrywczego, miała jednak miejsce w okresie przedwyborczym, więc zwolennicy różnych frakcji politycznych - w roli "wirali" wykorzystywali ją w kampanii wyborczej.
Jak pisaliśmy już w początku października - sama informacja o "dwóch nowych podatkach" to nadużycie. W rzeczywistości w Krajowym Planie Odbudowy czytamy bowiem o jednym nowym podatku naliczanym cyklicznie i jednej - naliczanej jednorazowo - opłacie rejestracyjnej. Ta ostatnia - uiszczana w momencie rejestracji samochodu - pojawić ma się w czwartym kwartale 2024 roku. Płacony cyklicznie - najprawdopodobniej w odstępach rocznych - podatek obowiązywać ma od drugiego kwartału 2026 roku.
Jedyną pewną wiadomością jest to, że - jak czytamy w KPO - zgodnie z zasadą "zanieczyszczający płaci", zarówno opłata rejestracyjna, jak i płacony cyklicznie podatek mają być "związane z emisją". Pozwala to domniemywać, że podstawą do ich naliczenia będą normy emisji spalin przypisane poszczególnym pojazdom w CEPiKu.
Biorąc pod uwagę, że w Polsce zarejestrowanych jest obecnie około 20 mln samochodów, a rocznie właściciela zmienia około 2 mln aut (plus około pół mln rejestracji na rynku pierwotnym), zrozumiałym jest, że temat nowego podatku i opłaty rejestracyjnej przyciągnął uwagę zmotoryzowanych. W sieci szybko pojawiły się kalkulatory, które - rzekomo - pozwalają wyliczyć wartość podatku dla konkretnego pojazdu. Problem w tym, że ich działanie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Zamieszanie wzięło się stąd, że pierwsza przymiarka do wprowadzenia podobnych - zależnych od emisji spalin - opłat miała miejsce już w 2006 roku, za rządów Kazimierza Marcinkiewicza. Wówczas - 17 lat temu - powstał projekt nałożenia na kierowców opłaty związanej z emisją spalin pojazdu. Uściślijmy - było to w dwa lata po wejściu Polski w struktury Unii Europejskiej i - wbrew pozorom - nie miało nic wspólnego z ochroną środowiska.
Sam pomysł powstał w wyniku niezgodności polskich przepisów dotyczących ówczesnej formy naliczania podatku akcyzowego z prawem unijnym. Jak przypomina "Auto Świat" - rząd Kazimierza Marcinkiewicza rozważał po prostu możliwość zastąpienia opłaty akcyzowej nowym podatkiem "kombinowanym". Szybko jednak zarzucono ten pomysł i skupiono się nad nowym brzmieniem przepisów o akcyzie. Co najważniejsze - opublikowany 17 lat temu projekt jest jedynym dokumentem, w którym kiedykolwiek pojawił się proponowany wzór naliczenia takiego podatku. Zgodnie z nim - ponieważ w zamyśle chodziło o zastąpienie akcyzy - w przypadku starszych pojazdów kwota podatku mogłaby sięgnąć nawet kilkunastu tysięcy złotych rocznie.
Proponowany wzór prezentował się następująco: S (końcowa stawka podatku) = cc2 (pojemność skokowa w litrach do kwadratu)* euro (mnożnik dla danej normy) * stawka (w projekcie przyjęto kwotę 500 zł)
Właśnie ten wzór wykorzystany został przez autorów kalkulatorów podatku od samochodu, jaki pojawił się niedawno w internecie. To czysty absurd, bo prace nad kształtem wspomnianego podatku zarzucono 17 lat temu i ani Ministerstwo Infrastruktury, ani resort finansów nigdy do nich nie powróciły. Przypomnijmy - sam Kazimierz Marcinkiewicz przestał być premierem jeszcze w połowie 2006 roku, a 21 października 2007 odbyły się w Polsce przedterminowe wybory parlamentarne. O pomyśle opodatkowania samochodów w takiej formie nikt już wówczas nie pamiętał, a sam projekt oficjalnie przeszedł do historii wraz z powołaniem nowego parlamentu (16 listopada 2007 roku premierem został Donald Tusk).
Podsumowując - kalkulatory "nowych" podatków od samochodu, jakie znajdziecie w internecie, to czysty absurd, fejk i "trolling". Po pierwsze - mechanizm określania wysokości podatku, na którym bazują tworzony był w innym celu niż wynika to z Krajowego Planu Odbudowy (zatrzymanie importu pojazdów używanych), a sam projekt dotyczy czasów, które z dzisiejsze perspektywy śmiało nazwać można prehistorią. Dzisiejsze kalkulatory podatku nie mają więc nic wspólnego z prawdą i służę jedynie sianiu wśród kierowców fermentu i paniki.
Na ten moment, wszelkie wyliczenia i prognozy to pisanie palcem po wodzie. Możemy jedynie skonfrontować, jak podobne systemy funkcjonują dziś w innych krajach UE. Przykładowo w Niemczech samochody podzielone są na różne grupy podatkowe i śmiało przyjąć można, że w przypadku przeciętnego auta osobowego podatek zamyka się w kwocie między 150 - 300 euro, w zależności od wieku, jednostki napędowej czy - właśnie - normy emisji spalin. Trzeba też jasno zaznaczyć, że terminy narzucane nam umowami/traktatami/dyrektywami to jedno, a rzeczywistość różnych poszczególnych krajów członkowskich - drugie.
Najlepszym przykładem może być chociażby wymóg fotografowania samochodów w czasie badań technicznych pojazdów. Przypomnijmy - projekt autorstwa Ministerstwa Infrastruktury pojawił się po raz pierwszy w październiku 2020 roku (Nr UC48 w wykazie prac programowych i legislacyjnych Rady Ministrów), a jego stworzenie wynikało z koniecznością wdrożenia do polskich przepisów Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/45/UE w sprawie okresowych badań zdatności do ruchu drogowego pojazdów silnikowych. Prawo unijne zakładało wdrożenie jej przez wszystkich członków Wspólnoty do 20 maja 2018 roku! Pierwotny projekt z października 2020 zakładał jego ekspresowe wdrożenie z datą 1 stycznia 2021. Nieśmiało przypomnę, że tuż przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi projekt - kolejny raz - trafił do kosza i - wraz z powołaniem nowego parlamentu, pracę nad nim - kolejny raz - trzeba będzie zaczynać od zera.