Irma i motobiznes
Apokaliptyczny, jak straszono, huragan Irma w rzeczywistości okazał się nieco słabszy, szczęśliwie ominął też największe ośrodki miejskie na Florydzie. I tak jednak spustoszył znaczną część tego ulubionego przez zamożnych emerytów stanu USA.
W relacjach zza oceanu nie brakowało zdjęć samochodów, przygniecionych przez spadające konary, połamane drzewa, zalanych przez płynące ulicami strumienie. Takie obrazki oglądamy przy okazji każdej wielkiej klęski żywiołowej. Powstaje pytanie, dlaczego amerykańscy właściciele zniszczonych pojazdów nie zadbali o ich wcześniejsze zabezpieczenie? Choćby wzorem wrocławian, którzy podczas pamiętnej powodzi sprzed dwudziestu lat zawczasu wywieźli swoje auta poza miasto lub przestawili je w najwyższe, niezagrożone wielką wodą rejony. Lekkomyślność? Typowy dla mieszkańców Stanów Zjednoczonych wieczny optymizm, wiara, że jakoś to będzie? A może nadzieja na szybką wymianę starego samochodu na koszt towarzystwa ubezpieczeniowego?W Polsce przed finansowymi skutkami katastrof naturalnych chroni zmotoryzowanych polisa auto casco. Firmy ubezpieczeniowe zostawiły tu sobie jednak pewną furtkę. I tak w rozdziale "Wyłączenia odpowiedzialności" Ogólnych Warunków Ubezpieczeń Komunikacyjnych PZU (z ręką na sercu: kto wnikliwie studiuje ten dokument przed podpisaniem umowy?) czytamy, że "AC nie są objęte szkody (...) spowodowane umyślnie lub wskutek rażącego niedbalstwa przez ubezpieczonego lub osobę uprawnioną do korzy stania z pojazdu, chyba że w razie rażącego niedbalstwa zapłata odszkodowania odpowiada w danych okolicznościach względom słuszności". Absolutnie nie podejmujemy się prawniczej wykładni pojęcia "względy słuszności", wiemy natomiast, że za "rażące niedbalstwo" może zostać uznane pozostawienie samochodu podczas wichury pod drzewem.
Jeszcze trudniej wydębić jakiekolwiek odszkodowanie tym, którzy AC nie mają.
Oczywiście nie wszyscy mieszkańcy Florydy wykazali się karygodnym brakiem wyobraźni. Wręcz przeciwnie. W amerykańskich mediach trafiliśmy na opowieść o pewnym małżeństwie z miejscowości Hialeah, które rozmontowało szklaną ścianę w domu, by wprowadzić do salonu swojego Datsuna 300ZX z 1987 roku, uprzednio starannie zawinąwszy leciwy pojazd w folię i zabezpieczywszy taśmami.
Niektórzy trafiali na nieoczekiwane przeszkody. Wielkie musiało być zdziwienie mieszkańców West Palm Beach, którzy po przyjeździe na kryty parking stanowego uniwersytetu zobaczyli, że został on w całości zajęty przez kilkaset stojących w równych rzędach nowiutkich Infiniti. Okazało się, że parking ten, zgodnie z pierwotnymi ustaleniami mający stanowić schronienie dla samochodów pracowników i studentów Florida State University, został w całości wynajęty przez lokalnego dealera Nissan (jak wiadomo, Infiniti jest luksusową marką należącą do tego japońskiego koncernu). Do podobnej sytuacji doszło również w Hollywood (florydzkim, nie kalifornijskim).
Wspomniany dealer uratował samochody, ale za swoją zapobiegliwość zapłacił falą ostrej krytyki, która spłynęła na niego w mediach społecznościowych. Postępowanie przedsiębiorcy z Florydy jest jednak o tyle zrozumiałe, że dobrze znał on los swoich kolegów w Teksasie po sierpniowym ataku huraganu Harvey i późniejszej katastrofalnej powodzi. Mniejszych lub większych zniszczeń doznało wówczas około 400 salonów samochodowych w tym stanie, a kilka niszczycielski żywioł wręcz zmiótł z powierzchni ziemi. Przerwane zostały linie kolejowe i zamknięte porty, przez które transportuje się samochody z fabryk w Teksasie do innych części USA.
Straty w motobiznesie po przejściu Irmy są dopiero szacowane. Wiadomo jednak, że i tam będą one duże. Na pewien czas została m.in. wstrzymana produkcja w fabrykach Hyundaia oraz Kii w stanach Alabama i Georgia.
Na koniec warto wspomnieć o ciekawej metodzie oceny wpływu klęsk żywiołowych na funkcjonowanie lokalnych społeczności, wykorzystywanej przez wyspecjalizowaną rządową instytucję Federal Emergency Management Agency. Otóż FEMA sprawdza, co dzieje się z miejscową... gastronomią, stosując wskaźnik o nazwie Waffle House Index. WHI w kolorze zielonym otrzymuje restauracja, która działa bez żadnych zakłóceń, żółty ta, która musiała ograniczyć swoje menu, a czerwony oznacza lokal, który został całkowicie zamknięty. Im więcej na mapie czerwieni, tym oczywiście ogólna sytuacja na danym obszarze jest gorsza.
Aha, i jeszcze jedno... Według doniesień zza Atlantyku, Meksyk przygotowuje się na masowy napływ popowodziowych aut z USA. Do Polski jest chyba mimo wszystko za daleko...