Google znalazł sposób na drogie paliwo!

Nie rozumiem dlaczego, Nagroda Nobla jest przyznawana ludziom, którzy przeskoczyli płot albo sprzedali 17 egzemplarzy książki o kolonializmie, a nie otrzymał jej na przykład twórca klimatyzacji. Albo nawigacji. A przecież to są właśnie osiągnięcia, które zasługują na największe uznanie i wyróżnienie. To z nich korzystają miliardy ludzi na całym świecie. Znacie kogoś, kto przeczytał jakąś książkę Abdulrazaka Gurnaha? No właśnie! A kogoś kto korzysta z nawigacji albo klimatyzacji?

Robią to wszyscy, a mimo to nie słyszałem, by ktokolwiek został za te wynalazki w jakikolwiek sposób nagrodzony. Nie znamy nawet nazwisk ludzi, którzy wpadli na tak genialne pomysły. AC na panelu klimatyzacji to niestety nie są inicjały gościa, który zadbał o to, byście w upalny dzień nie wyglądali za kierownicą, jakbyście dopiero co wyszli w ubraniu z jeziora. Z kolei wynalazca nawigacji na pewno nie nazywał się TomTom. Znamy Toma Cruisa, Toma Wattsa, Toma Jonesa, Toma & Jerryego, Toma z Akwinu, ale ktoś taki jak TomTom nigdy nie istniał. Przykro mi.

Reklama

Niestety, coś się właśnie z nawigacją popsuło. Otóż Google wprowadził do swoich słynnych map nową trasę - ekologiczną (na razie tylko w USA, w Europie od 2022). Czyli taką, podczas której... wyemitujecie najmniej dwutlenku węgla do atmosfery. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że korzystamy z nawigacji ponieważ pokazuje nam najszybszą trasę z punktu A do punktu B, omijającą korki i na której możemy rozwinąć prędkość jednego macha. Bo bardzo ważny jest dla nas wolny czas. Żyjemy w świecie, w którym liczy się każda zaoszczędzona minuta.  Także podczas jazdy samochodem. Ponieważ potem można ją przeznaczyć na coś innego. Czytanie Abdulrazaka Gurnaha, szydełkowanie, albo - jak to najczęściej ma miejsce w moim przypadku - na piciu wina. Czy nie o to właśnie chodzi?

Wyobraźcie sobie, że podobne zasady, jak w Google Maps, zaczynają obowiązywać w ofercie PKP. Zamiast jechać 13 godzin z Rzeszowa do Szczecina, możecie sobie wybrać trasę 17-godzinną, ale dzięki temu "wyemitujecie" 18 gramów dwutlenku węgla mniej. Tym samym uratujecie jedną pchłę, żyjącą w futrze lisa polarnego.

Mówiąc krótko i szczerze, nie znam ani jednej osoby, która byłaby skłonna posiedzieć za kierownicą choćby o minutę dłużej, niż to konieczne, żeby tylko zmniejszyć emisje CO2 o parę gramów. Jeżeli kiedykolwiek będziecie jechali jednym samochodem z człowiekiem, który zasugeruje, żeby zamiast zasuwać nową obwodnicą Częstochowy, pojechać starą trasą przez miasto, bo to "bardziej ekologiczne", po prostu... usuńcie go ze znajomych na fejsie.

Jak być może niektórzy słusznie zauważą, trasy o niższej emisji CO2 to także trasy bardziej ekonomiczne - czyli takie, na których zużyjecie mniej paliwa. A to w czasach, gdy klasyczna 95 kosztuje 6 zł, brzmi kusząco. Zatem w rzeczywistości faktycznie całkiem sporo osób może korzystać z nowej funkcji Google Maps.

- Droga żono, kochane dzieci! Pojedziemy nad morze trasą dłuższą o 1,5 godziny, ale zużyjemy dzięki temu dwa litry benzyny mniej!

- Kochanie, ależ ty mnie teraz zaimponowałeś. 1,5 godziny dłużej w samochodzie z tobą i naszymi dziećmi? Nie wyobrażałam sobie przyjemniejszego początku urlopu.

- Tak, tato, ależ jesteś zaradny. Daleko jeszcze? Chce mi się siku! I głodny jestem.

Brutalna prawda jest taka, że człowiek stworzył samochód po to, żeby oszczędzać czas, a nie paliwo i pieniądze. Gdyby było inaczej, zamiast garaży nadal budowalibyśmy przy naszych domach szopy i trzymali w nich konie i powozy. To jednak robią dzisiaj już wyłącznie Amisze. Oni jednak nie mają także telewizorów ani radia, więc informacja o wynalezieniu samochodu po prostu jeszcze do nich nie dotarła.

Poza Amiszami wszyscy kupujemy coraz szybsze, lepsze i mocniejsze auta, bo dzięki nim możemy później wyjść z domu i nie spóźnić się z pracy. Potem możemy skończyć ją o czasie i wcześniej być w domu. Dzięki autom zakupy trwają krócej. Dzięki nim możemy dłużej cieszyć się wakacjami.

Kto, mając świadomość tego wszystkiego, wybierze w Google Maps  "trasę ekonomiczną", musi być okropnym nudziarzem. Nie zatrudnią go nawet w Greenpeace, bo zawsze będzie się spóźniał na akcje. "Przepraszam, nie zdążyłem się przypiąć do tego buldożera, ponieważ jechałem tu trasą, na której oszczędziłem 20 gramów CO2".

Wiecie, co jednak jest najśmieszniejsze w całym tym pomyśle Googla? Otóż gigant ten w 2019 r. był odpowiedzialny za emisję 12,5 mln ton dwutlenku węgla do atmosfery. Nie gramów, a ton. Milionów ton! To tyle, ile przez rok emituje - trzymajcie się krzeseł - 8 mln samochodów osobowych o emisji 100 g/km i przebiegu 15 tys. km.

W świetle tego, proponuję, żeby ludzie z Googla wyłączyli klimatyzację w swoich biurach, zaczęli korzystać z telefonów stacjonarnych, a po zmroku pracowali przy lampach naftowych. I wypadałoby, żeby przerzucili się na mapy papierowe.

Łukasz Bąk

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama