Fotoradary z pętlą indukcyjną. Zdradzamy, jak działają!
Czytelnicy często zwracają się do nas z różnymi pytaniami. Ostatnio jeden z nich przysłał nam zdjęcie z fotoradaru. Jego obiekcje wzbudził fakt, że fotografia przedstawia trzy różne pojazdy, więc – teoretycznie – nie do końca wiadomo, który kierowca przekroczył obowiązujący w danym miejscu limit prędkości. Czy w takim przypadku lepiej przyjąć mandat, czy wręcz przeciwnie – skierować sprawę na drogę sądową?
Prezentowana fotografia to dobry pretekst, by przyjrzeć się bliżej zasadzie działania urządzeń pomiarowych wykorzystywanych na naszych drogach. W przypadku tej konkretnej sytuacji szanse na wygraną w sądzie śmiało podawać można w... promilach. Nie mamy żadnych wątpliwości, że w razie odmowy przyjęcia mandatu, nasz czytelnik - oprócz mandatu - będzie jeszcze musiał pokryć koszty postępowania. Skąd ta pewność?
Niestety, wielu kierowców nie zdaje sobie sprawy z zasady działania różnej maści urządzeń kontrolno-pomiarowych. Zwróćcie uwagę na prawy górny róg prezentowanej fotografii - znajdziecie tam typ urządzenia - Traffistar SR520. Wbrew pozorom nie jest to klasyczny radar, który do ustalenia prędkości pojazdów wykorzystuje wiązki lasera lub fale radiowe. W tym przypadku zasada jego działanie jest zupełnie inna!
Oddajmy głos dystrybutorowi urządzenia - przedstawicielom bytomskiej firmy Lifor. Jak dowiedzieliśmy się od jej techników, Traffistar SR520 podłączone jest do sygnalizacji świetlnej i wykorzystuje wycięte w jezdni pętle indukcyjne. Pierwotnie system zaprojektowany został, by ukrócić zjawisko ignorowania przez kierowców czerwonego światła. "Po uwzględnieniu czasu opóźnienia (od momentu którego urządzenie ma być aktywne), każdy pojazd, który w tym samym czasie przekroczy pętle indukcyjne, zostanie zarejestrowany, a jego ruch udokumentowany w postaci dwóch zdjęć".
Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że dzięki zainstalowanym w asfalcie pętlom indukcyjnym Traffistar SR520, potrafi też mierzyć prędkość pojazdów. Na każdym z podlegających kontroli pasów ruchu - w ściśle określonej odległości - zamontowane są dwie pętle. System mierzy czas przejazdu pomiędzy dwiema pętlami i na tej podstawie, z bardzo dużą dokładnością, wylicza średnią prędkość pojazdu. Poszczególny zestaw pętli dedykowany jest konkretnemu pasowi ruchu, nie ma więc najmniejszego problemu z określeniem, który kierowca dopuścił się wykroczenia!
Innymi słowy, niezależnie od liczby pojazdów na zdjęciu, operator systemu doskonale wie, na którym pasie doszło do wykroczenia. Załączone zdjęcie ma jedynie charakter "poglądowy" i pozwala na identyfikację pojazdu na podstawie numerów rejestracyjnych. Nie ma natomiast nic wspólnego z samym pomiarem, bo ten, w przeciwieństwie chociażby do ręcznych mierników prędkości, nie bazuje na przyrządach optycznych! W tym przypadku mamy do czynienia z "mikroskopijną" (biorąc pod uwagę odległość między pętlami) wersją odcinkowego pomiaru prędkości.
Wniosek? Liczba widniejących na przysłanym kierowcy zdjęciu pojazdów nie ma tu nic do rzeczy, bowiem Traffistar SR520 potrafi z mierzyć prędkość dla każdego z pasów ruchu z osobna. W tym konkretnym przypadku oznaczenie "L3" na zdjęciu zdradza, który kierowca dopuścił się wykroczenia. Musicie jednak wiedzieć, że cyfra przy literze L nie musi zgadzać się z liczbą pasów ruchu na danym odcinku. Dotyczy bowiem pasów "pomiarowych", czyli tych na których zainstalowane są pętle magnetyczne. Zdarza się jednak tak, że na drodze czteropasmowej prędkość pojazdów mierzona jest np. tylko na dwóch pasach (pozostałe pasy nie są wyposażone w pętle magnetyczne).
W przypadku odmowy przyjęcia mandatu sąd nie będzie więc miał żadnych wątpliwości, co do zaistnienia wykroczenia oraz tego, który z kierowców je popełnił. Jedyna szansa na pozytywny dla kierowcy wyrok to wskazanie, że w danym momencie urządzenie było niesprawne technicznie lub nie posiadało kompletu wymaganej dokumentacji (np. ważne badania homologacyjne). W praktyce, jest to jednak skrajnie mało prawdopodobne, więc odmowa przyjęcia mandatu to jawne proszenie się o dodatkowe problemy i koszty...
Paweł Rygas