Dlaczego jedziesz lewym pasem?

Według przeciętnego kierowcy inni użytkownicy dróg dzielą się na ofermy jeżdżące wolniej niż on sam, i szaleńców, którzy ośmielają się jeździć szybciej. (*)

article cover
INTERIA.PL

Niestety, Polacy mają chyba wrodzoną skłonność do pouczania innych, co skutkuje tym, że na drogach dochodzi do wielu kuriozalnych i bardzo niebezpiecznych sytuacji. Weźmy np. problem blokowania lewego pasa ruchu.

Na początek trochę faktów. Punkt 3. rozdziału 3. Kodeksu Drogowego mówi o tym, że "kierujący korzystający z jezdni dwukierunkowej co najmniej o czterech pasach ruchu, jest obowiązany zajmować pas ruchu znajdujący się na prawej połowie jezdni". W punkcie 4. czytamy, że niezależnie od drogi po jakiej się porusza, kierowca powinien trzymać się możliwie blisko prawej krawędzi.

Obserwując to, co dzieje się na autostradach i ulicach naszych miast, doszedłem do wniosku, że przeszło połowa kierowców albo w ogóle nie czytała Prawa o Ruchu Drogowym, albo powinna zostać skierowana na kurs doszkalający z czytania ze zrozumieniem (śledząc często dyskusje w komentarzach w pod Waszymi tekstami skłaniam się ku tej drugiej opcji...).

Zauważyłem, że jako naród mamy wrodzoną skłonność do traktowania wszelkiej maści obostrzeń w sposób wybiórczy. Przepisów z reguły przestrzegamy jedynie wówczas, gdy jest nam to na rękę. Przykładów nie trzeba wcale daleko szukać. Wystarczy zapytać pierwszego lepszego kierowcę, dlaczego ciągnąć się 40 km/h blokuje główną arterię miasta.

Z doświadczenia wiem, że święcie oburzony odpowie, iż jedzie przecież "zgodnie z przepisami, bo nie przekracza dozwolonej prędkości". Doda również, że piratów chcących jechać szybciej, należy blokować, dla ich własnego bezpieczeństwa.

Na sugestię, że jadąc wolniej niż można spowalnia ruch i blokuje pas przeznaczony do wyprzedzania, w najłagodniejszych przypadkach zareaguje głębokim poruszeniem... Wszak jedzie przecież własnym samochodem, po "własnym" mieście - ach, ta wspaniała szlachecka wolność...

Teorii o tym, dlaczego za wszelką cenę unikać należy prawego pasa słyszałem już wiele. Niektóre wydają się rozważne, inne zupełnie irracjonalne. To prawda, że z chodnika nagle wtargnąć może na jezdnię pieszy, a przy poboczach najczęściej natrafić można na dziury. Pamiętajmy jednak, że "możliwie blisko prawej krawędzi jezdni" nie oznacza wcale zamiatania kołami po poboczu, a ograniczenia prędkości w miastach powstały właśnie w trosce o zdrowie i życie pieszych.

O ile takie teorie znajdować mogą pewne potwierdzenie w terenie zabudowanym, o tyle zupełnie nie sprawdzają się w przypadku autostradowych maruderów, którzy nader często, podróżując lewym pasem z relaksującą setką na liczniku, ciągną za sobą sznur pojazdów.

Jak wiemy, po polskich autostradach podróżować można z prędkościami 130 km/h. Od pierwszego stycznia limit prędkości podniesiony zostanie do 140 km/h. Wprowadzona zostanie również tolerancja dla urządzeń pomiarowych, co oznacza, że kierowca jadący autostradą z prędkością 150 km/h nie narazi się na mandat.

Śledząc wasz serwis zauważyłem, że wprowadzenie nowych przepisów spotkało się z falą protestów tzw. "rozważnych" kierowców, którzy straszą nas nagłym wzrostem ilości wypadków.

To oczywista bzdura, bo każdy, kto często podróżuje autostradami wie, że na drogach nic się nie zmieni! Jeśli ktoś twierdzi, że dziś na polskich autostradach jeździ się wolniej niż 140-150 km/h, to gratuluję udanej wspinaczki na szczyty hipokryzji!

Niestety, przez wiele lat polskim kierowcom wmawiano, że główną przyczyną wypadków jest "niedostosowanie prędkości do warunków jazdy". To wygodne twierdzenie, bo maskuje wszelkie inne ułomności polskich dróg, na których zamiast przebudowywać niebezpieczne miejsca, stawia się ograniczenia.

Jasne - można i powinno się piętnować tych, którzy z różnych powodów przekraczają dozwoloną prędkość. Nie zapominajmy jednak, że - jak mawia Jeremy Clarkson - to nie prędkość zabija, a dopiero nagłe jej wytracenie. Dlatego właśnie równie dużym zagrożeniem jak kierowcy nagminnie łamiący ograniczenia prędkości, są w Polsce ci, którzy w przebłysku talentu pedagogicznego blokujący im drogę!

Z poważaniem P. Legnicki

(*) - list do redakcji www.moto.interia.pl

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas