Dakar: Polak już na 4. miejscu

Krzysztof Hołowczyc zajął dziewiąte miejsce na ósmym etapie 32. Rajdu Dakar, z Antofagasty do Copiapo w Chile i utrzymał szóste miejsce w klasyfikacji generalnej kierowców samochodów.

Carlos Sainz na trasie
Carlos Sainz na trasieAFP

Jakub Przygoński jest 11. wśród motocyklistów, a Rafał Sonik awansował na czwartą pozycję w rywalizacji quadów.

Ósmy etap, o długości 568 km, w tym 472 km odcinka specjalnego, wygrał jadący samochodem BMW Francuz Stephane Peterhansel, który jednak już wcześniej stracił szansę na zwycięstwo w tegorocznym Rajdzie Dakar. Drugie miejsce zajął prowadzący w klasyfikacji generalnej Hiszpan Carlos Sainz. Hołowczyc, którego pilot Jean-Marc Fortin miał w niedzielę kłopoty zdrowotne, stracił do Peterhansela ponad 25 minut.

Wśród motocyklistów najszybszy był Chilijczyk Francisco Lopez, ale pozycję lidera zachował Francuz Cyril Despres. Przygoński był ósmy, Jacek Czachor 19., Krzysztof Jarmuż 31., a Marek Dąbrowski 32. Sonik uzyskał piąty czas dnia wśród kierowców quadów.

"Jechało się ciężko. Bardzo trudny OS. Nie wiem, dlaczego organizatorzy upierają się, byśmy jeździli dnami rzek. Pod koniec wylądowaliśmy bardzo źle. Uderzyliśmy trochę dołem i mój pilot Jean-Marc Fortin zesztywniał na chwilę. Przestraszyliśmy, że jest to coś poważnego. Prosił, bym jechał wolno. Wręcz stanęliśmy. Trochę się rozruszał, spuściliśmy powietrze, bo było blisko wydm i pojechaliśmy dalej. Trzeba powoli patrzeć, gdzie jest koniec rajdu. My się bronimy, a nie atakujemy" - powiedział Krzysztof Hołowczyc.

"Znowu mieliśmy bardzo szybki odcinek. Walczę o pierwszą dziesiątkę, ale mam mocnych rywali. Po trochu odrabiam do nich straty. To był trudny etap, bo jechaliśmy po wielkich kamieniach. Jak w trialu. Niełatwo pokonuje się je na motocyklu, zwłaszcza ciężkim. Mój waży 180 kilogramów. Gdy się chce jechać bardzo szybko, robi się to niebezpieczne. Na koniec były wydmy, które lubię i to mi sprawiło sporo przyjemności. Bardzo wysokie. Nigdzie na świecie nie ma tak wysokich wydm, jak na Atacamie" - podkreślił Jakub Przygoński.

"Cieszę się, że dojechałem do mety, bo jest to pechowe dla mnie miejsce. Kiedyś przyjechałem do Copiapo i na pętli wokół niego miałem najpoważniejszy w mojej karierze wypadek, więc cały czas bojaźliwie podchodzę do tych terenów. Zwłaszcza, że to są pierwsze poważne zawody po kontuzji, jeszcze w tym pechowym miejscu. Niemniej jednak jestem zadowolony. Choć organizator stara się, by ostatnie kilometry odcinków były bardzo trudne i rzeczywiście jest ciężko" - dodał Marek Dąbrowski.

Ósmy etap na filmie:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas