Czy Polacy będą jeździć z "fałszywą pasażerką"?
Rząd planuje zwiększenie, jak się to ładnie określa, "funkcjonalności buspasów". W motoryzacyjnym wątku swojego sejmowego expose premier Mateusz Morawiecki zapowiedział wprowadzenie możliwości korzystania z buspasów przez samochody, przewożące co najmniej cztery osoby. "Buspas spełnia swoją rolę, gdy jest używany, a nie gdy jest pusty" - rzucił w stronę sali. Święte słowa, nieprawdaż?
Ruchliwa arteria w dużym mieście. Kierowcy tłoczący się na lewym pasie z irytacją i zazdrością spoglądają na pas prawy, którym od czasu do czasu przemknie miejski autobus, taksówka lub cwaniak w prywatnym aucie, który postanowił wykonać manewr oskrzydlający i ominąć przestrzegających przepisy frajerów. Pusta przestrzeń na jezdni kusi również władzę, która uwielbia rozdawać albo przynajmniej obiecywać przywileje. A możliwość ekspresowego przejazdu przez zakorkowane miasto takim przywilejem niewątpliwie jest.
Ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych z 11 stycznia 2018 r. wpuściła na buspasy samochody elektryczne. Na razie jest ich bardzo niewiele, więc nie powoduje to żadnych komunikacyjnych problemów. Z czasem, gdy liczba takich pojazdów znacząco wzrośnie, wspomniany przepis zostanie zapewne zniesiony (warto zauważyć, że zgodnie z ustawą ma obowiązywać tylko do końca 2025 r.).
Pusta przestrzeń na jezdni nie tylko kusi, ale i inspiruje, dlatego co i raz pojawiają się pomysły, by pozwolić na korzystanie z buspasów przedstawicielom rozmaitych grup społecznych: honorowych krwiodawców, osób niepełnosprawnych, posiadaczy różnego rodzaju miejskich odznaczeń itp.
W Poznaniu kilka lat temu radni zaproponowali, by takie prawo przyznać rodzinom z co najmniej trójką dzieci. Zastanawialiśmy się wówczas, czy buspasami mogłaby podróżować tylko rodzina w komplecie czy również w okrojonym składzie? Co w sytuacji, gdy mama zostaje w domu z chorym synem, a tata z dwiema córeczkami jedzie na basen? Czy zapłaci mandat? A może wystarczy, że przedstawi zaświadczenie lekarskie? Wskazywaliśmy, że nie obyłoby się zapewne bez wożenia ze sobą dokumentów dowodzących, że rzeczywiście jesteśmy rodziną wielodzietną i nie pożyczyliśmy trójki siedzących w aucie małolatów od sąsiada. A ponieważ posiadanie potomstwa nie jest już odnotowywane w dowodach osobistych, przedszkolaki nie mają legitymacji, więc w razie kontroli prawdopodobnie niezbędne byłoby okazanie aktów urodzenia.
Rozwiązanie, zaproponowane przez premiera Morawieckiego, jest od pół wieku znane i stosowane w Stanach Zjednoczonych. Pasy na autostradach, przeznaczone dla aut wiozących oprócz kierowcy także pasażerów, są oznaczone skrótem HON, od high-occupancy vehicle. Mają zachęcać do tzw. carpoolingu, czyli łączenia się zmotoryzowanych w grupki i grupy, na przykład w celu wspólnego, jednym samochodem, dojeżdżania do pracy.
W świetle przepisów pasażerem musi być człowiek żywy, oddychający
Powielenie tego pomysłu w Polsce z pewnością wyzwoli fantazję rodaków. Podobnie było zresztą i z Amerykanami. Rozpowszechnił się tam zwyczaj wożenia ze sobą udających ludzi manekinów. Z naturalnymi włosami, w pełni ubranych, w czapkach, kapturach, w okularach słonecznych, dla niepoznaki "rozmawiających" przez telefon trzymany przy uchu, z butelką wodą na kolanach itp.
Ryzyko wpadki jest (winni stają przed sądem i płacą słone grzywny), ale niewielkie. Jeden z kierowców zatrzymanych przez policję wyznał, że jeździ z taką "pasażerką" (ukuto nawet specjalny termin: "fake passenger") na tylnym siedzeniu już dwa lata. I nigdy wcześniej nie został przyłapany. W stanie Washington patrol zwrócił uwagę na samochód, którego kierowca posadził obok siebie figurę, będącą sobowtórem... prezydenta Trumpa. Odnotowano przypadki lokowania w fotelach odpowiednio przygotowanych szkieletów. W Nevadzie kierowca karawanu tłumaczył się, że był przekonany, iż spełnia warunki wymagane od użytkowników pasów HON, skoro przewozi zwłoki. Usłyszał, że w świetle przepisów pasażerem musi być człowiek żywy, oddychający.
Zza oceanu wróćmy do Poznania. W sierpniu zakończono tam eksperyment, polegający na dopuszczeniu na jeden z buspasów samochodów z co najmniej trzema osobami w środku. "Z uwagi na brak możliwości weryfikacji, to faktycznie niestety zostało usunięte, testowaliśmy to rozwiązanie, ale można było liczyć tylko na dobrą wolę kierowców, mieliśmy wiele sygnałów w tej sprawie i policja też uznała, że nie ma możliwości tego zweryfikować i dlatego tego już nie ma na ulicy Mostowej" - stwierdził w wypowiedzi dla lokalnego radia mówi miejski inżynier ruchu w Poznaniu Łukasz Dondajewski.
Ciekawe, czy o wynikach tej próby słyszał premier Morawiecki. A tak w ogóle... Buspasy mają usprawniać funkcjonowanie komunikacji publicznej, a przez to zachęcać do korzystania z jej środków transportu. Dlatego sprawdzają się tylko wtedy, gdy są puste. Albo przynajmniej prawie puste.