Czy kobiety są gorszymi czy lepszymi kierowcami?
Jak zwykle w okolicach 8 marca w mediach, zajmujących się motoryzacją, powróciło pytanie, czy kobiety są gorszymi czy lepszymi kierowcami niż mężczyźni.
Faceci, zwłaszcza podczas dyskusji toczonych we własnym gronie, mają na ten temat ugruntowane zdanie. Baba za kółkiem to dramat albo przynajmniej jego zapowiedź. Jest bojaźliwa, niezdecydowana i nieprzewidywalna. Nigdy nie wiesz, co jej przyjdzie do głowy i jaki za chwilę wykona manewr. Na pewno najgłupszy z możliwych. Babie brakuje podzielności uwagi. Przykleja się do kierownicy i skupia na operowaniu gazem, hamulcem i lewarkiem zmiany biegów. Dlatego marzy o samochodzie z automatem. Wpatrzona przed siebie nie dostrzega, co dzieje się wokół niej. Nigdy nie ułatwi ci zmiany pasa ruchu i nie wpuści przed siebie. A parkowanie w jej wykonaniu, zwłaszcza tyłem, to istny kabaret. Najprawdziwsza prawda czy wołająca o pomstę do nieba niesprawiedliwość i jaskrawy przejaw męskiego szowiniznu? Tego nie wiadomo, bowiem brakuje szeroko zakrojonych, w pełni wiarygodnych badań naukowych, które jednoznacznie zweryfikowałyby przytoczone wyżej opinie, oparte na jednostkowych obserwacjach i pochopnie powielanych stereotypach.
W tym roku autorzy tekstów, publikowanych przy okazji Dnia Kobiet, chętnie powoływali się na konkluzje Instytutu Transportu Drogowego, który przyznaje, że owszem, być może mężczyźni wykazują się lepszą techniką jazdy, ale za to kobiety prowadzą bezpieczniej. Ze statystyk policyjnych wynika, że w ubiegłym roku były sprawcami jedynie niespełna co czwartego wypadku drogowego (22,9 proc.). Cała reszta przypada na mężczyzn. Co ciekawe, bardzo podobnie wygląda sytuacja w ujęciu globalnym. Według danych ogólnoświatowych, mężczyźni są winni śmierci 73 spośród każdych 100 ofiar tragedii na drogach.
Dlaczego mężczyźni powodują więcej wypadków?
Można rzec, że mężczyźni powodują więcej wypadków, bo też dużo częściej siadają za kierownicę i pokonują dłuższe dystanse. W Wielkiej Brytanii szacuje się, że przeciętny kierowca-mężczyzna przejeżdża rocznie około 4200 mil, podczas gdy kobieta niespełna 2300, przy czym dysproporcje te pogłębiają się wraz z wiekiem. Jednak, według ITS, nawet uwzględniwszy owe różnice kobiety powodują wypadki rzadziej niż mężczyźni: jeden na 6,7 mln przejechanych kilometrów wobec jednego na 4,7 mln km (nawiasem mówiąc ciekawe, jak oblicza się podobne wskaźniki i na ile precyzyjnie oddają one rzeczywistość).
W Wielkiej Brytanii mężczyźni stanowią zdecydowaną większość, bo aż 95 proc. oskarżonych o spowodowanie śmiertelnego wypadku wskutek zbyt agresywnej jazdy. Przyczyn takiej ogromnej nierównowagi upatruje się w... hormonach. Testosteron skłania do mocniejszego naciskania pedału gazu i do innych ryzykownych zachowań na drodze. Estrogen łagodzi obyczaje, sprawia, że istota ludzka jest ostrożniejsza i bardziej przestrzega przepisów ruchu drogowego. Ba, według ITS wyższy poziom estrogenu wpływa korzystnie na pamięć przestrzenną, poprawia zdolność koncentracji i zapewnia większą podzielność uwagi, co sugerowałoby, że kobiety w gruncie rzeczy mają szansę być lepszymi kierowcami niż mężczyźni. Testosteron ułatwia jedynie... czytanie mapy. Naprawdę, tak podobno twierdzi świat nauki...
Z uczonymi laikom dyskutuje się trudno. Nie przeszkadza to jednak w postawieniu pytania, w jakim stopniu na doświadczeniu, a więc i na umiejętnościach kierowców odbija się postrzeganie społeczno-kulturowych ról obu płci. Znamy kilka par, w których mężczyzna, choć ma prawo jazdy, bardzo chętnie ustępuje miejsca za kierownicą swojej partnerce. O wiele częściej widuje się jednak sytuacje, gdy przy wspólnych podróżach kobieta od razu, bez żadnych wcześniejszych ustaleń, zasiada w fotelu pasażera (wyjątkiem są oczywiście powroty z imprez zakrapianych alkoholem). Postępuje tak nawet jeśli na co dzień sama bez żadnych oporów korzysta z auta: dojeżdża do pracy, jeździ na zakupy, odwozi dzieci do szkoły, przedszkola itp. W większości związków męsko-damskich taki układ: on za kierownicą, ona obok, stanowi coś w rodzaju ustawienia domyślnego. Warto chyba zastanowić się i zbadać, z czego wynika? Z jej wygodnictwa? Dla świętego spokoju, aby uniknąć krytycznych uwag ze strony ukochanego? Z uznania, że prowadzenie samochody jest zasadniczo zajęciem dla facetów? A może działa tu męska duma (a więc testosteron), nie pozwalająca dobrowolnie oddać sterów słabej płci, nawet jeżeli są to tylko stery pojazdu mechanicznego?