Ciężarówka od początku była podejrzana. Najgorsze wyszło na jaw po rozładowaniu

Przeciążone transporty drogowe to jeden z powszechnych problemów polskich dróg. Niektórzy przewoźnicy potrafią nawet dwukrotnie przekraczać dopuszczalną masę całkowitą pojazdów. Tym razem DMC była przekroczona "tylko" o połowę, ale oznaczało to o ponad 24 tony za dużo. To jak możliwe było tak poważne przeładowanie, wyszło na jaw dość szybko.

Inspektorzy z oddziału ITD w Opolu zatrzymali na punkcie kontrolnym w miejscowości Piotrówka przy drodze wojewódzkiej nr 426, zespół pojazdów przewożący drewno należący do polskiego przewoźnika. Spora ciężarówka oraz trzyosiowa przyczepa były całkowicie załadowane balami, co wzbudziło poważne wątpliwości funkcjonariuszy, co do legalności takiego transportu.

Intuicja okazała się słuszna - chociaż dopuszczalna masa całkowita tego zestawu wynosiła 40 ton, to po zważeniu okazało się, że ma on aż 64,45 ton. W konsekwencji przekroczony został też maksymalny nacisk na podwójną oś napędową, który wynosił 24,9 t, przy dopuszczalnym 19 t. Przy okazji okazało się, że cały zestaw przekracza dopuszczalną długość o niemal metr.

Reklama

Zarówno DMC zestawu jak i jego długość, oznaczały, że przewoźnik powinien wystąpić o zgodę na transport ponadnormatywny i zapewnić pomoc pilota. Żaden z tych warunków nie został jednak spełniony.

Inspektorzy ITD nakazali całkowity rozładunek zestawu i wtedy na jaw wyszła kolejna rzecz. Okazało się, że na pusto ciężarówka z przyczepą są o 11 t cięższe niż wynika to z dowodów rejestracyjnych. Co wyjaśniałoby dlaczego możliwe było przekroczenie DMC o ponad 24 tony, ale zestaw na dal był w stanie jechać. Został najpewniej dostosowany do przewozu znacznie cięższych ładunków, a oficjalna DMC 40 t figurowała w dokumentach, jako najwyższa możliwa, nie wymagająca dodatkowych zezwoleń podczas transportu.

Kontrola zakończyła się zatrzymaniem dowodów rejestracyjnych i zakazem dalszej jazdy. Wobec przedsiębiorcy wszczęte zostało postępowanie administracyjne, natomiast kierowcę ukarano mandatem karnym.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama