Chcieli zarabiać na wypożyczaniu aut. Teraz spłacają długi
Dlaczego po Francji jeździ tyle samochodów na polskich tablicach? Teoretycznie to prosty, bezpieczny biznes zapewniający tzw. dochód pasywny. W rzeczywistości wypożyczanie samochodów klientom we Francji dla niejednego skończyło się źle. Oto dwa ciekawe przypadki.
Trzeba pracować nie długo, a mądrze", "pieniądz robi pieniądz", "zadbaj o swój dochód pasywny", ciężką pracą ludzie się starzeją" - internetowi doradcy ciągle przekonują do swoich oryginalnych pomysłów na biznes, dzięki którym przy niewielkim nakładzie można poprawić swoją sytuację finansową. I choć w każdym z tych stwierdzeń można doszukiwać się prawdy, w wielu przypadkach kończy się to rozczarowaniem i dużą stratą finansową.
Jednym z popularnych "modeli biznesowych" na uzyskanie dochodu jest od jakiegoś czasu otwieranie wypożyczalni samochodowych z mocnymi autami. Proceder jest prosty: osoba posiadająca odpowiednią zdolność finansową leasinguje drogie, mocne auta, które wypożycza krótkoterminowo chętnym, których nie byłoby stać na posiadanie takiego samochodu, albo po prostu chcą spędzić kilka dni z mocnym wozem, bez potrzeby wiązania się długoterminowym kontraktem. Najlepiej jest wziąć leasing na taki pojazd w Polsce, a wynajmować go gdzieś za zachodnią granicą, gdzie można zarobić na tym jeszcze więcej.
Autor facebookowego profilu Białe Kołnierzyki, Maciej Binkowski, od lat zajmujący się m.in. rozpracowywaniem zasad działania różnych mniej lub bardziej skomplikowanych procederów biznesowych, opisał ostatnio dwa takie przypadki związane z wynajmowaniem samochodów klientom we Francji. Żaden nie skoczył się happy endem i oba mogą stanowić przestrogę dla osób, które myślą o wejściu w ten biznes bez zimnej kalkulacji i zabezpieczenia ryzyka.
Pan Adam (imię zmienione) skorzystał z oferty polskiego pośrednika, który poszukiwał samochodów do swojej wypożyczalni, proponując dostawcom dwukrotność raty leasingowej. Wedle zapewnień, auta miały trafiać finalnie do zaufanych klientów we Francji, a przedsiębiorca dostarczający pojazdy, jako zabezpieczenie otrzymywał trzykrotność raty leasingowej.
Pan Adam skorzystał z okazji, wyleasingował na tę okoliczność cztery samochody. Przez pierwsze miesiące otrzymywał regularne płatności, interes zapowiadał się na żyłę złota. Jednak po kilku miesiącach zaczęły się opóźnienia z płatnościami - pośrednik twierdził, że wynikały z konieczności zmiany klienta, albo długotrwałej awarii pojazdu, która wymuszała wielotygodniowy postój auta w serwisie. Przelewy zaczęły przychodzić coraz rzadziej, a raty leasingu wciąż należało spłacać. W którymś momencie przelewy z wypożyczalni zupełnie się skończyły, a po autach zaginął wszelki ślad. Zamontowane w samochodach odbiorniki GPS przestały działać.
Pan Adam zaczął szukać swoich pojazdów na własną rękę. 21-latek z Zielonej Góry, który pośredniczył w transakcji z francuską wypożyczalnią, został aresztowany przez policję i przyznał, że "zapominał o rozliczeniu". Pan Adam odzyskał jeden samochód, a pośrednik został zwolniony z komisariatu po 2 godzinach od zatrzymania po czym okazało się, że jest w trakcie przeprowadzania upadłości konsumenckiej, co zmniejsza szansę na odzyskanie jakichkolwiek pieniędzy. Pan Adam jest również rozczarowany współpracą z francuską policją - jak twierdzi, jedyna "pomoc" jaką otrzymał to sugestia, by "wysłać do osoby użytkującej auto list z prośbą o jego zwrot".
Pan Adam podsumowuje:
Drugi bohater historii, na potrzeby tekstu nazwany Piotrem, wprowadził do podobnej wypożyczalni w sumie kilkanaście aut marek premium. Nie zrobił tego pochopnie, oparł się na doświadczeniach swojego znajomego, który w ten sposób uzyskiwał dochód pasywny już przez przeszło półtora roku. Pan Piotr wykorzystał swoją zdolność leasingową i zachęcił do podobnej operacji jeszcze kilka osób z rodziny, sukcesywnie zwiększając liczbę wypożyczonych pojazdów.
Żeby ograniczyć ryzyko, Polak podpisał umowy z kilkoma wypożyczalniami, które oferowały swoje auta we Francji. Zabezpieczył się też wykupując polisy autocasco dla pojazdów będących przedmiotem wynajmu. Wyglądało więc na to, że interes jest naprawdę bezpieczny. Przez pewien czas był - zdarzały się różne tarcia, czy opóźnienia w płatnościach, ale to w biznesie rzecz normalna. Z czasem pan Piotr zauważył drastyczny wzrost cen polis dla samochodów w wynajmie, więc by zaoszczędzić, zdecydował się na zwykłe polisy AC. Kontrahenci z wypożyczalni zapewniali, że z samochodów korzystają pewni klienci, biznesmeni, którzy dbają o swoje pojazdy i nie ma sensu ponosić większego kosztu.
Niestety, z czasem biznes zaczął się psuć. Pan Piotr opisuje przypadek, w którym klient, który wypożyczył auto we Francji, zgłosił jego kradzież. Złodzieje przegapili jeden z odbiorników zamontowanych w aucie, dzięki czemu wóz został odnaleziony przez francuską policję w dziupli - kompletnie rozebrany. A jednym z rozbierających okazał się klient, który go wypożyczył.
Pan Piotr zmienił więc wypożyczalnie. Odzyskał pozostałe samochody i podpisał umowy z dwiema polskimi spółkami z siedzibą w Warszawie. Przez kolejne 3 miesiące płatności spływały bez jakichkolwiek opóźnień, ale potem szybko zebrało się 100 tys. zł zaległości. Umowa została szybko wypowiedziana, ale samochody z Francji nie wróciły. Do tego właściciel samochodów - firma leasingowa - zaczęła przysyłać do pana Piotra coraz więcej mandatów za wykroczenia drogowe, które były "dziełem" kierowców prowadzących leasingowane przez niego samochody.
Jak się okazało, polskie spółki przekazywały samochody swoim francuskim kontrahentom, którzy wypożyczali je zupełnie przypadkowym osobom. Pan Piotr wspomina np. przypadek swojego Porsche Macana, które brało udział w strzelaninie i uległo spaleniu, gdy za jego kierownicą siedział 19-letni brat właściciela wypożyczalni, mimo że zgodnie z umową, z samochodów mieli korzystać klienci mający co najmniej 21 lat.
Ciekawych przypadków pan Piotr opisuje więcej. Jeden z klientów rozbił prawie nowego Mercedesa-AMG mając we krwi 0,2 promila alkoholu. Ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania, a leasing zażądał spłaty równowartości auta. Polak pozwał kierującego, ale ten zmarł przed zakończeniem sprawy, a rodzina odrzuciła spadek, więc nie ma szans na pociągnięcie kogokolwiek do odpowiedzialności.
Drugi przypadek dotyczy Porsche 911 i Audi RS3, które zostały zgłoszone organom ścigania jako przewłaszczone. Pan Piotr wynajął detektywa, któremu udało się odnaleźć oba samochody i nakłonić policjantów do podjęcia interwencji. Samochody odzyskano, ale jako że ich prawnym właścicielem była firma leasingowa, trafiły prosto do niej, a francuska prokuratura umorzyła postępowanie uznając sprawę za rozwiązaną. Leasingodawca sprzedał oba samochody, według pana Piotra znacznie poniżej wartości rynkowej, a on nadal musi spłacać pozostałą różnicę.
Pan Piotr przyznaje, że nie w każdym przypadku wypożyczenie skończyło się klapą. Wciąż ma w swojej flocie kilka pojazdów, które przynoszą regularne dochody, jednak nie są one w stanie pokryć strat wygenerowanych przez wspomniane wcześniej. Podsumowuje:
We wpisie Białych Kołnierzyków możemy przeczytać, że klientami na takie samochody są osoby, które nie miałyby szans na wypożyczenie samochodu w "normalnej" francuskiej wypożyczalni z uwagi na swój młody wiek, lub wysoki profil ryzyka. Powstała więc luka dla klientów, którzy nie spełniają "standardowych" wymogów, ale posiadają dochody, które pozwalają im zapłacić więcej, niż w zwykłej wypożyczalni, byleby wejść w posiadanie wymarzonego samochodu. Tacy jak np. ten, co sugerują wrocławskie i katowickie blachy Mercedesów:
Maciej Binkowski, prowadzący fanpage Białe Kołnierzyki radzi:
"Zanim wejdzie się w ten biznes, trzeba być przygotowanym na to, że organy ścigania (czy to polskie, czy zagraniczne) nie będą zbyt skore do współpracy. Leasingodawcy z kolei gdy dowiedzą się o tym, co dzieje się z autami, mogą wypowiedzieć umowy leasingów - koszty jednorazowych spłat zobowiązań mogą iść wtedy w setki tysięcy złotych. Ubezpieczyciele zaś z przyjemnością odmówią wypłaty odszkodowania, gdy dowiedzą się, że auto zaginęło lub uległo uszkodzeniu w trakcie wypożyczenia, a pojazd miał zwykłą polisę AC."
Zwraca też uwagę, że wyegzekwowanie pieniędzy od francuskiej wypożyczalni za poniesione straty będzie zwykle bardzo trudne. Problem polega na tym, że podmioty te zwykle nie posiadają majątku, z którego można by uzyskać odszkodowanie, a ich właściciele ogłaszają upadłość, co również niemal uniemożliwia odzyskanie straconych pieniędzy.
Przypadek pana Piotra częściowo pokazuje, że nie zawsze musi to być próba wyłudzenia auta, czasem historia kończy się szczęśliwie. Ale jak w każdym biznesie, który ma przynieść szybki zysk w krótkim czasie - zalecana jest szczególna ostrożność, analiza tematu i porządne zabezpieczenie, co najmniej polisą skonstruowaną specjalnie na potrzeby wynajmu pojazdów. W przeciwnym wypadku zamiast łatwego zarobku można napytać sobie biedy.