Chaos, głupota i stadionowa hołota

W miniony weekend na drogach Małopolski rozgrywana była jedna z eliminacji Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski - Rajd Subaru.

Kliknij
KliknijInformacja prasowa (moto)

To już drugi rajd o tej nazwie (wcześniej określano go mianem Wawelskiego) i mamy nadzieje, że - przynajmniej w tej formie - ostatni.

INTERIA.PL

Wszyscy, którzy wybrali się na rajd w poszukiwaniu mocnych wrażeń na pewno nie byli rozczarowani. Jak to często w Polsce bywa, impreza obfitowała we wpadki, niekompetencję, głupotę i chamstwo...

Niestety sporo winy leży po stronie organizatorów.

Część ludzi odpowiedzialnych za zabezpieczenie prób sprawiało wrażenie wziętych z łapanki pod supermarketem, co w połączeniu z brakiem łączności wprowadzało na odcinkach atmosferę chaosu większego, niż panuje obecnie w szeregach Samoobrony. Osób zabezpieczających było zdecydowanie za mało i dla większości z nich był to chyba pierwszy kontakt ze sportem samochodowym, pomijając urządzane na osiedlach nielegalne wyścigi na 1/4 mili. Przypadkowe rozmieszczenie taśm na kilku odcinkach określić można jedynie słowem skandaliczne (jedna z prób otaśmowana była w kierunku przeciwnym, niż przejeżdżali ją zawodnicy) a zachowanie niektórych panów w dodających męskości koszulkach z napisem "safety" wołało o pomstę do nieba.

Mimo, że w naszej motoryzacyjnej karierze mamy za sobą sporo imprez podobnego kalibru, na żadnej nie zdarzyło się nam by safeciarz z uporem maniaka przepędzał kibiców z miejsc względnie bezpiecznych (bo o całkowitym bezpieczeństwie na rajdach nigdy nie będzie mowy) i niczym straceńców bez prawa łaski ustawiał ich na "wypadkowej" zakrętu.

INTERIA.PL

Jakby tego było mało, na jednym z odcinków pojawiła się zabłąkana cywilna renault thalia, owacyjnie przywitana przez kibiców... przekleństwami

Cóż, rajdy samochodowe to sport, którego atmosfery nie da się porównać z niczym innym. Pachnące grillem miasteczka namiotowe i możliwość oglądania w ruchu niezwykłego połączenia człowieka i maszyny sprawia, że pomiędzy kibicami tego sportu wytwarza się pewna niewidzialna więź zapewniające poczucie przynależności do wielkiej rajdowej rodziny.

INTERIA.PL

Niestety, wygląda na to, że prócz osób myślących na trasach rajdów pojawiła się ostatnio zakała naszej piłki nożnej - stadionowa hołota. Wprawdzie do burd podchmielonych półgłówków nie doszło, ale wyczyny ludzi, których miejsce jest w zakładzie zamkniętym o zaostrzonym rygorze mroziły krew w żyłach.

Trzeba być skończonym idiotą, żeby stać na "cięciu" zakrętu, i starać się dotknąć trzymaną w ręku koszulką samochód jadący z prędkością grubo ponad 150 km/h.

INTERIA.PL

Szczytem wszystkiego było rozsypanie na jednym z odcinków specjalnych profesjonalnie pospawanych kolców, na których oponę stracili Sebastian Frycz czy Grzegorz Grzyb. Nie wiadomo czy była to sprawka nieuczciwej konkurencji, czy tylko garstki nierozgarniętych półgłówków, ale konsekwencje mogły być przecież tragiczne. A co, gdyby kierowca po takim kapciu nie opanowałby samochodu? Czy ktoś pomyślał o załodze i Bogu ducha winnych kibicach, którzy mogliby ucierpieć w starciu z rozpędzoną masą stali? Naszym zdaniem, sprawą powinna zająć się prokuratura, bo tego typu zachowania to nic innego jak próba zabójstwa z premedytacją.

Dla wszystkich, którzy traktują ten sport w sposób emocjonalny o tegorocznym Rajdzie Subaru, najlepiej będzie szybko zapomnieć. Począwszy od kiepskiej organizacji, przez grupki potencjalnych kryminalistów podających się za kibiców, a na nerwowej atmosferze pomiędzy zawodnikami kończąc - prawie nic nie było tak, jak powinno.

Jakby tego było mało Subaru Poland Rally Team z bliżej nieznanych przyczyn złożyło protest na załogę Tomasz Kuchar - Jakub Gerbera zarzucając jej oszustwo w postaci nieprzepisowych przeróbek w ich aucie. Dodatkowe badanie techniczne zakończyło się dopiero o piątej nad ranem i w jasny sposób ukazało, że do samochodu Kuchara nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Sam fakt złożenie protestu przez team Kuzaja w znaczący sposób wpłynął jednak na relacje w środowisku kierowców i po rajdzie niesmak odczuwali już nie tylko prawdziwi kibice, ale i załogi.

Podsumowując trzeba jednak przyznać, że impreza była bardzo udana. Pogoda w większości dopisała a na zabezpieczonych z dużą dozą optymizmu próbach nikt nie zginął. Uff...

A oto, co działo się na trasie:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas