Brzydkie słowo na „M”. Jesteśmy świadkami wielkiej zmiany

Motoryzacja od ponad 100 lat aż do teraz producentom samochodów kojarzyła się wyłącznie pozytywnie. Tym, którzy z niej korzystali, również. Od niedawna motoryzacja jest jednak na cenzurowanym, a jej miejsce zajęła mobilność. O co chodzi?

"Volkswagen przedstawia plan rozwoju mobilności neutralnej dla klimatu", a Hyundai Motor informuje o tym, że stał się "dostawcą inteligentnych rozwiązań w zakresie mobilności", natomiast "Volkswagen Samochody Dostawcze jest partnerem mobilności zawodów" - można dowiedzieć się z materiałów prasowych firm, które tworzą motoryzację. O, pardon, mobilność. Podobny przekaz płynie dzisiaj z materiałów prasowych wielu innych marek samochodowych. 

Motoryzacja? Nie. Mobilność? Tak

Po ponad 100 latach doskonalenia konstrukcji auta producenci doszli do wniosku, że nie muszą one lepiej jeździć, być solidniej wykonane, budzić większych emocji niż ich poprzednicy. Muszą za to być "urządzeniami" mobilnymi, jak smartfon, tablet czy laptop. Podobno chcą tego nabywcy. Problem w tym, że coraz więcej młodych ludzi wyobraża sobie życie bez samochodu, co dla mnie i wielu moich rówieśników było i jest nie do wyobrażenia.

Reklama

Samochód, symbol niezależności i wolności, został zdegradowany do roli smartfona. Ma łączyć ze światem, ma mieć kolorowe wyświetlacze i menu tak rozbudowane, żeby nikt - ani od święta, ani tym bardziej na co dzień - nie był w stanie wykorzystać możliwości, które dzisiaj zapewniają auta. Emocje, żeby nie powiedzieć - pożądanie, które samochody budziły, odeszły na plan dalszy. Kiedyś samochód chciało się, przede wszystkim mieć. Dzisiaj - niekoniecznie. Kiedyś auto służyło do przemieszczania się. Dzisiaj - niekoniecznie. Kiedyś do czerpania przyjemności z jazdy wystarczyły dobre właściwości jezdne, komfort resorowania, dźwięk silnika czy osiągi. Dzisiaj - niekoniecznie. Stąd pomysł producentów samochodów na mobilność zamiast motoryzacji. A raczej - potrzeba. Pilna potrzeba.

Problem w tym, że mobilność przyszłości czy przyszłość mobilności jest - dla ocalenia świata, oczywiście - elektryczna. A, póki co, samochody elektryczne są słabo mobilne, gdy normalnym tempem chce się pojechać dalej niż 200 km. Wiem o tym z testowego doświadczenia, a nie z materiałów prasowych czy folderów reklamowych, które obiecują zasięgi nawet powyżej 500 km. Ten temat chętnie rozbiorę na atomy innym razem.

Młode pokolenie spędza sen z powiek

Sen z powiek prezesów koncernów-gigantów mobilności tego świata nie spędzają niedoskonałości samochodów elektrycznych, z którymi inżynierowie i technologia poradzą sobie prędzej czy później, ale fakt, że ludzi młodego pokolenia nie pociąga ani motoryzacja, ani mobilność. Nie chodzi o to, co jeszcze samochód w przyszłości będzie potrafił, ale o to, jak się go pozbyć z placu. Bez sprzedawania.

Czas wynajmu długoterminowego czy abonamentu, które już zastąpiły gotówkę i kredyt, jest policzony. Sporo wskazuje na to, że już za chwilę ich miejsce zajmie tzw. car sharing, czyli możliwość współużytkowania samochodu, który wynajmuje się na minuty, a nie kupuje na lata. To jeden z powodów, dla których coraz więcej nowych samochodów jest wyposażonych w funkcję otwierania drzwi i uruchamiania silnika przy pomocy smartfonu. Dzięki temu w krótkim czasie można korzystać z różnych aut, dopasowanych do chwilowych potrzeb - od miejskiego malucha na prąd, przez wszechstronnego crossovera na weekend, po samochód dostawczy, gdy trzeba przewieźć np. nową komodę.

Gdy auto ma służyć jedynie do przemieszczania się, a nie do jeżdżenia dla przyjemności, jego marka i parametry techniczne odgrywają coraz mniejszą rolę. Już w tej chwili deski rozdzielcze wielu samochodów wyglądają prawie identycznie i sprowadzają się do wielkiego tabletu na konsoli środkowej i wyświetlacza w miejscu zegarów. Reszta, której oczy nie widzą, jest podobna jeszcze bardziej. Wyposażenie, nawet modeli różnych klas, też jest coraz bardziej zbliżone. A będzie mogło być takie samo, gdy spowszednieją aktualizacje over the air, czyli zdalne i możliwość dokupowania wyposażenia on demand, czyli na życzenie i według potrzeby, co będzie możliwe nawet po zakupie samochodu (taką usługę już dziś oferuje chociażby Mercedes w modelach EQE i EQS).

Niestety, współczesne auta - podobnie jak smartfony - szybko tracą na aktualności. Postęp w dziedzinie oprogramowania jest tak szybki, że samochód, który wczoraj był nowy, jutro będzie przestarzały. Tylko aktualizacją oprogramowania producenci potrafią zwiększyć pojemność akumulatora lub skrócić czas jego ładowania. Samochód, którym od czasu do czasu podróżuję dla przyjemności, nie był aktualizowany od... 23 lat. Wciąż działa, ma się świetnie, a jazda nim budzi u mnie takie emocje, że przez 6 lat nie włączyłem radia, żeby nie zakłócać dźwięków, które wydają z siebie silnik i układ wydechowy. Mimo że na "pokładzie" nie ma nawet ABS-u, żadnego wyposażenia mi w nim nie brakuje. Co więcej, gdy wsiadam za kierownicę, wyłączam telefon. Świat się nie skończy, gdy przez godzinę, dwie lub nawet pół dnia nie będzie ze mną kontaktu, bo podróżuję. Dla przyjemności. Wyłącznie.

Maciej Ziemek to dziennikarz motoryzacyjny z 30-letnim doświadczeniem. Od 2002 roku członek międzynarodowego jury "Car of the Year" - najbardziej prestiżowego i najstarszego konkursu samochodowego w Europie. Przetestował już ponad 2 tys. samochodów, czyli większość nowych popularnych modeli, które debiutowały na rynku w ostatnich 3 dekadach. Pasjonat motoryzacji i podróżowania samochodem z dala od autostrad. Autor ponad 3 tys. artykułów i książki "Samochodem przez Alpy - trasy dla zuchwałych".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: no coty | samochody | motoryzacja | samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy