Analiza wideo nie pozostawia złudzeń. Tak wyglądał wypadek Renault w Krakowie
Eksperci zajmujący się zawodowo analizą przyczyn występowania wypadków drogowych zebrali dostępne dane dotyczące głośnego wypadku z Krakowa.
Przypomnijmy: 15 lipca o 3 nad ranem krakowskie służby ratunkowe otrzymały informację o samochodzie, który wypadł z drogi i wylądował na dachu przy moście Dębnickim na bulwarze Czerwieńskim. Zjawili się na miejscu cztery minuty później i za pomocą narzędzi hydraulicznych wyciągnęli z wraku czterech martwych mężczyzn - mieszkańców powiatu wielickiego w wieku od 20 do 24 lat. Wszyscy zginęli na miejscu.
Niedługo potem okazało się, że za kierownicą auta siedział 24-letni Patryk, właściciel pojazdu, syn bizneswoman znanej m.in. z programu "Królowe życia". Auto zostało poddane szeregowi modyfikacji, dzięki którym mogło poruszać się szybciej niż fabryczne Renault Mégane RS.
Śledztwo w tej sprawie wciąż trwa - prokurator musi poznać wszystkie szczegóły zdarzenia i upewnić się, czy winnym wypadku był wyłącznie kierujący pojazdem, czy może przyczynił się do niego jeszcze ktoś inny. Jeśli okaże się, że nie ma podstaw do stwierdzenia współwiny, sprawa najprawdopodobniej zostanie umorzona z uwagi na śmierć sprawcy. Śledczy muszą wziąć pod uwagę, czy do zdarzenia nie przyczynił się któryś z pasażerów auta, albo przechodzień, widoczny na materiale wideo z miejskiego monitoringu.
Niezależnie od prokuratury sprawie przyjrzeli się eksperci z łódzkiej firmy zajmującej się analizą i rekonstrukcją wypadków drogowych - Crashlab. Korzystając z nowych technologii analitycznych, dostępnych materiałów wideo i na podstawie oględzin miejsca zdarzenia, eksperci przygotowali symulację tego wypadku i opublikowali ją w postaci materiału wideo.
Analiza wykazała na przykład, że samochód został wprowadzony w poślizg daleko przed wjazdem na skrzyżowanie z ul. Zwierzyniecką - świadczyć o tym ma fakt potrącenia bokiem trzech tablic kierujących. Ekspert stwierdza, że wprowadzenie auta w zarzucenie boczne musiało mieć miejsce ponad 50 metrów od toru ruchu pieszego, bo w tej odległości znajdowała się pierwsza potrącona tablica, w którą już pojazd uderzył bokiem. To może sugerować, że auto zostało wprowadzone w poślizg zanim kierujący mógł dostrzec ewentualne zagrożenie ze strony pieszego.
Ekspert twierdzi, że świadczy to raczej o podjętej próbie pokonania łuku, jaki wyznacza aktualny przebieg trasy w tym miejscu. Przypomnijmy, że na czas remontu wyłączona została prawa strona jezdni, a ruch kierowany jest na lewą stronę i towarzyszy mu ograniczenie prędkości do 40 km/h.
Ekspert twierdzi, że po minięciu pieszego kierujący Renault już nie panował nad pojazdem i jedyne co mógł zrobić, to próbować podjąć hamowanie. Według analizy, w chwili opuszczania drogi, auto poruszało się z prędkością 90-100 km/h - znacznie powyżej dopuszczalnej.
Eksperci wykonali też analizę, która miałaby potwierdzić, czy skrzyżowanie to dałoby się pokonać przy prędkości 100 km/h. Wynika z niej, że owszem, było to możliwe, ale wymagałoby to precyzyjnego prowadzenia i maksymalnego skupienia uwagi. Biorąc pod uwagę, że auto najprawdopodobniej jechało jeszcze szybciej, a według danych Prokuratury Okręgowej w Krakowie ujawnionych przez Fakt.pl, kierujący samochodem znajdował się pod wpływem alkoholu (2,3 promila we krwi), trudno się spodziewać, by był w stanie w pełni skoncentrować się na precyzyjnym prowadzeniu. Wciąż trwa analiza toksykologiczna, która ma za zadanie stwierdzić, czy nie znajdował się również pod wpływem innych niedozwolonych środków.
W podsumowaniu materiału ekspert Crashlab zwraca uwagę na problem nagminnego przekraczania prędkości i popularność nielegalnych wyścigów w Polsce. Podkreśla fakt łatwej dostępności pojazdów o wysokich mocach oraz możliwość wykonywania modyfikacji ich parametrów, by stawały się one jeszcze mocniejsze. Uważa, że jest to problem systemowy, dla którego nie znaleziono jeszcze rozwiązania.