Absurdalne pomysły na walkę ze smogiem

Na posiedzeniu, które odbyło się 17 stycznia, rząd zapoznał się z rekomendacjami Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów dotyczącymi walki ze smogiem.

Beata Szydło zapowiedziała, że Rada Ministrów przyjmie proponowany harmonogram działań, który ma być "konsekwentnie wcielany w życie". W następstwie tego pomysłu wkrótce z polskich dróg zniknąć może dobre 80 proc. samochodów! Co najśmieszniejsze - spokojnie spać mogą jedynie właściciele pojazdów z silnikami wysokoprężnymi...

Jak czytamy w oficjalnym komunikacie, jeden z punktów rządowego harmonogramu zakłada "Wprowadzenie obowiązku dokumentowania jakości spalin przez stacje kontroli pojazdów oraz wymogu badania spalin w trakcie kontroli drogowej". Taki zapis zdradza, że pomysł powstał "na kolanie", bez jakiejkolwiek konsultacji z motoryzacyjnymi ekspertami i środowiskiem diagnostów. Wcielenie go w życie miałoby dramatyczne skutki dla milionów (!) polskich kierowców. Dlaczego?

Reklama

Wygląda na to, że twórcy projektu nie zdają sobie sprawy z faktu, że w przypadku silnika wysokoprężnego na stacji diagnostycznej nie ma możliwości zweryfikowania składu spalin. Za pomocą dymomierzy badane jest co najwyżej ich zadymienie, a w tej kwestii polskie przepisy są dość liberalne.

Mówiąc krótko - by uzyskać pozytywny wynik badania nie potrzeba ani układu recyrkulacji spalin, ani filtra cząstek stałych! Wystarczy, że silnik trzyma kompresję i ma sprawny układ wtryskowy (Więcej o badaniach spalin w silnikach wysokoprężnych znajdziecie tutaj ). W tym przypadku prowadzenie ewidencji mija się z celem chyba, że będzie ona polegać na prostym stwierdzeniu "zdał/nie zdał".

Rzecz ma się jednak zupełnie inaczej w przypadku silników o zapłonie iskrowym. W ich przypadku, korzystając ze specjalnej sondy wkładanej do wydechu, można - dość precyzyjnie - ustalić skład spalin. Tyle, że działa to jedynie w teorii...

Proces spalania mieszanki paliwowo - powietrznej kontrolowany jest przez wiele czujników (m.in. przepływomierz powietrza, sonda lambda, czujniki temperatury itd.). Żaden samochód z silnikiem benzynowym nie byłby w stanie spełnić obowiązujących norm emisji spalin bez wyposażenia go w reaktor katalityczny zwany potocznie katalizatorem. Tutaj pojawia się jednak poważny problem.

Katalizatory osiągają zakładaną sprawność w bardzo wysokich temperaturach (od 600 do ponad 800 stopni Celsjusza). Właśnie z tego względu diagności najczęściej "przymykają oko" na rozbieżności dotyczące rzeczywistego składu spalin konkretnego pojazdu. Wiedzą, że - by pomiar był wiarygodny - samochód musi trafić na stację prosto "z trasy". Osiągnięcie tak wysokiej temperatury katalizatora przy obrotach biegu jałowego (o ile w ogóle jest to możliwe) oznaczałoby, że samochód musiałby spędzić na stanowisku diagnostycznym kilkadziesiąt minut.

Oczywiście - w teorii - wystarczy przyjechać na przegląd rozgrzanym autem. Co jednak w sytuacji, gdy do stacji diagnostycznej ustawi się kolejka? Pozostawienie samochodu z pracującym silnikiem nie wydaje się mądrym pomysłem i - co więcej - grozi mandatem!  

Obecnie sytuacja wygląda tak, że diagnosta "rzuca okiem" na wyniki pomiaru czystości spalin i jeśli znacząco nie odbiegają od norm, to posiłkując się ogólnym stanem technicznym zakłada, że ma do czynienia z wychłodzonym katalizatorem. Co innego, gdy ustawowo zmusimy go do prowadzenia ewidencji pomiarów. Wówczas  okaże się, że 90 proc. pojazdów poddanych takiemu badaniu nie zaliczy przeglądu! Albo diagnosta wyrzuci was ze stacji, albo poświadczy nieprawdę, za co grożą mu zarzuty z kodeksu karnego. Myślicie, że przesadzamy? Zapytajcie diagnostów...

Kolejną kwestią jest sprawność samego katalizatora, który - z wiekiem - po prostu - się zużywa. Większość reaktorów katalitycznych nie spełnia zakładanych parametrów pracy już po 100-120 tys. km. Biorąc pod uwagę, że średnie roczne przebiegi większości polskich kierowców oscylują w okolicach 20 tys. km oznacza to, że katalizator powinno wymieniać się co 5-6 lat. W przypadku kompaktowego samochodu z silnikiem 1,6 l koszt nowego urządzenia przekroczy tysiąc zł. Właściciele aut z większymi silnikami, które często wyposażone są w dwa lub cztery reaktory katalityczne, mogą już ustawiać się do psychiatrów po leki antydepresyjne...

Żeby była jasność - nie negujemy dobrych chęci gabinetu politycznego Beaty Szydło. Problem smogu znamy aż za dobrze - nasza redakcja znajduje się przecież w Krakowie. Apelujemy jednak do szefów poszczególnych resortów, by - zanim przedstawią swoje pomysły publicznie - skonsultowali się z ekspertami związanymi z daną branżą. W przeciwnym razie jeden podpis pod - nie do końca przemyślaną - ustawą może mieć dramatyczne skutki. W tym przypadku cofnąć Polaków do początków ubiegłego wieku, gdy samochód był dobrem luksusowym zarezerwowanym dla garstki nielicznych szczęśliwców. By sprawować władzę nie wystarczą dobre chęci, potrzebna jest jeszcze wiedza...

Paweł Rygas 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy