4 zł za litr czyli szejkowie i politycy
Oficjalnie pochyla się ze współczuciem nad niedolą zmotoryzowanych, dotkniętych skutkami drożyzny na światowych rynkach ropy naftowej.
Troszczy się o los firm transportowych. Wyraża głębokie zaniepokojenie wpływem wysokich cen paliw na koszty produkcji w gospodarce. Po cichu zaciera jednak ręce i skrupulatnie liczy dodatkowe dochody budżetowe z podatku VAT. Wiadomo przecież, że im droższa benzyna i olej napędowy, tym większy zarobek z tego źródła dla fiskusa.
Mowa oczywiście o polskim rządzie. Najnowszym dowodem na jego dwulicowość są doniesienia o zaplanowanych na 2005 r. podwyżkach akcyzy paliwowej. Jak poinformował w Sejmie wiceminister finansów - wzrośnie ona aż o 10 proc., czyli znacznie ponad wskaźnik przewidywanej inflacji. Oznacza to, że powoli powinniśmy zacząć oswajać się z myślą, że cena najpopularniejszej benzyny bezołowiowej ustabilizuje się na poziomie ponad 4 zł za litr. I wcale nie będą temu winni szejkowie znad Zatoki Perskiej, lecz politycy z Warszawy.