200 proc. cła na auta z importu. Tak Trump chce zostać prezydentem
Donald Trump i Kamala Harris reprezentują diametralnie różne podejścia do ceł na import samochodów oraz kwestię rozwoju elektromobilności. A to tematy, które w znaczącym stopniu mogą wpłynąć na wynik nadchodzących wyborów prezydenckich w USA.
Zbliżające się wybory prezydenckie w USA w 2024 roku mogą mieć ogromny wpływ na globalny przemysł motoryzacyjny. Polityka celna oraz podejście do elektromobilności to dwa kluczowe obszary, które wyraźnie różnią kandydatów - Donalda Trumpa i Kamalę Harris.
Poglądy Trumpa na cła i elektromobilność
Donald Trump zapowiada kontynuację protekcjonistycznej polityki z pierwszej kadencji. Zapowiedział, że jeśli zostanie wybrany, będzie bronił miejsc pracy w Stanach nakładając wysokie cła na samochody importowane z innych części świata - nie tylko z Chin, ale i z Europy czy Meksyku. Podczas swojej ostatniej wizyty w Wisconsin przekonywał wyborców, że nie musi się skończyć na 100-procentowych cłach, takich jak administracja Bidena nałożyła już na elektryki produkowane w Chinach. W kontekście produkcji w Meksyku zagroził, że jeśli będzie trzeba, podniesie cła do 200 procent. I to na wszystkie produkowane tam samochody. A trzeba pamiętać, że dziś ok. 20 proc. samochodów sprzedawanych w USA powstaje właśnie za południową granicą. Swoje fabryki mają tam m.in. Ford, General Motors i Stellantis. Gigafabrykę postawiła tam Tesla, a Meksyk ma się stać też przyczółkiem dla kolejnych graczy z Chin. Dziś mowa o 3 milionach samochodów rocznie, z których połowa to wyroby wielkiej trójki z Detroit.Wprowadzając wysokie cła Trump chce zmusić zagranicznych producentów, ale i amerykańskie firmy, do inwestowania w USA.
Oto oferta, którą złożę każdej dużej firmie i producentowi na świecie — dam wam najniższe podatki, najniższe koszty energii i najmniejsze obciążenia regulacyjne. I darmowy dostęp do najlepszego i największego rynku na świecie. (...) Chcę, żeby niemieckie firmy motoryzacyjne stały się amerykańskimi firmami motoryzacyjnymi.
Europejskie firmy, z których część ma już fabryki w Stanach, będą więc miały twardy orzech do zgryzienia: zwiększenie produkcji w USA musiałoby się wiązać z ograniczeniem produkcji w Europie, co niekoniecznie spodobałoby się tutejszym związkom zawodowym.Trump, którego w poprzednich wyborach mocno wspierał Elon Musk, nie jest też fanem wymuszonego przejścia na elektromobilność. Uważa, że plany przejścia na samochody elektryczne mogą zagrozić tradycyjnym fabrykom produkującym pojazdy z silnikami spalinowymi, co doprowadziłoby do masowych zwolnień w przemyśle.
Poglądy Kamili Harris na cła i elektromobilność
Kamala Harris, jako kandydatka Partii Demokratycznej, stawia na kontynuację polityki obecnego prezydenta, Joe Bidena. Oznacza to, że opowiada się za cłami, ale bez tak drastycznych rozwiązań, jakie proponuje Trump. Zwraca uwagę, że szerokie wprowadzenie ceł odczuliby w swoich portfelach wszyscy Amerykanie - mówi o kwocie nawet 4 tys. dolarów rocznie na rodzinę. Proponuje zamiast tego wprowadzać cła w bardziej wybiórczy sposób.
Kamala Harris jest też w opozycji do Trumpa jeśli chodzi so samochody elektryczne. W swoich wystąpieniach mówi wprost, że "nigdy nie będzie nikomu mówiła jakim samochodem ma jeździć". Jednak uważa, że trzymając się uporczywie napędów spalinowych amerykańscy producenci stracą swoją pozycję w globalnym podejściu do motoryzacji, które szybko się zmienia i zmierza ku stabilizacji klimatu. W 2019 r. wspierając Bidena nawoływała do wprowadzenia przepisów o przejściu na model zeroemisyjny w 20135 r. Jednak w obecnej kampanii ka kwestia nie jest już poruszana.
Jako wiceprezydent w administracji Bidena, wspierała największą inwestycję w rozwój zielonej energii w historii USA, w tym 370 miliardów dolarów przeznaczonych na inwestycje związane z zieloną energią, w tym produkcję pojazdów elektrycznych, baterii oraz infrastrukturę ładowania. Harris promuje również zachęty podatkowe dla konsumentów, aby przyspieszyć przejście na pojazdy elektryczne. Podczas kampanii Harris podkreślała, że inwestycje te nie tylko pomagają zmniejszyć emisję CO2, ale także tworzą nowe miejsca pracy w USA. W maju 2024 roku ogłosiła, że administracja przeznaczy 100 milionów dolarów na modernizację zakładów produkcyjnych w Detroit, co miało na celu wzmocnienie łańcuchów dostaw w Stanach Zjednoczonych i utrzymanie miejsc pracy w przemyśle motoryzacyjnym.
Stawką w tegorocznych wyborach prezydenckich są nie tylko przyszłe cła na samochody importowane do USA, ale także kierunek rozwoju globalnego przemysłu motoryzacyjnego. Wybór Trumpa oznaczałby większą protekcję rynku amerykańskiego i drastyczne taryfy celne, podczas gdy Harris stawia na zieloną transformację, co mogłoby przynieść korzyści producentom stawiającym na innowacje i elektromobilność. Nie tylko w USA.